Nie chcę
klasyfikować tej książki. Wspomnienia z lat dzieciństwa, którego
tak naprawdę nie było, posiadają wielki ciężar gatunkowy, niosą
straszne świadectwo czasów i wydarzeń, nie sposób nadawać im
znamiona systematyki, typologii. Czarne sezony to wstrząsająca
autobiograficzna historia przetrwania lat wojny i okupacji, widziana
oczami kilkuletniego chłopca. I choć znanych jest wiele takich
wspomnień, to jednak każde z nich ma wielką siłę, jest równie
poruszające. Imre Kertesz, Roma Ligocka czy Krystyna Chiger odbywali
retrospekcje do czasów pogardy, a każdy taki powrót, każda z tych
historii to osobny cud. Dla czytelnika zaś to trudna do pojęcia
wiązka przypadków, działań ludzi dobrej woli, trafów i
koincydencji, których efektem było przeżycie.
Takie
właśnie są Czarne sezony. Getto, ukrywanie się po
aryjskiej stronie, szmalcownicy, spalone kryjówki, katolickie
sierocińce, to przez lata okupacji była codzienność Michała
Głowińskiego. Jego relacja pozbawiona jest patosu i podniosłości.
Często podkreśla, że wspomnienia te nie są pełne, wielu rzeczy
nie pamięta, nie próbuje jednak na siłę dopisywać ciągów
dalszych, relacjonuje to co pozostało w pamięci .Historia
obrazowana jest językiem pozbawionym emocji, opisującym codzienność
wojenną tak, jakby była ona czymś zwyczajnym. Sięganie po
najczarniejsze wspomnienia, mierzenie się z własną historią jest
udziałem czytelnika. Niewiarygodne były przeżycia autora, zupełnie
jak z filmowego scenariusza, jak chociażby wspomnienie o grze w
szachy ze szmalcownikiem, która była przecież także grą o życie.
Wiele jest takich przykładów w książce. Przykładów na niezwykłe
ocalenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz