wtorek, 29 stycznia 2013

Awraham B. Jechoszua – Pan Mani [recenzja]


Dobry wybór dla wszystkich szukających monologów na konkursy recytatorskie i egzaminy wstępne do akademii. Już w pierwszej części pojawia się charakterny monolog Hagar, który jawi się jako kawał niezłego monodramu. Każda z pięciu rozmów jakie toczone są w książce ma tylko pojedynczego mówcę. Osoba z którą prowadzony jest dialog, za każdym razem posiada odautorski dopisek, iż „jej / jego wypowiedzi pominięto w poniższej rozmowie”.
Wyborne rozwiązanie dla odświeżenia formuły literackiej, a przy tym biegle wykonane. Pan Mani to niezwykła książka. Piszę to z pełną odpowiedzialnością. Przyciągająca historia rodziny, choć może bardziej męskich potomków i protoplastów rodu Mani, frapuje i ciekawi. Przypowieść familijna przeplata się wciąż z dziejami Jerozolimy, jako miasta zagadki, przygody, różnorodności i podziałów. Wartki, żywotny język, nacechowany przenikliwymi emocjami (w końcu powieść ta to rozmowa, choć jednokierunkowa) również daje satysfakcję odbiorcy.
Pan Mani to pięć różnych opowieści. Każda odnosi się do dziejów rodziny, każda ma do zaoferowania pasjonujący odcinek historii. Oddam na chwilę głos pierwszej narratorce, gdyż jej słowa dobrze oddają charakter całości: takie dziwne uczucie, które od tamtej pory zaczęło do mnie wracać raz po raz (…), jakby umieszczono mnie na pierwszej stronie książki (…), miałam wrażenie jakbym była w opowiadaniu, a nie w życiu. Hagar przyjeżdża do Jerozolimy, by znaleźć ojca swego chłopaka - Gawriela Mani. Ma mu do przekazania ważne informacje od syna. Po krótkim spotkaniu nabiera pewnych obaw i niepokoju, wprasza się więc do niego, by móc obserwować dziwnego mężczyznę. Codzienność zmienia się w widowisko. Rozpoczyna się między nimi gra... A to wszystko w egzotycznej scenerii Jeruszalaim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz