Homer
warszawskiej ulicy w szczytowej formie. Felietony z lat 1936 –
1939 przynoszą soczyste, barwne i przezabawne historie opowiadane
warszawską gwarą, bardzo często zwieńczone zdecydowaną pointą.
Każda historia to odrębna gawęda wyciągnięta z sądu grodzkiego,
gdzie znajdują finały poszczególne wydarzenia.
Doskonałe
wytchnienie dla czytelnika plus lekcja obyczajowości lat 30. XX
wieku, a wszystko to pisane niespotykanym już językiem. Istna uczta
dla oka. Kopalnia wiedzy o zapomnianych zwrotach i wyrażeniach:
szalbierstwo żołądkowe, mleko od wściekłej krowy,
poświęcana świca czy też męczybuła w zęby kopany,
wywołują uśmiech i westchnienie żalu za dawno minionym, trącącym
myszką slangiem.
Nostalgiczna
podróż do świata za którym się troszeczkie ckni, a często
mało wie. Obserwujemy przekłuwanie pustych balonów – autor
ujawnia śmieszność poszczególnych sytuacji, które początkowo na
zabawne nie wyglądają. Czytelnik jest po trosze etnografem, który
podgląda codzienne perypetie warszawskiej ferajny, robotniczych
dzielnic, trafia do tzw. pekinu, czy też podpatruje
sąsiedzkie i rodzinne kitowanie.
Lekka,
łatwa i bardzo przyjemna odmiana literatury w prima gatunku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz