niedziela, 27 stycznia 2013

Agatha Christie – Tajemnica Siedmiu Zegarów [recenzja]


Próżno szukać na kartach powieści osoby Poirota czy panny Marple. Tutaj pierwsze skrzypce w rozwiązywaniu intrygi gra młoda, przebojowa lordowska córka, lady Eileen Brent, dalej określana mianem Bundle.
W rezydencji Chimneys, należącej do ojca naszej bohaterki spędza czas grupa przyjaciół. Jeden z nich, Gerald Wade, powszechnie znany z bardzo późnego wstawania, staje się przedmiotem żartu. Wesoła kompania postanawia kupić najgłośniejsze dostępne budziki, umieścić je w sypialni śpiocha i czekać reakcji niczego nieświadomej ofiary. Następnego dnia okazuje się, że Gerald nie żyje, a ktoś zebrał budziki w jednym miejscu i ustawił je nad kominkiem, choć wcześniej ulokowane były w różnych miejscach. Co ciekawe, jeden z budzików zniknął... Co oznacza symbolika pozostałych na miejscu zbrodni siedmiu zegarów? Czemu Wade zginął?
Sprawą żywo interesuje się nasza Bundle, która ochoczo przystępuje do wyjaśnienia zagadki. Mimo ogólnej bystrości i żywej wyobraźni nie zdaje sobie ona sprawy na jakie niebezpieczeństwa się naraża, podejmując zabawę w detektywa. Usilnie stara się włączyć w śledztwo prowadzone przez nadinspektora Battle'a ze Scotland Yardu.
Wysmakowane zdania, umiejętne posługiwanie się suspensem, ciągła walka dobra ze złem, arystokratyczny sznyt, to określenia, które według mnie najlepiej odnoszą się do pisarstwa Christie i które tu znajdują potwierdzenie.
Czytając Tajemnicę Siedmiu Zegarów na pewno nie grozi nam dyslokacja żuchwy ( tego określenia, choć w innym kontekście użyła w powieści urocza Bundle).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz