niedziela, 29 stycznia 2023

Charles Wu - Ucieczka z Chinatown [recenzja]

 

Przekład: Aga Zano

Wydawnictwo Artrage.pl

Warszawa 2022


Zachwycam się szatą graficzną, fontem, rozwiązaniami technicznymi, które jako pierwsze rzucają się w oczy. I prawdziwie, robią duże wrażenie. Bardzo estetycznie wydana książka.

Fabularnie i konstrukcyjnie książka satysfakcjonuje. Autor miesza style, gatunki, bawi się formułą i kompozycją. To sztuka, bo łatwo popaść w pułapkę udziwnień i przesady. Swoim wielowymiarowym podejściem do tematu ukazuje głębię, daje obraz wieloznaczności, uwypukla problematykę i emocje, jakie targają bohaterem. Mamy więc prozę połączoną z zapisem właściwym sztuce dramatu, zdarza się zapis scenariuszowy. To wszystko skrzy się energią, mocą i dynamiką, z jakimi kojarzy się Chinatown. Od którego bohater w końcu chce uciec.

Ma on bowiem dość ciągłego postrzegania jego zdolności i umiejętności przez pryzmat pochodzenia etnicznego, historii kraju z którego wywodzi się jego rodzina, a tym samym przez stereotypy jakimi posługują się szeroko rozumiani europeidzi. W branży filmowej, w której próbuje swych sił, gra najpierw Trzecioplanownego Azjatę, później Drugoplanowego Azjatę, ale marzy mu się filmowa fucha Gościa od Kung-Fu. Dalej strach mierzyć. Konkurencja jest szalona, zapotrzebowanie stałe. Umierasz w produkcji, masz kilkudziesięciodniową przerwę, by nikt nie skojarzył twej twarzy. Praca za marne pieniądze, życie w mikromieszkaniu, ci sami sąsiedzi od urodzenia, ten sam pęknięty brodzik we wspólnej łazience na piętrze, rodzice, którzy przechodzili tę samą drogę: od Atrakcyjnej Azjatki po Starą Kobietę. 

Satyra na kulturowe dostosowania, polityczną poprawność, a także przegniły i przewidywalny rynek filmowy w Hollywoodzie. Autor z dużym dystansem i przenikliwością rozlicza społeczeństwo z pozornych akceptacji, powszechnych uproszczeń oraz korzystania z wygodnych konwencji. Bardzo to soczyste i pełne scenicznego przepychu. Oczyma wyobraźni widzę teatralną adaptację. To byłoby coś!

niedziela, 22 stycznia 2023

Shalom Auslander - Matka na obiad [recenzja]


Przekład: Maciej Stroiński

Wydawnictwo Filtry

Warszawa 2022


Brawurowy pomysł fabularny, który nie dość, że gęsto umoczony w kpinie i karykaturze, to dodatkowo wmanewrowany w kanibalizm. Autor, poprzez ten kostium rozprawia się boleśnie z doktrynami religijnymi oraz polityką deklarowania tożsamości, płciowości. 

Naszym przewodnikiem po tym szalonym świecie jest Siódmy, pochodzący z kanibalskiej rodziny mężczyzna, który jedzie pożegnać się z umierającą matką. Obiecał jej, że po śmierci, zgodnie z plemienną tradycją spożyje matkę na obiad. Zresztą, każde z jego rodzeństwa, w myśl obrzędu musi dostać swoją część. Spotkanie wszyskich dzieci Amy w jej brooklyńskim mieszkaniu to gotowy przepis na wielką awanturę. Ponieważ jest ich kilkanaścioro, a każde z nich wybrało swoją drogę (od religijnego Żyda, przez homoseksualistę, po niepełnosprawnego umysłowo, jest też jedna kobieta, której na imię... Zero), mają oni zgoła różne pomysły na pożegnanie z matką, a także jej spuścizną.
Wspomnienia domowe, dzieciństwo, traktowanie poszczególnych dzieci, ich odbiór matki, pozostałego rodzeństwa, nie tylko ukształtowało ich wzajemne stosunki na lata, ale także predestynowało ich do wyborów życiowych w dorosłości. I tak, Pierwszy kompletnie zerwał stosunki z rodziną, zaś wspomniany Siódmy wydaje się być namaszczony na wykonawcę ostatniej woli matki.

Tak różni, tak osobni, a jednak znalazł się sposób, by doprowadzić ich do zgody. Nie chodzi jednak o śmierć matki, ta dla części z dzieci jest błogosławieństwem, dla innych nieistotnym szczegółem, są takie, które prawdziwie po niej płaczą. Prawdziwym łącznikiem okaże się inny czynnik, którego nie zdradzę, jest on jednak niezawodny i pozostawiający w cieniu i w niebycie wszelkie wahania i niepewności.

Autor na swój bezlitosny, ale wciąż inteligentny i zabawny sposób rządzi i dzieli opiniami, pamięcią i więzami krwi. Nie na żadnych złudzeń co do gatunku ludzkiego. Podkreśla podziały między grupami etnicznymi (ach te sherwoody!), dolewając oliwy do ognia opiniami głoszonymi przez swoich bohaterów.
Nie ma litości, nie ma złudzeń, a przy tym ubrany w pastiszowy, satyryczny kostium jest w tym bezkarny i  zgrywny. Połączenie tyle szalone, co nieczęste, a przez to interesujące.


niedziela, 15 stycznia 2023

Urszula Honek - Białe noce [recenzja]

 

Wydawnictwo Czarne

Wołowiec 2022


Zbiór opowiadań, który pachnie ziemią, wiatrem i niepewnością. To naprawdę dobre połączenie, jeśli weźmiemy pod uwagę rozbieżności między bohaterami, prowincjonalną samotnością i nastrojem zawieszenia.

Autorka sytuuje swoje utwory w małej podgórskiej miejscowości, która trwa w nieokreślonym czasie, wśród niedopowiedzeń, ukrytych pragnień i namiętności, marzeń i zaniechań. A także wśród braku akceptacji, poczucia wstydu, a czasem i apatii.

Ktoś kopie staw, ktoś w nim tonie, ktoś zostaje samotną matką, ktoś inny ciężko pracuje w lesie pomarańczową piłą. Ludzie szukają miłości na wiejskich wichurach, są wystawiani do wiatru, gonią za marzeniami. Zwykłe życie, które jednak pomnożone przez mrok i niepokój urasta nagle do tematu literackiego.

Jest w prozatorskim debiucie Urszuli Honek cała moc poezji - jej przestrzeń, wieloznaczność, moc pauzy. Bardzo pomagają one w  tworzeniu nastroju grozy, niemocy, niepewności. Wszechobecna metaforyczność przenosi historie w inne wymiary, tworząc je ponadczasowymi, czasem nierzeczywistymi, w zależności od fantazji i potrzeb.

Ma Honek językowe wyczucie, styl, moc pisarską. Jest przy tym subtelna, kryjąca się za słowami, oddająca całą historię swoim bohaterom, bez zbędnego mędrkowania, przechwałek. 

Bardzo nastrojowa książka, która niesie się ciszą, czasem zamyśleniem. Bardzo udana książka.

sobota, 14 stycznia 2023

Jaume Cabré - Spaleni w ogniu [recenzja]

 

Przekład:  Anna Sawicka

Wydawnictwo Marginesy

Warszawa 2023


Cóż za epicka okładka. Naprawdę udana: nawiązująca do tematyki, bogata w głębię, tajemnicza, piękna kolorystycznie, obiecująca niezwykłą treść. Ta obietnica jest spełniona tylko częściowo. Wszystko za sprawą dążeń Autora do bycia intelektualistą, a może nawet myślicielem. W powieści przeplata bowiem wątek głównego bohatera, Ismaela z historią  małego dzika, który snuje filozoficzne rozważania dotyczące czasu. Z daleka pachnie to kaznodziejstwem w guście Paula Coelho, z bliska, jest jeszcze gorzej. Domorosłe metafory są tak ciężkostrawne, że psują lekturę całej reszty. Oczywiście, przygody warchlaka są uzasadnione w konstrukcji, w pewnym momencie drogi Ismaela i dzikiej świni się przetną, jednak jest to nieznośne i liche. 

Część fabuły poświęcona człowiekowi (rzeczony Ismael) to portret skrzywdzonego, samotnego, pozbawionego rodzicielskiego wsparcia i uczuć chłopaka, który zostawiony sam sobie musi dorosnąć, znaleźć zajęcie i przeżyć w Barcelonie. Uczy literatury, spotyka dawną znajomą, która staje się mu coraz bliższa. Życie zaczyna się prostować i klarować. Jednak jednorazowe spotkanie ze znajomym ze szkoły powoduje, że całe jego życie znów zaczyna się wikłać. Nagle budzi się w podejrzanym pokoju, w nieswoim łóżku, wśród ludzi, którzy udają personel medyczny. Nie pamięta jak się nazywa, wie jednak, że jest w niebezpieczeństwie. Jak wielkim przekonuje się wówczas, gdy pamięć wraca.

Bardzo interesująca historia dotycząca ostatniego wątku byłaby świetnym punktem wyjścia dla stworzenia wyjątkowej powieści o przypadku, o tym jak zrządzenie losu może czasem zadecydować o życiu pojedynczego człowieka, o nieprzewidywalności teraźniejszości i loteryjności fortuny. Do tego koloryt społeczny, Barcelona, specyfika miasta i ludzi i już robi się ciekawie. Niestety, czegoś zabrakło, a może wręcz przeciwnie, czegoś było za dużo (patrz: wątek dzika).

Literacka skucha na początek roku. 

środa, 11 stycznia 2023

Denis Johnson - Szczodrość syreny [recenzja]

 

Przekład: Krzysztof Majer

Wydawnictwo Karakter

Kraków 2022


Ten zbiór wiele mówi o poczuciu humoru Autora - wysublimowanym, inteligentnym, a przy tym autoironicznym, nie będącym obciążeniem dla czytelnika. Wspaniałe!

Stąd też moje pierwsze skojarzenie z Johnsonem - humor! PS iluż bohaterów (jakże różnych) tego zbioru obdarzył swoim nazwiskiem lub jego lekką inkarnacją! A już tekst od telefonie od byłej żony (tylko której) jest esencją dowcipu.

Po drugie: znakomity zmysł obserwacyjny, który, według mnie, najmocniej daje o sobie znać, gdy Autor pisze o ludziach osadzonych, uzależnionych, zamkniętych w więzieniach. Wówczas wypływa z treści cała gama emocji, znaczeń, słów, które znakomicie i sugestywnie opisują ich codzienność, skrajności, problemy, a także napędzające ich demony, występujące pod przeróżnymi postaciami. 

Po trzecie: sprawność językowa, której wcale nie myliłabym z geniuszem, ot inteligenty, obdarzony talentem literackim pisarz realizuje obrazy i opisy, jakie stają się udziałem jego wyobraźni. Tematy, które urzeczywistnia w swoich próbach są skupione wokół współczesności, prozy życia, rozczarowania nim, a także radzenia sobie z tym rozczarowaniem, próbą ogrania niewesołej rzeczywistości, która jest jedyną dostępną i basta.

Johnson nie ubarwia, nie dokłada mocy, pisząc o złamanych życiem, oszukanych, będących na krawędzi, bądź też już w trakcie lotu ku przepaści nie sili się na pocieszenia. W szczerym przekazie relacjonuje bolączki i frustracje, żale i gorycze. 

Jednakowoż nie podzielam ogólnego zachwytu nad geniuszem pisarza. Jak wspomniałam wyżej, traktuję go jako inteligenta o polocie pisarskim, nie zaś jako fenomen o lotności bez dna. Bez przesady. 

niedziela, 8 stycznia 2023

Zyta Rudzka - Ten się śmieje, kto ma zęby [recenzja]

 

Wydawnictwo WAB

Warszawa 2022


Najlepszy w tej powieści jest tytuł. 

Cała reszta to powielana w nachalny sposób zabawa słowem i aranżowanie go w każdej możliwej ekwilibrystyce znaczeniowej czy stylistycznej. Dobrze się to czytało w "Ślicznotce doktora Josefa", uszło na sucho w "Krótkiej wymianie ognia", zaś w "Tkankach miękkich" brzmiało jak stary, pozbawiony oryginalności żart, który powtarzany po raz enty staje się nudny.

Rudzka celuje w zabawy językiem: skojarzeniowe związki wyrazowe, zlepki podtekstów, idei nie brzmią już tak rześko jak za pierwszym razem. Jeśli ktoś sięgnie po raz pierwszy po prozę Rudzkiej właśnie sięgając po "Ten się śmieje (...)", doceni coś więcej niż tytuł, ponieważ przy pierwszym spotkaniu zarówno rytm, styl, jak i wspomniana na początku ekwilibrystyka będą atrakcją. 

Dla mnie, czytelniczki jej czwartej książki rozczarowuje ta powtarzalność i męczące wyginanie słów. Okazuje się, że proza Rudzkiej to zabawa słowem i znaczeniem, wzbogacanie frazeologizmów i zaskakiwanie, czasem bawienie czytelnika zlepkami znaczeniowymi. Giną postaci, giną charaktery, wszystko to tonie w morzu zabawy językiem.

Umęczenie lekturą jest pewnie tak wielkie jak poszukiwanie przez Werę, bohaterkę powieści butów do trumny zmarłego męża. Niestety.

Fabuła osnuta jest wokół postaci fryzjerki męskiej, wspomnianej wcześniej Wery, która dobre lata ma już zdecydowanie za sobą. Pozbawiona pracy (w miejscu jej zakładu powstał, nie inaczej, barber), wyprzedaje wszystko co ma jakąkolwiek wartość, by zebrać pieniądze na pochówek dla dżokeja, swego zmarłego męża. Narracja skupiona na walce i bezkompromisowości hardej, niestrudzonej kobiety miała także pokazywać ubóstwo współczesności, a jednak wszystko to utonęło w stylistycznym galopie. 


czwartek, 5 stycznia 2023

Szczepan Twardoch - Chołod [recenzja]

 

Wydawnictwo Literackie

Kraków 2022


Twardoch pogrywa z czytelnikiem od samego początku "Chołodu". Irytujący wstęp, w tonie nużąco-drażniącym przedstawia postać bohatera-pisarza Szczepana, który ucieka (za przeproszeniem) od prozy życia na Spitsbergen. Autobiograficzne zagrywki, mające być przyczynkiem do opowiedzenia właściwej historii są tak lansiarskie i chełpliwe, że chwilami miałam wrażenie, że to zabiegi kompensacyjne niepewnego swych mocy debiutanta, nie zaś uznanego twórcy. Bez wątpienia początek jest prowokacją przez którą trzeba po prostu przebrnąć, mimo przechwałek dotyczących zarówno ekskluzywności hobby pisarza, jak i elitarności związanej z możliwościami pozyskiwania czasu wolnego. 

Ale co z powieścią? Jest warta uwagi.

Konrad Widuch to niepokorna dusza, jako 14-letni chłopak w silnym wzburzeniu porzucił rodzinne Pilchowitz, szybko stał się czynnym wyznawcą radzieckiej partii komunistycznej, która pod koniec lat 30. przedsięwzięła środki mające na celu neutralizację starej armii. Widuch trafił do łagru, przeżył piekło. Wspominając ówczesnych towarzyszy niedoli opisuje bestialstwo zwyrodnialców, jakich nie brakowało wśród współwięźniów. Walka o przetrwanie, walka z głodem, zimnem, potencjonalnymi mordercami i samą instytucją łagru to tylko część gehenny. Zima polarna, brak perspektyw, możliwości ucieczki to kolejne komplikacje zwiastujące szybki kres życia. Nie dla Widucha jednak.

Spotykamy go znów gdy wędruje po Arktyce z dwójką byłych więźniów: Ljubow, uparcie trzymającą się życia Rosjanką oraz okaleczonym Łotyszem. Trafiają w swej odysei do tajemniczego Chołodu, zamieszkiwanego przez lud obwarowany własnym kodeksem, starszyzną i zasadami. Widuch przyjmuje wszystko naturalnie, próbując odnaleźć się pośród tych właśnie ludzi. Wyleczony z ideologii, nie mający złudzeń co do ludzi i ich pobudek, opisuje przykłady kanibalizmu oraz okrucieństwa, które zadawane jest dla własnej, prostej przyjemności.

Jest tęsknota za małą ojczyzną, za kobietą, dziećmi, jest nadzieja, że bliskich spotkał lepszy los. Bo nawet szybka śmierć w odmętach morskiej wody lepsza jest niż ścieżka, którą przebył Widuch - od sadystycznych przesłuchań, przez łagier, po ucieczkę i Chołod. 

Historia jednostki to jedno - ledwo pyłek na wietrze. Inna sprawa to pejzaż totalitaryzmu, który nie zapomina, nie odpuszcza, niszczy i ewoluuje do coraz to paskudniejszych rozmiarów i pomysłów na starcie jednostki. Na wzmiankowany wyżej pył. Odniesienie do współczesnej Rosji jest aż nazbyt oczywiste. Analogie niestety także. 

O granicach człowieczeństwa, o możliwościach przetrwalnych człowieka, o związkach z małą ojczyzną i krajem pochodzenia. O tym jak historia nasyca się ludzkim mięsem armatnim, tylko po to, by znów nabrać apetytu. 

"Chołod" to książka znakomita językowo - barwna, pełna opisów, stylistycznej mnogości i biegłości. Twardoch umie pisać i dobrze o tym wie. Wykorzystuje własne możliwości do granic, w zasadzie sam stawia granice.

Ufność we własne możliwości jest wartościową i konieczną składową talentu literackiego. Posiadanie poglądów i przekonań także. Jednak zbytnie przekonanie o własnej wyjątkowości może być zgubne, czasem zapachnie śmiesznością. Oby ciągłe manifestowanie własnej odrębności nie skończyło się groteską. 

"Chołod" polecam.

wtorek, 3 stycznia 2023

Claire Keegan - Drobiazgi takie jak te [recenzja]

 

Przekład: Krzysztof Cieślik

Wydawnictwo Czarne

Wołowiec 2022


Tłumaczenie Krzysztofa Cieślika, wprowadzenie przezeń mowy potocznej, kolokwializmów jest stylizacją, która po trosze przypomina mi język z "Shuggie'go Buina", a trochę jak z powieści Dickensa. Wiedząc, że tematyka i narracja umiejscowiona jest w latach 80. XX wieku co chwilę nie mogłam w to uwierzyć czytając opisy i dialogi, tak mocno kojarzące się w wiekiem XIX. 

Robotnicza bieda, państwo w kryzysie, do tego masowe emigracje młodych, matki stojące rządkiem przed urzędem, by pobrać zasiłek na dzieci - oto twarda rzeczywistość ówczesnej Irlandii.

Małe nadmorskie miasteczko w którym wszyscy się znają nie sprzyja tajemnicom. Właściciel składu węgla, Bill Furlong mieszka wraz z żoną i piątką córek w spokojnym zdawałoby się czasie. Starsze córki chodzą do jedynej porządnej szkoły w mieście prowadzonej przez siostry z zakonu magdalenek. Bill odwiedza je często przywożąc opał. Teraz, zimą, gdy dzieje się akcja, chwilę przed Bożym Narodzeniem węglarz dokonuje przerażającego odkrycia. Zabiedzona, brudna, głodna, przerażona młoda dziewczyna zamknięta jest w składziku z węglem. Bill obserwuje sytuację w zakonie, walczy też z sobą: czy pomoc pokrzywdzonym będzie gestem na który się zdobędzie? Układa w duszy własne możliwości i szanse powodzenia danej pomocy, czy jest on gotów rozpętać prawdziwą burzę, czy potrafi zakłócić, zburzyć porządek spokojnego irlandzkiego miasteczka?

Wstrząśnięty rzeczywistością skrywaną za klasztornym murem każe mu spojrzeć na przyszłość swoich córek. Pochyla się także nad ludzką dobrocią i nieświadomością, czy raczej nad oziębłością i brakiem zainteresowania na krzywdy i potrzeby innych. 

Miarowe, spokojne i uporządkowane rodzinne życie zestawione z piekłem młodych dziewcząt pracujących w pralni u magdalenek to wielki kontrast. Porzucone przez rodziny, wydalone z rodzin za tzw. złe prowadzenie się, mające często maleńkie dzieci (które magdalenki przehandlowywały w świat do adopcji) oto piekło na które było przyzwolenie społeczne. Przecież brak odruchów i reakcji ze strony mieszkańców był współudziałem w tej wyjątkowo paskudnej zbrodni zaniechania. Jak łatwo stracić twarz, wystarczy nie zauważać innego człowieka.

O przeistoczeniu się, a raczej o dostrzeżeniu tego problemu i wynikających zeń niedogodności pisze w swej skromnej objętościowo, ale jakże dojmującej jakościowo opowieści Keegan. Oszczędna, mocna, pełna pauz i niedopowiedzeń proza, która udowadnia, że mniej znaczy więcej. 

niedziela, 1 stycznia 2023

Amos Oz - Na ziemi Izraela [recenzja]

 

Przekład: Magdalena Sommer

Wydawnictwo Czarne

Wołowiec 2022


Trudno mi pisać o tej książce jako o zbiorze reportaży. Literacki talent Amosa Oza predestynuje go tworzenia beletrystyki, esejów, tak też smakują jego izraelskie opowieści: są nastrojowe, bardzo literackie, momentami egzystencjalne. 

Zgodnie z zasadami rządzącymi reportażem teksty z tomu są publicystyczne, mają rzetelny i wierny wobec podmiotu narracji ton. O problemach i niesnaskach z tego wynikających pisze na końcu sam Autor. Mimo to, wciąż nie patrzę na zbiór jak na reportaże. Zbyt silny jest filtr dotychczasowej twórczości i stylu Oza, bym mogła o nim zapomnieć.

W latach 80. Amos Oz objeżdża swą ojczyznę, by przysłuchać się nastrojom, problemom oraz atmosferze panującej w miastach i wioskach. Za cel obiera zarówno Jerozolimę, jak i małe miejscowości skupione wokół Zachodniego Brzegu. Po drodze pyta o tożsamość, sąsiadów, ich postrzeganie pokoju, o możliwość pogodzenia grup etnicznych, sąsiadów. Postulaty, roszczenia i wymagania mają wszyscy - od świeckich po chasydów, od Beduinów po Palestyńczyków. Każdy ma swoje racje, w każdym siedzą zadry, poczucie niesprawiedliwości. 

Zróżnicowanie, tak wyraziste i kontrastowe, widoczne jest w każdej niemal rozmowie, przytaczanej w zbiorze. Warto zwrócić uwagę na czas w którym powstały teksty, a także przełożyć je na współczesne izraelskie narracje - jak zmieniło się społeczeństwo, geopolityka, duch w narodzie i jego otoczenie. To zdecydowanie interesujący zabieg, który nie tylko rzuca nowe światło na sprawę, ale także pokazuje drogę  i metamorfozy niektórych problemów. 

Interesująca pozycja, jednak jak dla mnie Amos Oz najpełniej wybrzmiewa w literackich fikcjach.