Pokonały
mnie imiona i nazwiska. Odebrały mi całą radość czytania.
Shangguan Lu, Shangguan Lü,
Shangguan Fulu, Shangguan Shouxi, plus córki rodziny Shannguan:
Laidi, Zhaodi, Lingdi, Xiangdi, Pandi, Niandi, Quidi, Yunü,
oraz syn rodziny Shannguan Jintong, do tego rodzina Sima, rodzina
Sun, potomkowie Han, Lu - tu już rezygnuję z wymieniania imion.
Wszyscy oni często dialogują, są podrzucani jako niemowlęta do
Shannguan Lu, regularnie też pojawiają się na kartach książki i
wymieniani są z nazwiska i imienia, bo taka to już chińska
tradycja.
Pośród
tej ferii postaci przebija się jednak epicka historia wiejskiej
rodziny, gdzie prym wiodą silne kobiety, przywiązane jednak do
swoich mężczyzn. Zwolennicy patriarchatu zaczną zgrzytać zębami,
gdy poznają nestorkę rodu Shangguan Lu – ta odważna, energiczna
i prężna kobieta walczy o byt własny, a przede wszystkim dzieci,
zaskakuje, umie radzić sobie w najtrudniejszych sytuacjach, stawia
czoło męskim rządom oraz historycznym zawieruchom, które wciąż
ocierają się o wioskę Dalan (tj. Wielka Zagroda), w której
przyszło jej żyć.
Przemiany
historyczne dotykające opisywanej prowincji to wielkie wydarzenia z
dziejów Chin: powstanie bokserów,kolejne rewolucje, republika,
wojna z Japonią, rewolucja kulturalna, gospodarcza. Losy państwa
dotykają jednostek, jednak czynią to w różnym stopniu,
najważniejsze dla mieszkańców prowincji jest przetrwanie, są oni
jedynie pionkami w politycznych i militarnych rozgrywkach, dla nich
każda transformacja dziejowa sprowadza się do tego by ocaleć, mieć
dom, wyżywienie. Instynkt zwycięża, instynkt ma tu pierwszeństwo
przed historią.
Wpadłem tutaj szukając recenzji tej książki, już pod koniec jej czytania. rzeczywiście, ja też się pogubiłem w tych imionach, każdy zachodni czytelnik by si pogubił. To sprawiło, że żaden z tych bohaterów nie miał dla mnie twarzy, jeśli w jakiejś partii książki się znacząco nie wyróżniał- twarz Simy Ku zobaczyłem dopiero tuż przed egzekucją. Kolory i porównania odniesione do natury wspaniałe. Porównania do Stu lat samotności nasuwały mi się od początku czytania.
OdpowiedzUsuń