środa, 22 stycznia 2025

Sebastian Barry - Czas starego Boga [recenzja]

 

Przekład: Aga Zano

Wydawnictwo ArtRage

Warszawa 2024


Najważniejszy jest brak pośpiechu, swego rodzaju niemrawość. To one tworzą tę opowieść, nadają jej ramy, a także ustawiają nastrój czytelnika i wprawiają machinę narracyjną w odpowiednie tempo. Trochę flegmatycznie, czasem namaszczone szorstkim, oszczędnym stylem.

Książka labirynt, książka idąca do przodu i zawracająca, w której mieszają się teraźniejszość z przeszłością. Poetyckość i wyjątkowość o jakie podejrzewany jest Autor nie są, według mnie szczególnie reprezentowane. Gubienie wątku co i rusz, wspomnienia łączone z teraźniejszością, przemyślenia przetykane opisami. Zbyt wiele kombinacji, by mogło się udać.

Wszystko to razem powodowało u mnie umęczenie tematem, Autorem i jego stylem. Poprzez liczne zabiegi zmieniające tempo i czasoprzestrzeń, dręczące retrospektywy nie ma czytelnik pola manewru, miejsca na smakowanie literatury. Szukając zgubionego wątku, próbując połączyć kolejny oderwany fragment z resztą opowieści traci się się siłę i chęć do dalszego eksplorowania prozy Barry'ego. Wybór tej właśnie formy zmniejsza jej atrakcyjność.

Temat, widoczny potencjał Autora, atmosfera mroku i niepewności były zapowiedzią czegoś wyjątkowego, niezwykłego. Wszystko to jednak ugrzęzło w niepotrzebnym skomplikowaniu całości. 

Bohaterem powieści jest emerytowany policjant, Tom Kettle, który wyprowadził się nad brzeg Morza Irlandzkiego i postanowił wieść spokojne, ciche życie rentiera. Snując wspomnienia wraca on do ważnych dla siebie chwil i ludzi. Pewnego dnia wraca do niego zawodowa przeszłość - dwaj policjanci proszą o pomoc w rozwikłaniu sprawy, która była też udziałem Toma. Wraca przeszłość. Niewygodna i zła.

wtorek, 14 stycznia 2025

Santiago Roncagliolo - Rok, w którym narodził się diabeł

 

Przekład: Tomasz Pindel

Wydawnictwo ArtRage

Warszawa 2025


Parafrazując pewną powieść polskiego noblisty rozpocznę od tego, że wzmiankowany w powieści 1623 "był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia". Tak było w peruwiańskiej Limie. Najpierw nowicjuszka w klasztorze klarysek rodzi potwora o dwóch głowach, języku rozwidlonym i ośmiu kończynach. Później życie tracą (niektórzy) naoczni świadkowie narodzin, a na dodatek pojawia się mistyczka czy może bardziej błogosławiona, która lubuje się w noszeniu cierniowej korony i samobiczowaniu na przydomowej łące. Mieszkańcy miasta wielbią Różę, bo tak ma na imię ta niewiasta, Święta Inkwizycja widzi w niej heretyczkę, a nawet czarownicę. 

Na wszystkie te dziwy (powiększone o korupcję, kumoterstwo, nepotyzm, złodziejstwo i szeroko rozumianą przestępczość) patrzy młody, niedoświadczony, skromny konstabl trybunału inkwizycyjnego, Alonso Morales, syn bławatnej handlarki. Swą prostodusznością i otwartością zyskuje przychylność magistra, swego przełożonego, który wśród knowań i fałszywych przyjaciół szukał niedoświadczonego i nieobarczonego doświadczeniami życiowymi współpracownika. Do tego momentu jest nieźle. Akcja płynie wartko, awanturniczo, na poły dziko i niespodziewanie - w końcu to nieokrzesane czasy, gdzie konkwistadorzy sieją zamęt i przerażenie. Nikomu nie można ufać, bardzo łatwo stracić popleczników, jeszcze łatwiej życie, a Święta Inkwizycja walczy o hegemonię z wicekrólem. Kto ważniejszy, kto znaczniejszy, kto ma rząd dusz?

A wszystko to skąpane w kłamstwie, podwójnych standardach czy morzu knowań. Alonso szybko uczy się życia, wielokrotnie przypłacające te nauki porażkami i to groźnymi dla życia. Nie raz przyjdzie mu salwować się ucieczką, nie raz zawiedzie się na ludziach, a wokół wielka historia i wielkie awantury.

Autor przeszarżował. Niektórych wątków nie skończył, inne wykończył (dosłownie i w przenośni), zbyt wiele się dzieje, czasem aż tak wiele, że to nużące. Naprawdę - nadmiar akcji wywołuje nudę. Paradne.

I, choć doceniam sam pomysł, a także wielostanowy portret społeczeństwa i wpływ jakie miała na nie ówczesna polityka (doprawiona kościelnym fanatyzmem i obłudą), to wstawki mistyczne, wątek rodzinny są nużące, a w przypadku mistycznym: niewiarygodny i czasem śmieszny, a w przypadku rodzinnym: konstrukcja tego odłamu intrygi jest nużąca i potraktowana powierzchownie. Takie moje zdanie.

Ciekawa jest także przemiana głównego bohatera, jednak wydaje mi się, że zabrakło zdolności literackich, by można było w nią uwierzyć.


sobota, 4 stycznia 2025

Phil Klay - Przerzut [recenzja]

 

Przekład: Krzysztof Cieślik

Wydawnictwo Cyranka

Warszawa 2023


I chciałam i nie chciałam przeczytać tej książki. Nie chcę wojen, nie chcę o nich słyszeć, nie chcę o nich czytać, niech się nie toczą. Niech to życzenie się stanie.

A jednak sięgnęłam po "Przerzut". A tam całe spektrum wojennych traum, koszmarnych wspomnień, historii, które nie chcą wyjść spod powiek, nie dadzą się zapomnieć. Każda kolejna opowieść to inny żołnierz i inny front, inna wojenna rzeczywistość w której przyszło walczyć współczesnym amerykańskim żołnierzom.

Jest historia żołnierza oddelegowanego do zbierania trupów, jest opowieść kapelana, trafia się nawet historia pracownika administracyjnego. Szerokie spektrum. Są także bardzo mocne powroty z misji do rodzin, które przez cały ten czas nieobecności żyły własnym życiem, oddalały się, traciły wspólne światy. Są rozwody, ucieczki, odejścia, używki, strach i samotność, tęsknota za misją/współtowarzyszami/karabinem. Są próby samobójcze, terapie, odrzucanie powojenne rzeczywistości, oglądanie się za siebie, szukanie zagrożenia i wroga. W warunkach pokoju.

Książka momentami jest publicystyczna, momentami reportażowa, czasem wydaje się być wspomnieniowa, za każdym razem blisko swojego bohatera. A my, czytelnicy, czujemy wówczas jakbyśmy oglądali te wydarzenia z tylnego fotela, gdzie wciąż czuć bitewny kurz. 

A najmocniejsze wydają się być te jednostkowe historie w kontekście machiny wojennej, polityki i perspektywy wojennego everymana, który jest tylko małym trybem, mięsem armatnim. Wszystko to nicość.





Jacek Dehnel - Tajna Warszawa [recenzja]

 

Wydawnictwo Agora

Warszawa 2024


Historie zbrodni, kradzieży i oszustw w międzywojennej stolicy opisane w tygodniku "Tajny Detektyw". 

Jacek Dehnel ma naturę kolekcjonera. Efektem tej skłonności są zbiory wspomnianego wyżej magazynu kryminalnego. Dla mnie odkryciem płynącym z tej książki są bardzo interesujące przedruki znakomitych fotokolaży wybitnego grafika, rysownika i fotografa - Janusza Marii Brzeskiego. Cóż to była za postać! To temat na osobny artykuł, a pewnie nawet i całą książkę. 

Jego prace są pełne ducha czasów, a często także nowatorskich metod i środków, które czasem idą w stronę konstruktywizmu, czasem są typowymi kolażami, czasem mocnym komentarzem do opisywanych wydarzeń, czasem reporterskim dopiskiem fotograficznym. Znakomita robota!

Niezbywalną wartością książki jest spojrzenie na przedwojenną Warszawę, ale nie tą pocztówkową i pełną tęsknoty, ale stolicę podejrzaną, mętną i pokątną. Wspólnie z Autorem śledzimy prasowe newsy przefiltrowane przez Dehnela dowcip i literacki smak. A czego tam nie ma: zuchwałe kradzieże, pijackie awantury, orgie dekadenckie, tajemnicze zniknięcia, ale też brutalne, bolesne, smutne. 

Przedwojenny tabloid, współczesny inteligentny i prawdziwie porywający język Dehnela, a także wychwalana przeze mnie szata graficzna. Niezwykły zestaw.

Odkrywanie przez czytelnikami nie tyle zbrodni, co ich kontekstów społecznych i obyczajowych jest bardzo ciekawe. Do tego przewodnik po (nomen omen) tamtym świecie to nie tylko fascynat czasów, ale także znawca i czuły obserwator.



środa, 1 stycznia 2025

Joanna Kuciel-Frydryszak - Słonimski. Heretyk na ambonie [recenzja]

 

Wydawnictwo Marginesy

Warszawa 2024

W pierwszy dzień nowego roku wchodzę wraz z jego patronem. 2025 jest bowiem ogłoszony rokiem Antoniego Słonimskiego. 

Znakomita koincydencja. Dla mnie, ponieważ skończyłam czytać rewelacyjną biografię poety. 

Joanna Kuciel-Frydryszak ma wielką czułość dla swoich bohaterów. Jest nie tylko dociekliwa, ale też (na ile to możliwe) obiektywna, a już na pewno rzetelna i kompetentna. Dziesiątki nawiązań literackich, przejrzanych dokumentów, przeprowadzonych rozmów, cytatów, przeczytanych pamiętników, tomów poezji, nie tylko bohatera tej biografii. A przecież to naturalna kolej rzeczy przy procesie pisarskim. Skąd zatem mój entuzjam? Wynika on z uznania dla bardzo dobrego warsztatu Autorki, jej talentu do łączenia i wyboru cytatów, nawiązań i tworzenia opowieści. To, w jaki sposób buduje narrację, jak podaje fakty i dynamizuje opowieść jest jedyne w swoim rodzaju. 

Autorka posiada własny styl, co nie jest oczywiste w przypadku biografów. To duży komplement i duża rzadkość.

A Słonimski? Znakomity jako temat, pełen sprzeczności, awanturniczy, zawadiacki, obdarzony poczuciem humoru i dużą dozą ironii. Poeta, publicysta, satyryk, pacyfista, liberał, antyklerykał, mason, Polak, Żyd, w pewnym momencie uznawany nawet na zdrajcę, człowiek łączący w sobie wiele sprzeczności i sprawnie uciekający z prób zaszufladkowania. Dzięki zabiegom kompozycyjnym Autorka podaje nam, czytelnikom, nowe możliwości interpretacyjne utworów Słonimskiego lub przypomina konteksty w których powstawały. Jak wiele jest w jego poezji mocy, inteligencji, sprawności językowej, talentu literackiego! A felietony ostre jak brzytwa! Znakomita literatura!

Wspaniale czyta się o początkach i szczytowych działaniach grupy Skamandrytów, o ich rautach w kawiarni "Pod Pikadorem". O wzajemnych fascynacjach i animozjach, o pojedynkach, policzkowaniu przy literackim stoliku i innych pomniejszych awanturkach. Ludzie pełni pasji i talentu, a przynajmniej tak wynika z anegdot, wspomnień i zachowanych dokumentów.

Po czasie przed i międzywojennego szaleństwa nastał czas mroku i grozy, który, w zasadzie trwał do końca życia Poety. Wojna, emigracja, śmierć najbliższych, konflikty i zerwane przedwojenne przyjaźnie, powrót do kraju, flirt z polityką, późniejszy słynny atak Gomułki, same troski. Ale jak znakomicie opisane!

Joanna Kuciel-Frydryszak ma w sobie także silny pierwiastek pasji, którą przelewa na swoich bohaterów. Dzięki wspomnianej na początku wielkiej pracy nad materiałami i gromadzeniem faktów i dokumentacji Jej dzieło wydaje się kompletne. Wybiera z biografii Słonimskiego te momenty, które go ukształtowały, zmieniły, nadały bieg wyborom i decyzjom. 

Porywająca, wciągająca, poruszająca biografia do ciągłego wracania i odkrywania na nowo kolejnych fragmentów biografii znakomitego Słonimskiego, pięknie skomponowana przez utalentowaną biografkę.



wtorek, 31 grudnia 2024

Ota Filip - Café Slavia [recenzja]

 

Przekład: Małgorzata Gralińska

Wydawnictwo: Książkowe Klimaty

Wrocław 2024


Czeska część historii XX wieku opowiedziana w jednej powieści. Jej bohater, Nikolaus hrabia Belcredos staje się nie tylko świadkiem, ale zaangażowanym w historię uczestnikiem zmian politycznych i społecznych. Niejako naznaczony przez urodzenie, raz ma z górki, raz pod górkę. 
Na początku wieku XX żyje w przepysznym pałacu, mając za bonę rosyjską księżniczkę. Z nudów i ciekawości spotyka się z freudowskim badaczem, uczestniczy w seansach wywrotowców i spiskowców, poznając nawet samego Lenina. Próbuje życia, sprawdza znajomości.
Jedną stałą jest codzienne odwiedzanie tytułowej kawiarni, Cafe Slavia, gdzie pod dyskretną opieką pana Aloisa, tamtejszego kelnera, nie tylko poznaje aktualną sytuację towarzyską, ale też unika (lub nie) krępujących i trudnych sytuacji życiowych. 
Niki nie ma w życiu szczęścia, częściej ma pod górkę, nie umie się dostosować, a jak już wydaje się, że odnalazł się w sytuacji, ulega on drastycznej zmianie i trzeba zaczynać na nowo. Kłopoty wynikające z pochodzenia, kłopoty z kobietami, dziećmi, rośnie wciąż liczba trudnych obszarów, które z czasem dominują w hrabiowskim życiorysie.
Cała ta powieść napisana kpiarskim, lekkim tonem, czasem z domieszką absurdu, co bardzo dobrze robi tematom historycznym, zarówno tymi dotyczącymi rewolucji, wojnie, komunizmowi. Autor daje swojemu bohaterowi dystans, nie tylko czasowy, który powoduje, że opowieść jest nie tylko kompletna, ale także mocno osadzona w tematyce. 
Niki snuje swoje opowieści mężczyźnie zaczepionemu na moście Karola, mężczyźnie, które mijał codziennie przez kilkanaście lat. W tych historiach przemijają różne Pragi, zależne od czasów i kapitału: bogata i dekadencka, rewolucyjna i niebezpieczna. Obfitująca w ludzi w podwójną moralnością, oszustów, ludzi przegranych i biernych, obserwatorów i koła zamachowe wydarzeń. 
Niki to po trosze symbol narodu: codziennie zakładał inną maskę: od bon vivnata, dandysa po starca, ojca dzieci, więźnia. Czasem makijaż spływał, czasem maska spadała, ale zawsze wtedy wracał do stałej, jaką była Cafe Slavia.
Na powieść trzeba patrzeć również z perspektywy Autora, jego historii i emigracyjnej rzeczywistości: tęsknoty za opuszczonym miastem, małą ojczyzną, a to mocno przebija się na kartach powieści.

poniedziałek, 9 grudnia 2024

Jadwiga Stańczakowa - Poezje i prozinki [recenzja]

 

Wydawnictwo Marginesy

Warszawa 2024


Nie zrobię z tym nic. Nie chcę. A jednocześnie mam sobie za złe, że patrzę na twórczość Stańczakowej przez pryzmat jej niewidzenia. 

Irytująca jest ta ciągła potrzeba nadawania cech, łatek, szufladkowanie. Tkwiąc w tej (parszywej jednak) sytuacji aż po uszy próbuję dobić do brzegu i znaleźć w Stańczakowej poetkę. Bez dopisku: ociemniałą poetkę. Nijak mi to nie idzie.

Trudne wojenne losy, nieuleczalna choroba, późny debiut. Te trzy określenia najmocniej rezonują ze Stańczakową. Mniej koligacje rodzinne, przyjaźnie i znajomości literackie. Niech wybrzmi sama.

Najbardziej wraca do mnie tematyka utworów: eksplorowanie doświadczenia niewidzenia, próba opisu tej sytuacji i przekazania jej osobom widzącym. Jak zintegrować to co zapamiętane z przeszłości, z tym co doświadczalne teraz. Na ile pamięta się kolor, kształt, twarz? 

Prozinki są inne, upiększone dowcipem, czasem lekkością, a to dobre, gdy rzecz dotyczy codzienności, tak zwyczajnej przecież. Dają też możliwość poznania Poetki, obcowania z jej problemami, wyborami, rzeczywistością. Interesujące doznanie.

"Marginesy" wydały tę książkę bardzo starannie, za co należą się wydawnictwu same pochwały. I znów wrażenie wizualne, i znów wracam do pryzmatu widzenia.