Nie
ma mowy o choćby szczątkowym obiektywizmie, gdy darzy się
bohaterów dużą dozą sympatii. A ja lubię i krystalicznego
Montalbano, i kochliwego Augello, dobrego Fazio, nawet tego niedołęgę
motoryzacyjnego Tomasseo, nie zapominając o bezkonkurencyjnym
Catarelli, którego sakramentalne: kto telefoni? rozbawia za
każdym razem.
Fikcyjne
sycylijskie miasteczko Vigata jest areną działań dwóch rodzin
mafijnych oraz nowych młodych wilków, którzy szukają miejsca dla
siebie. Przy okazji zdarzają się różnorakie zgony i wypadki,
zupełnie z mafią niezwiązane.
Komisarz
Salvo Montalbano stawia się na miejscu morderstwa. Młody chłopak
zostaje zastrzelony przed własnym mieszkaniem. W tym samym czasie do
miasta przyjeżdża Davide Giffo, zaniepokojony zniknięciem swoich
sędziwych rodziców. Policjanci nie bez zdziwienia konstatują, że
staruszkowie zajmowali mieszkanie dokładnie nad zastrzelonym Nenè
Sanfilippo. Na ile zgon i zniknięcie sąsiadów są przypadkowe? Dla
wytrawnych, doświadczonych stróżów prawa niektóre koincydencje
są jedynie pozorne. Rozpoczyna się dochodzenie. Śledzimy działania
bohaterów, towarzysząc im jednocześnie w ich prywatnym życiu:
widzimy jak odwiedzają nadmorskie restauracje i kosztują barwen,
jak radzą sobie z codziennymi problemami, poznają kobiety.
Camilleri włącza w swoje książki sycylijskie słońce i morską
bryzę. Brzmi jak frazes, ale najlepiej oddaje klimat Wycieczki do
Tindari.
Niezłomny
Montalbano tym razem musi też zmierzyć się z nestorem mafijnego
klanu Balducio Singarą, który zaprasza komisarza na rozmowę. Jak
wybrnie on z kłopotliwej konfrontacji?
Książka
nie wyróżnia się specjalnie ponad inne historie o policjantach z
Vigaty. Jest tak samo dobra. Lekka oprawa całości, kryminalna oś
każdej powieści, niebanalni bohaterowie i sama Sycylia dają
najlepszą rekomendację dla twórczości Camilleri.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz