wtorek, 30 stycznia 2024

Małgorzata Rejmer - Ciężar skóry [recenzja]

 

Wydawnictwo Literackie

Kraków 2023


Aż nie wiem od czego zacząć. Ten zbiór jest bardzo słaby, dziw bierze, że Literackie zdobyło się na wydanie. Rozumiem, że przy pozycji tego wydawnictwa i wspaniałej lokomotywie, jaką są (bez wątpienia) książki Olgi Tokarczuk można wiele, ale aż tak przestrzelić? Czy to oznacza, że mogą publikować grafomańskie próbki? Pewnie, że mogą.

Z drugiej strony Autorka, której pracę reporterską doceniłam po lekturze książek o Albanii. Potrafiła tam odmalować pustkę, smutek, trwogę. Umiała wprowadzić w stan katatonii, jaki charakteryzował bohaterów. Tutaj zaś, w zbiorze krótkiej formy wraca w zupełnie nowej odsłonie. Tworzy, hm,  erzac opowiadań, protezę literatury. To łagodne określenia.

Jest strasznie już w pierwszych słowach: "Morze jęczało jak poranione zwierzątko. Czy morze jest głodne? Spragnione? Czy się boi?". Z biegiem zdań i myśli się nie poprawia. Zdania pojedyncze mieszają się z równoważnikami, myśli w nich zawarte trącą estetyką z książek Paulo Coelho. Zdaje się, że te szczątki myśli ubrane w krótkie, hasłowe zdania miały kąsać czytelnika, wrzucać go głęboko w świadomość i grozę poszczególnych trosk przeżywanych przez bohaterów. Historie budowane wokół poszczególnych postaci są jednak nijakie, choć w zamierzeniu mają mówić o traumie, wolności i życiu. 

Czasem wydawało mi się, że Autorka wrzuciła do zbioru ćwiczenia stylistyczne z brudnopisu, czasem wydawało mi się, że to prowokacja mająca obudzić w czytelniku niezgodę/złość/śmiech. 

Ciężar jest wyczuwalny: w topornych metaforach, prymitywnych zarysach postaci, niewyliczonych, nieukształtowanych osiach narracji. Zza liter wychyla się co i rusz ten nieszczęsny Coelho, bo tyle razy dywagacje i zapatrywania bohaterów miały niewyszukany, pseudo psychologiczny posmak tragedii ludzkiej. 

Opowiadanie to bardzo wymagająca, trudna, niedostępna dla każdego forma. Nie ma się co ścigać z tym co niedostępne. Dla dobra literatury.


wtorek, 16 stycznia 2024

Torgny Lindgren - Legendy [recenzja]

 

Przekład: Tomasz Feliks

Wydawnictwo ArtRage

Warszawa 2024


Na początek, jak zwykle gdy piszę o książkach tego wydawnictwa, kilka słów pochwały nad wydaniem i jego starannością. Jest ono bardzo estetyczne, ze świetnym fontem i doskonałym projektem na okładce, a także stonowanym, bardzo eleganckim całościowo dziełem, które sprawia przyjemność zarówno pod względem estetycznym (to na początku) aż po wyjątkową treść.

Choć sam Autor "Legend" zwykł mawiać, że nie ma większej różnicy między pisaniem a czytaniem, bo są tylko dwie strony tego samego, to jednak, pomijając kokieteryjny i żartobliwy wydźwięk tej opinii, nie mogę się z nim zgodzić.

Sama już biografia Lindgrena jest ciekawa, droga jaką pokonał przywodzi na myśl niezwykły hart ducha i wolę walki, a także ciekawość świata Autora. Jego humor, fantazja, niezwykły dar opowiadania powodują, że trudno oderwać się od lektury. 

W zbiorze wybrzmiewają echa filozofii Kirkegaarda i Wittgensteina, ważne są doświadczenia jednostki, człowiek będący syntezą konfliktów i przeciwieństw, zlepkiem (nie zawsze oczywistym) świadomości i nieświadomości, wolności i przymusu. 

Jedyną stałą w świecie przedstawionym (w każdej jego wersji) wydaje się być paradoks. I potwierdza to każde zawarte w tomie opowiadanie. Już pierwsze o powolnym upadku osady Prazalanz, gdzie z czasem dla ludzi śmierć stała się ważniejsza od życia. I w drugim, gdzie w wyniku karcianej przegranej jeden z grających staje się niewolnikiem wygranego.

Zjawiskowy wręcz absurd mieści się w trzecim opowiadaniu, w którym kobieta zwana Dziewką trzyma w kieszonce pod piersią mieszkanie dla malarza Zorna, który był bardzo szczęśliwy w tym ciepłym fałdzie skórnym. Gdy, jednak, Dziewka zmarła Zorn odkrył, że świat to "gotyckie szaleństwo", a żałoba przyniosła mu wyjątkową sławę, a także ciągłe zmniejszanie swoich rozmiarów.

W biblijnej opowieści o najgrubszym spośród ludu - Jozuem, istotą jest właśnie jedzenie, będące namiętnością i sensem. Ta opowieść pokazuje także jak powszechna jest chciwość, zuchwałość, a zagłada często traktowana jako naturalny stan.

Mocno i klarownie wybrzmiewa także opowieść o Signarze i jego córce, Rut. Dziewczyna marzyła o podróżach, ucieczce z prowincji, szukaniu przygód i rozpościeraniu skrzydeł. Ojciec nie mógł jednak znieść myśli, że zostanie sam. W efekcie różnych mniej i bardziej udanych symulacji związanych ze zdrowiem Rut zostaje w domu. Czym to się skończy?

Signhilda, kolejna bohaterka kradnie dobra materialne (ale nie ponad miarę), gdyż sama została okradziona z uczuć. Otto, którego głód ziemi prowokował do najgorszych czynów, jest opowieść o skandynawskich noblistach, jest też nikczemny duch, który próbuje wystawić Buddę na pokuszenie. 

Uczta za ucztą, prowokacja za prowokacją i całe morze niuansów. Czytajcie, cieszcie się tą lekturą!

środa, 10 stycznia 2024

Lucia Berlin - Instrukcja dla pań sprzątających [recenzja]

 

Przekład: Dobromiła Jankowska

Wydawnictwo Czarne

Wołowiec 2023


Zachwycam się tym zbiorem od pierwszego opowiadania. "Pralnia u Angela" to wnikliwa obserwacja stałych bywalców i ich zwyczajów: od pijanego Apacza z trzęsącymi się rękami po Portorykańczyka przecierającego wciąż brudną podłogę. Namacalny wręcz czar wspomnień i widziadeł, tęsknota za czasem minionym i rozczarowanie teraźniejszością, oto główne wątki tego krótkiego, ale jakże skondensowanego (i świetnie napisanego) utworu.

Kolejne opowiadanie "Dr H.A. Moynihan" - trąci trochę Schulzem: snujący się po pokoju pacjenci dentystyczni, czaszki ze sztucznymi zębami, worki gipsu, śnieżne kule, węże kąsające, beczka z wyrwanymi zębami, a do tego ślizganie się we krwi przerażającego dentysty. Cudowny purenonens, który sięga do toksycznych i pełnych nienawiści relacji rodzic - dziecko.

Opowiadania Lucii Berlin są niezwykle esencjonalne, nie dające miejsca, ni czasu na wytchnienie. Są tak intensywne, że kipiące od energii i emocji, że trudno złapać oddech. Zwykle też są to trudne, złe sytuacje, pełen niezrozumieniam i samotności, porzucenia, ale nie pozwalające się oderwać o lektury. 

Tytułowa "Instrukcja dla pań sprzątających" to dosadna w żarty, inteligentna opowieść o zagłuszaniu tęsknoty o ukochanym, ale też znów dobra obserwacyjnie opowieść o dziwactwach właścicielek mieszań sprzątanych przez bohaterkę, o ich słabościach i wstydliwych sekretach, o tym co schowane za ścianą domu. 

Bohaterki Berlin są bardzo różne: jedna czuje silny pociąg do poszkodowanego w wypadku dżokeja (człowieku na pograniczu dziecka i mężczyzny); inna jest młodą nauczycielką hiszpańskiego w szkole u zakonnic, spotyka na swej drodze chłopaka z poprawczaka, który staje i problemem i wyzwaniem; jest samotna pielęgniarka, pielęgnująca swoje zwyczaje. Czasem wraca temat alkoholizmu, jak w przypadku samotnej matki trafiającej na przymusowy odwyk lub w "Niesfornej" matka alkoholiczka na głodzie, czekająca na otwarcie sklepu monopolowego. 

Autorka ma szerokie spektrum zainteresowań: od bólu fantomowego (troski dziecka, które patrzy na zmiany zachodzące w zachowaniu niedołężniejącego ojca), poprzez zapiski pielęgniarki z ostrego dyżuru, opowiadającej o zwyczajach personelu, aż do palimpsestu (szpitalny pacjent podobny do dawnego kochanka przywołuje wspomnienia). 

Mocna historia i duży ładunek emocjonalny kryją "Tygrysie kąski": rzecz o niechcianych ciążach, nielegalnej klinice aborcyjnej w Meksyku, zestawienie tragicznych historii kobiet, które korzystają z jej usług, a także zwrócenie uwagi na arogancję bogatych ranczerów. 

W zasadzie każde opowiadanie jest interesujące, ale mnie zapadło w pamięć także to pod nazwą "Toda luna" - wdowa Eloise zwiedza jedną z meksykańskich wysp, przenosi się do prymitywnego domku dla nurków, gdzie wśród nieznajomych może znosić swoją samotność i cierpnie bez tłumaczeń.

W orbicie zainteresowań są rewolucyjne nauczycielki z dobrych szkół ("Dobra i zła"), wzajemne budowanie potrzeb towarzyskich u staruszków i młodej kobiety, zupełnie różnie odczytywane przez obie strony ("Przyjaciele").

Berlin lubi też tajemnicę (opowiadanie "Melina") o kobiecie kochanej przez każdego mężczyznę jakiego spotkała na swej drodze. 

Cała feeria barw jaką jaką skrzą się  postaci tworzone przez Lucię Berlin nie zostawiają czytelnika bez emocji. Jest ich tak wiele, każda tak różna od poprzedniej, a jednocześnie połączona niewidzialnymi więzami z innymi, że aż trudno oprzeć się wrażeniu, że są nam bliskie.

Empatyczna, serdeczna dla swoich bohaterów Autorka niesie żywotność, iskrę, nagłość, które nie pozwalają się nudzić, nie dają zapomnieć, wciągają w wykreowany świat.

Andrzej Muszyński - Koncertina [recenzja]

 

Ilustracje i wiersze: Sarwat Matuk

Przekład wierszy: Agnieszka Piotrkowska

Wydawnictwo Cyranka

Warszawa 2023


To prawdziwie niezręczna sytuacja, ale w "Koncertinie" podoba mi wszystko to, czego nie napisał Andrzej Muszyński. Bardzo mocno przemawiają do mnie wiersze syryjskiej ilustratorki i poetki, Sarwat Matuk - pełne są bólu, tęsknoty, dużo w nich ciszy, ale takiej mocnej, wieloznacznej, która świetnie obrazuje pustkę i samotność sytuacji Poetki. Do tego liryczne, czasem oniryczne grafiki, które są doskonałym dopełnieniem słów. Ta część książki jest dla mnie jej trzonem, siłą, jej sensem. Swoją skromnością, formą i nienachalną potęgą dają większy obraz tragizmu na granicy i sytuacji uchodźców niż pisanie Muszyńskiego o przekraczaniu granic.

Tak czuję.

Muszyński rusza na granicą polsko - białoruską, by  pomóc ochotnikom w ratowaniu i wspieraniu imigrantów w lesie. Wraz z pracowniczkami fundacji błądzi po bezdrożach leśnych duktów, tym trudniejszych do przebycia, że eksplorowanych nocą, gdy łatwiej konspirować i nie ujawniać kryjówek. W ośrodku poznaje Talala Matuka i jego siostrę, Sarwat. Zaprzyjaźniają się, Muszyński zdradza, że od lat próbuje pojechać do Syrii. Wspólne tematy tworzą między nimi nić porozumienia, wspólne pragnienia i tęsknoty powodują, że dobrze czują się w swoim towarzystwie. Razem podróżują po Polsce, wspinają się w Tatrach, nocują w górskich schronisku. Wyobcowanie, strach, samotność mieszają się z poczuciem wolności dostępnym tylko w górach. Dziwne, sprzeczne, ale odczuwalne na własnej skórze.

Jednak opowieść o uchodźstwie to tylko fragment zamiarów Autora. Tak naprawdę wraca on pamięcią do własnych stron, do dzieciństwa, ówczesnej atmosfery, ludzi, tempa życia, czasu. Czasem porównuje co w danym czasie działo się w Syrii, co działo się z jego bohaterami, w momentach, które dla niego, tutaj, w Polsce były ważne. Pokazując dualizm doświadczeń, różnorodność, heterogeniczność losów, geopolityki, tak naprawdę skupia się na tym co w danym momencie było ważne dla niego.  

Dobrze to wygląda w powieści, dobrze w poezji, marnie w reportażu, czy też tworze, który ma nim być w założeniu, może trochę reorganizowanym, ale w zamyśle pozostający takim. Tułaczy los staje się tylko punktem wyjścia do mówieniu o sobie. Nie chcę o tym czytać w takiej formie.

Zostaje mi na pocieszenie twórczość Sarwat Matuk, której ze wszystkich sił życzę szczęścia i spełnienia.


wtorek, 2 stycznia 2024

Lee Child - Elita zabójców [recenzja]

 

Przekład: Zbigniew Kościuk

Wydawnictwo Albatros

Warszawa 2020


Ponieważ w całym mieście wiszą plakaty reklamujące 2 sezon "Reachera" postanowiłam wrócić do twórczości Lee Childa i przeczytać książkę na podstawie której powstał scenariusz do reklamowanego sezonu. Co ciekawe, oryginalny tytuł brzmi: "Bad luck and trouble". Zawsze ceniłam inwencję i kreatywność w zakresie tytułów. Serio.

Co do fabuły: jest taka jak na Childa przystało: nie dość, że zabili go i uciekł, to jeszcze pośmiertnie siał spustoszenie. 

Główny bohater - Jack Reacher to człowiek będący absolutnym zaprzeczeniem naszych czasów: nie goni za sławą, nie szuka bogactwa, nie ma domu i kredytu, rodziny i zobowiązań, a jedyną własnością (poza paszportem i kartą płatniczą) jest szczoteczka do zębów. Emerytowany wojskowy, swój czas poświęca na podróżowanie (tanie i bezplanowe) po USA. Urodzony i wychowany za granicą, w placówkach wojskowych rozsianych po całym świecie, chce poznawać ojczyznę na własnych warunkach: w autobusie sunącym bezdrożami Nevady czy tanim motelu gdzieś w okolicach New Hampshire. Wszystko jedno. Gdzie się nie pojawi budzi przestrach i ciekawość: wielki jak szafa z dłońmi jak szufle do śniegu, z wyrazem twarzy sugerującym złe zamiary. Tęgi umysł, zamiłowanie do liczb, szybko i sprawienie oceniający sytuację i ludzi biorących w niej udział, a także drobiazgowy w analizach i obserwacjach. Agent - marzenie, co prawda na emeryturze.

Tym razem, bo razów było już wiele - cała wielka seria książek o Reacherze wciąż popularna, mimo powtarzalności, kalki postaci i schematu zgranego do cna. Mnie to także nie przeszkadza, bardzo lubię wracać do tej prostej rozrywki, która jest pewnego rodzaju odświeżeniem po poważnych lekturach mających pretensje do bycia jeszcze poważniejszymi.

Wracając do fabuły: Reacher dostaje zaszyfrowaną wiadomość od dawnej podwładnej. Okazuje się, że część grupy specjalnej, którą tworzyli w wojsku zaginęła, a jedna osoba nie żyje. Czy to polowanie na dawnych kompanów, czy wszyscy są zagrożeni?

Ciekawe, a przy tym spowite w wartką akcję, ciągłe okazje do tęgiego lania, wymyślnych szyfrów, tworzenia powiedzonek i złośliwostek. Wiele niezwykłych zbiegów okoliczności, które w ostatnim momencie zmieniają bieg historii, wiele szczęścia i tym podobne środki, które uatrakcyjniają fabułę, powodują, że jest średnio prawdopodobna, ale też bardzo przyjemna w czytaniu, pod warunkiem, że przymknie się oko na konieczne nadużycia fabularne. 

Lekka, łatwa, przyjemna rozrywka, która jest konieczna od czasu do czasu, dla higieny czytelnika.

poniedziałek, 1 stycznia 2024

Rebecca Makkai - Mam do pana kilka pytań [recenzja]

 

Przekład: Rafał Lisowski

Wydawnictwo Poznańskie

Poznań 2023


Każdy kto sięgając po tę książki jako po powieść o zbrodni i poszukiwaniu winnego będzie mocno rozczarowany. Wspomniany tu wątek istnieje, zajmuje poczesne miejsce, ale sama powieść nie ma nic z tradycyjnego kryminału czy thrillera.

To wydłużona w czasie, obejmująca czas sprzed ok. 20 lat historia z prywatnego, elitarnego liceum, gdzie dochodzi do zbrodni. Życie traci nastoletnia uczennica, Thalia. O zbrodnię zostaje oskarżony, a z czasem również skazany pracownik campusu - Omar. Po latach na miejsce wraca rówieśniczka i współlokatorka zmarłej, Bodie. Wraca, ponieważ dostała do poprowadzenia kilkutygodniowy kur podcastowy - dziedzinę, która przyniosła jej uznanie, zatrudnienie i popularność.

Gdy jedna z jej kursantek postanawia zrobić materiał o śmierci Thalii, w Bodie budzą się wspomnienia, które nie raz próbowały już wcześniej zająć jej myśli. Wraz z poszukiwaniem materiałów, badaniem dostępnych dowodów w sprawie okazuje się, że skazanie Omara nie było wcale oczywiste, być może wcale nie jest on winny zbrodni. Tylko jak to udowodnić? Jak trafić do dawnych kolegów, do ich pamięci, jak odkryć prawdziwego sprawcę?

Amatorskie śledztwo kursantów odkrywa wiele nieścisłości, wiele brudnych i wstydliwych faktów, spośród których nie bez znaczenia są te nawiązujące do stereotypów dotyczących pochodzenia i rasistowskich uprzedzeń.

Historia ta opiera się przede wszystkim na Bodie, jej wspomnieniach, jej relacjach ze światem, jej historii rodzinnej. To opowieść o pędzącym świecie, gdzie popkultura (również w wymiarze historycznym - Bodie zdobyła uznanie audycjami o dawnych gwiazdach kina) najlepiej smakuje w wersji audio - gdy wysiłek wkłada się w słuchanie, bo na tyle starcza czasu. Bodie boryka się z problemami rodzinnymi - separacja z mężem, próbuje ułożyć sobie życie w którym prócz dzieci i przyjaźni z mężem pojawi się ktoś dodatkowy, na jak długo i czy w ogóle - nie zdradzę.

Miotając się między sytuacją i postrzeganiem kobiet, między rodzinnymi zawirowaniami, rasowymi, genderowymi, wykorzystywaniem seksualnym, seksistowskimi skostniałymi (ale mającymi się wciąż wcale dobrze) środowiskami próbuje Bodie zawalczyć o siebie, mieć odwagę, by być sobą. Przytłoczona mnogością zagadnień, problemów, pędem, a także zupełnie wyjątkową sytuacją, która, nie dotycząc jej bezpośrednio zmienia jej życie, jest nasza bohaterka przebodźcowana, jak cały współczesny świat.

Autorka zwraca uwagę na siłę mediów, na ich bezwzględny, okrutny charakter. Wystarczył jeden wpis Bodie na portalu społecznościowym, by cała jej kariera stanęła pod znakiem zapytania. Pojawia się pytanie o moc i sens tej władzy: jak łatwo pogrążyć, zniszczyć, zmienić czy zniechęcić kogoś w internecie, gdzie słowa płyną wartko, często bez skrępowania i obawy przed karą. Jak mało znaczy teraz człowiek, pojedynczy, osobny, gdy siła komentarzy, polubień przytłacza i zmywa z powierzchni jednostki odstające od wiodącego algorytmu.

Wiele pytań stawia przed nami Autorka, wiele z nich rozbudowuje, waha się, docieka. Wciąga czytelników w istotne kwestie ściągając naszą uwagę wątkiem o zbrodni.