Debiut
powieściowy. Zell am See, zimowy austriacki kurort narciarski. W
końcówce grudnia przybywa doń detektyw Brenner, który ma za
zadanie zbadanie okoliczności śmierci amerykańskiej pary
zamarzniętej na wyciągu krzesełkowym. Sprawa ciągnie się
miesiącami, władze decydują się nawet na jej umorzenie. Brenner,
który odchodzi z policji, tym razem na zlecenie ubezpieczalni, stara
się dojść do sedna tajemniczej śmierci bogatych staruszków.
To
tyle w kwestii kryminalnej. Jest ona zdecydowanie jedynie dodatkiem
do reszty opowieści. Wątki poboczne rozlewają się po całej
treści, skutecznie ją dominując. Są jednak na tyle atrakcyjne, że
nie odczuwa się szczególnego zawodu. Czasem tematy są nieco
abstrakcyjne: tyrady myślowe bohatera dotyczące Niemki z Hamburga,
która nie ma obu dłoni, czy też zgryzota w sklepie z bronią,
gdzie Brenner walczy nieporadnie z własną decyzyjnością co do
wyboru rewolweru, dywagacje na temat złota i jubilerów. Wszystko
wokół jest istotniejsze, aniżeli sama sprawa zamarzniętych:
lokalne plotki, historyjki, biografie. Ma to pewien urok. Ponadto
sama fabuła, prowadzona lekko i z humorem naprowadza czytelnika na
odpowiednie tory myślenia o tej książce – bez zadęcia, bez
skupiania się na szczegółach śmierci, bez większego przywiązywania się do wydarzeń, osób. Nie każdemu przypadnie do gustu
ten styl i pierwszoosobowa narracja. Nie jest ta książka odkryciem,
nie jest wydarzeniem literackim, mimo to nie żałuję poświęconego
jej czasu, choć pewnie szybko pójdzie w zapomnienie.
Czytałam pewien czas temu, ale fakt szybko poszła w zapomnienie. Poza tym autor ten ma specyficzny, niedokońca mi pasujący styl pisania.
OdpowiedzUsuń