niedziela, 10 marca 2013

Joyce Carol Oates – Nadobna dziewica [recenzja]


Daleko mi do wielbicieli twórczości J. C. Oates, jednak sięgam po jej książki z ciekawości, w końcu nazwisko to pojawia się w różnorakich spekulacjach dotyczących przyznawania ważniejszych literackich nagród.
Nadobna dziewica nudziła mnie niemal do końca. Dopiero u sedna pojawiło się zainteresowanie. Cała fabuła skupia się na mniej lub bardziej wysublimowanej grze między dwójką bohaterów: nastolatką z nizin społecznych a starzejącym się arystokratą, a wszystko to w letniej scenerii amerykańskiego letniska dla bogaczy. To historia o różnego rodzaju uczuciach, pragnieniach, chęci samostanowienia o swoim losie.
Katya, opiekuna do dzieci, zatrudniona u pretensjonalnych parweniuszy (celne, skondensowane ujęcie istoty tej grupy społecznej) spotyka na swej drodze intrygującego Marcusa Kiddlera, prominentnego mieszkańca Bayhead Harbor, który zaprasza ją do swojej posiadłości. Zaintrygowana nowym znajomym, jakże różnym od znanych jej dotąd ludzi, z ciekawością ponawia wizyty u ekscentrycznego mężczyzny. Z czasem Marcus odsłania przed dziewczyną swój plan, misję jaką przewidział dla nastolatki. Okazuje się, że Katya obudziła w nim tęsknotę za minionym sobą, za utraconym czasem. Postanawia zawrzeć z nią niecodzienną umowę...
I tutaj właśnie zaczyna być ciekawie, atmosfera gęstnieje i nabiera kolorów. Wcześniejsze perypetie bohaterów, a także wątki poboczne, jak chociażby sprawa wykolejonej matki dziewczyny, wydały mi się nie dość miałkie, na osłodę pozostała końcówka, ale przecież nie mogę jej zdradzić.

2 komentarze: