środa, 13 marca 2013

Carla Mori – Krew, pot i łzy [recenzja]


Debiut literacki w nieco karkołomnym stylu. Przypadł mi do gustu sam pomysł na fabułę, oderwaną od rzeczywistości, eksperymentalną wręcz. Obawiam się tylko o życie i zdrowie autorki, gdyż książka może kiedyś wpaść w ręce purytan wyznaniowych, ortodoksów... W razie potrzeby, służę pomocą w kwestii długoterminowego ukrywania się.
Częstochowa. Klara, dziennikarka śledcza, przyjeżdża do miasta napisać artykuł o malwersacjach polityczno - finansowych na najwyższym lokalnym szczeblu. Spotyka się ze swoją przyjaciółką, Zuzanną, piastującą tu stanowisko prokuratora. Miłe chwile wspomnień i zwierzeń przerywa nagle zadanie służbowe Zuzy – oględziny miejsca tajemniczej śmierci kochanków. W sprawę angażuje się także rządna dobrego materiału dziennikarksiego Klara. Okoliczności zgonu są bardzo niejasne, nierzeczywiste. Dodatkowo dochodzi do następnej zagadkowej śmierci na siłowni, i jeszcze kolejnej w sanktuarium. Okazuje się, że przypadkowy świadek widział na miejscu zbrodni zakonnika. Ostatnia z ofiar trzymała w ręku tajemniczą wiadomość, odnoszącą się do poprzednich śmierci. Jak ją odczytać i co znaczy? Tego zadania podejmują się przebojowe przyjaciółki. Czy uda im się zatrzymać pędzącą, niewytłumaczalną machinę zła i jak pogodzić uzyskaną wiedzę z realnym, rzeczywistym światem?
Autorka dzieli się z czytelnikami osobliwymi teoriami na temat obrzędów religijnych. Mszy, świąt, odnosi się również do magii, raczej czarnej. Wszystko to w lekkim, barwnym, nieobciążającym stylu.
Polecam zwrócić uwagę na fragment dotyczący zaglądania w myśli, pozornie przyjaznych sobie dwóch starszych pań. To, co faktycznie siedzi im w głowach, ich monologi wewnętrzne, myśli, jakie produkują, klęcząc przed świętymi obrazami, powodują, iż głębokiego sensu nabiera umieszczenie książki w Oficynkowej serii ja gorę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz