Trudno
oceniać rodzinne wspomnienia, szczególnie jeżeli świadomość
własnego pochodzenia przyszła późno. Nie będę silić się na
opinie, nie godzi się wystawiać oceny rzeczywistym losom, po prostu
zachęcam do lektury tej unikalnej książki.
Jej
autorka, mając dziewiętnaście lat dowiedziała się od matki, że
jest Żydówką. Dużo czasu zajęło jej oswojenie się z tą myślą.
Po latach Tuszyńska zdecydowała się na spisanie historii rodziny,
zarówno tej żydowskiej – ze strony matki, jak i tej polskiej, od
ojca. Dwa zupełnie różne światy dają wielowymiarowy obraz
społeczeństwa na przestrzeni lat, ale także odsłaniają
dramatyczne zmagania z towarzyszącą im ponurą polską historią
narodową.
Bardzo
osobiste zapiski z pamięci dotyczą dzieciństwa autorki, odważnie
rysuje ona związek swoich rodziców, choć sama pisze: nie miałam
rodziców (…) Miałam matkę. Miałam ojca. (…) Każde wyraźnie
osobno. Inaczej wyglądają fragmenty odnoszące się do
dziadków, praprzodków, kuzynów, tu często wraca autorka do małych
szczegółów, dzięki którym pamięta poszczególne istnienia,
czasem dopowiada, czasem się domyśla. Stąpanie śladami rodzinnymi
prowadzi ją do Otwocka, Łęczycy, Łodzi, gdzie szuka
najdrobniejszych choć okruchów pamięci, które pozwolą uwierzyć,
że oni kiedyś byli, żyli zwyczajnym życiem.
Pisanie
o własnych doświadczeniach, o najbliższych, jawi mi się jako
pułapka, bo jak wyłączyć uczucia, jak dostrzec granicę tego o
czym można powiedzieć, a co lepiej przemilczeć. Tym bardziej
podziwiam autorkę za jej zwycięstwo w tej materii. Na koniec
optymalne według mnie podsumowanie, pióra Agaty Tuszyńskiej. Ta
książka nie ma zakończenia, ponieważ dzieje się dalej. Nie ma
zakończenia również dlatego, że nie chcę dokonać wyboru jednego
dziedzictwa. Oba – polskie i żydowskie – żyją we mnie. Oba
mnie tworzą. Nawet jeśli ze sobą walczą i jedno oskarża drugie –
do obu należę. I niech tak zostanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz