wtorek, 12 marca 2013

Agata Tuszyńska – Rodzinna historia lęku [recenzja]


Trudno oceniać rodzinne wspomnienia, szczególnie jeżeli świadomość własnego pochodzenia przyszła późno. Nie będę silić się na opinie, nie godzi się wystawiać oceny rzeczywistym losom, po prostu zachęcam do lektury tej unikalnej książki.
Jej autorka, mając dziewiętnaście lat dowiedziała się od matki, że jest Żydówką. Dużo czasu zajęło jej oswojenie się z tą myślą. Po latach Tuszyńska zdecydowała się na spisanie historii rodziny, zarówno tej żydowskiej – ze strony matki, jak i tej polskiej, od ojca. Dwa zupełnie różne światy dają wielowymiarowy obraz społeczeństwa na przestrzeni lat, ale także odsłaniają dramatyczne zmagania z towarzyszącą im ponurą polską historią narodową.
Bardzo osobiste zapiski z pamięci dotyczą dzieciństwa autorki, odważnie rysuje ona związek swoich rodziców, choć sama pisze: nie miałam rodziców (…) Miałam matkę. Miałam ojca. (…) Każde wyraźnie osobno. Inaczej wyglądają fragmenty odnoszące się do dziadków, praprzodków, kuzynów, tu często wraca autorka do małych szczegółów, dzięki którym pamięta poszczególne istnienia, czasem dopowiada, czasem się domyśla. Stąpanie śladami rodzinnymi prowadzi ją do Otwocka, Łęczycy, Łodzi, gdzie szuka najdrobniejszych choć okruchów pamięci, które pozwolą uwierzyć, że oni kiedyś byli, żyli zwyczajnym życiem.
Pisanie o własnych doświadczeniach, o najbliższych, jawi mi się jako pułapka, bo jak wyłączyć uczucia, jak dostrzec granicę tego o czym można powiedzieć, a co lepiej przemilczeć. Tym bardziej podziwiam autorkę za jej zwycięstwo w tej materii. Na koniec optymalne według mnie podsumowanie, pióra Agaty Tuszyńskiej. Ta książka nie ma zakończenia, ponieważ dzieje się dalej. Nie ma zakończenia również dlatego, że nie chcę dokonać wyboru jednego dziedzictwa. Oba – polskie i żydowskie – żyją we mnie. Oba mnie tworzą. Nawet jeśli ze sobą walczą i jedno oskarża drugie – do obu należę. I niech tak zostanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz