sobota, 2 marca 2013

Fabrizio Battistelli – Konklawe [recenzja]


Powieść przenosi nas w czasy osiemnastowiecznego sede vacante, kiedy to po śmierci papieża Klemensa XII, przez kilka miesięcy, kardynałowie nie byli w mocy obrać nowego biskupa Rzymu.
W całym tym watykańskim chaosie i plotkach, dotyczących chociażby występowania symonii i zawierania układów politycznych poznajemy głównego bohatera, Riziera Pietracutę, byłego żołnierza, absolwenta prawa, który dzięki bratu otrzymuje nominację na asystenta Rewizora Ksiąg. Nie nacieszył się on jednak swą funkcją, gdyż jego zwierzchnik Van Goetz został zamordowany. Rizier rozpoczyna poszukiwania mordercy, mając jedną tylko poszlakę – niekompletny weksel na bardzo wysoką kwotę. Tropy wiodą śladem jezuitów, wolnomularzy, każą podróżować naszemu samozwańczemu detektywowi przez Rzym, Florencję, Wenecję.
To taka powieść spod znaku płaszcza i szpady, z lepszymi i gorszymi momentami. Krzyżuje różne wątki: polityczny, awanturniczy, romansowy, kryminalny. Są pojedynki, wycieczki wgłąb ówczesnych miast, a nawet przybliżone czytelnikom przedstawienie teatralne. Narracja nie rzuca na kolana, nie porywa szaleńczym tempem, ani wyrafinowaną konstrukcją, acz jest ciekawą alternatywą kostiumową dla różnej maści kryminałów współczesnych i tych retro. Jeszcze jedno - temat konklawe jest przecież bardzo na czasie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz