Ta
książka mnie przeraziła, głównie poprzez bestialstwo seryjnego
mordercy, zwanego tu Rzeźnikiem. Straszny typ. Szaleniec, acz bardzo
metodyczny, ostrożny i dobierający świetny kamuflaż. Dla
znających go ludzi – zwykły, szary człowiek. Dla tropiących go
policjantów i prywatnych detektywów, mistrz cienia, ale nade
wszystko potwór, okrutnie kaleczący ciała kobiece.
Historia
ma miejsce w Nowy Jorku. Policja znajduje barbarzyńsko
zniekształcone zwłoki tancerki. Na lustrze w jej łazience, krwią
wypisano tajemnicze nazwisko. NYPD zwraca się o pomoc w ujęciu
zbrodniarza do Franka Quinna, dawnego funkcjonariusza, obecnie
prywatnego detektywa, który uznawany jest za znakomitego tropiciela
przestępców, w szczególności seryjnych. Niebawem dochodzi do
kolejnej zbrodni, wszystko wskazuje na to, że dokonał jej ten sam
sprawca, który pozbawił życia tancerkę. Rozpoczyna się długa,
czarna seria. Co znaczą nazwiska pisane krwią ofiar na lustrach?
Czy zabite kobiety łączy coś, co wskaże funkcjonariuszom drogę
do odnalezienia przestępcy?
Warto
również zwrócić uwagę na drugi wątek książki, dotyczący
historii niejakiej Beth. Jest on mniej krwawy, aniżeli główny nurt
(na szczęście), aczkolwiek kryje się w nim coś tajemniczego,
nieoczywistego, a tym samym bardzo atrakcyjnego dla czytelnika.
Porządna
dawka kryminalnych emocji, zwarta, esencjonalna, przekonująca.
Jedynym
mankamentem są dla mnie partie dialogowe i obyczajowe dotyczące
detektywów, ich relacji, dialogów. Na tle mocnej, obfitującej w
emocjonalne chwile akcji, te wyciszające fragmenty mogą nużyć i
wydawać się niepotrzebne.
Sama nie wiem... czy sama, dobra akcja wystarczy, szkoda, że dialogi i opisy relacji są wg Ciebie takie sobie.
OdpowiedzUsuń