Na zbiór składają się Dziewczyna bez urody, Sława i Noc montera, kunsztowne opowiadania autora, bardziej kojarzonego jednak z dramatami. Doprawdy, potrzeba wielkiego talentu, by odnaleźć się w krótkiej formie literackiej, ale też by wyjść z tego formatu zwycięsko. Twórcy opowiadań zawsze darzeni byli przeze mnie wielką estymą, szczególnie ci, których dorobek jest po prostu mistrzowski, jak chociażby Iwaszkiewicz, Keret czy wspaniały de Maupassant. Arthur Miller zbiorem Noc montera dał wyraz własnej sile i dobrej kondycji twórczej.
Pierwsza historia zamyka się w losach Janice Sessions, pełnej dylematów kobiety, która zmaga się, a raczej poszukuje własnej drogi, a wszystko to dzieje się w nowojorskiej scenerii czasów II wojny światowej. Mamy więc, poza brakiem zrozumienia życia przez Janice, podgląd na nastroje społeczne, wiodące sympatie polityczne, jakie istniały w owym czasie w Wielkim Jabłku. Nadmienię, że zmieniały się równie często co sama bohaterka.
Sława to dosadny i krótki pamflet na odnoszących sukcesy pisarzy, w tym przypadku uznanego twórcę z Broadwayu. Jego spotkanie ze znajomym z przeszłości to celnie ujęte, ironiczne spojrzenie na tytułową sławę.
Noc montera jawi się najlepszą historią tomu. Tony Calabrese, monter okrętowy ze Stoczni Marynarki Wojennej to skomplikowana, niejednoznaczna postać. Z trudną przeszłością, pozwala uwikłać się w bodaj jeszcze bardziej skomplikowaną teraźniejszość. Jednak zadanie zawodowe, jakie zostaje mu narzucone w opowiadaniu, w pewnym sensie daje wyraz temu, że nie poległ ostatecznie, że ma siłę i szanse na odnoszenie zwycięstw w swym życiu.
Celne ujmowanie ludzkich słabości i charakterów, dobre, ciekawe prowadzenie narracji oraz urok Nowego Jorku połowy XX wieku to najpierwsze wrażenia i spostrzeżenia nasuwające się po lekturze tomu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz