poniedziałek, 25 lutego 2013

Inga Iwasiów – Na krótko [recenzja]


Ciężki kaliber, w wymowie emocjonalnej. Smutek leje się strumieniami, a znalezienie jasnej strony, czy też nadziei na szczęście dla bohaterek, w moim przypadku, zakończyło się fiaskiem.
Główne postaci są dwie: Sylwia i Ruta. Pierwsza to humanistka, typ naukowca, który rusza w świat by badać, zgłębiać, poszukiwać. Zostaje wysłana przez polski uniwersytet do bliżej nieokreślonego miasta (trochę się domyślam, ale wobec braku pewności nie zdradzę się ze swoim pomysłem na nazwę miasta) za granicami Unii, by tam zbierać materiały badawcze. Poszukując zawodowego spełniania zostawia rodzinę – męża i syna, rodziców. Dodatkowo boryka się z zaburzeniami pamięci, mowy.
Ruta zaś, to fryzjerka z owego pozaunijnego miasta. Cierpi na syndrom nadmiernego zadomowienia, ciągnie do tyłu, nie rozumie ambicji swego męża, nie podziela jego pasji. Jest jakby zakotwiczona w tradycji miejsca z którego pochodzi, najlepiej czuje się we własnym spokojnym, pełnym stagnacji i powtarzalności świecie.
Smutno dzieje się w związkach obu pań: niby pary się kochają, są dobrane, ale ich wspólne życie wykluczają różne osobiste pragnienia,  wiele szkód czynią aspiracje, które wygrywają z miłością.
Iwasiów dokonuje gorzkiego rozrachunku ze współczesnością: humaniści coraz mniej potrzebni, przeważnie do tłumaczenia cytatów z literatury i transferowania ich na angielski, komentowania e – booków, obsługi muzeów. W świecie przedstawionym rządzi skrótowość, proste zdania, a już najlepiej równoważniki. Praca naukowa, tytuły tracą na znaczeniu, teraz ważne jest walczenie o granty.
Kultura nosi znamiona wykorzenienia, płytkości, interesowności. Sylwia obserwuje miasto Ruty, widzi, że ono jeszcze broni się przed pobieżnością: są tam papierowe książki o niemodnej tematyce, kino z płaskim ekranem i ambitnymi filmami, a w knajpie można zjeść ziemniaki smakujące ziemniakami. Odkąd dokonał się tam zwrot neokolonialny, tubylczy świat zaczął nabierać pewnych cech indywidualnych.
W każdym razie z treści naturalnie przenika pesymizm, nie grozi, nie przeraża, po prostu przesącza się przez słowa, nie dając nadziei na lepsze.
W tej sytuacji pozostaje tylko Hemarowskie upić się warto.

1 komentarz:

  1. Z Ingą Iwasiów miałam do czynienia podczas lektury "Bambino" i "Ku słońcu". Domyślam się, że ta książka napisana jest w podobnym stylu. Będę o niej pamiętać.

    OdpowiedzUsuń