środa, 6 lutego 2013

Marian Pilot - Pantałyk [recenzja]


Zbiór trzynastu historii, które łączy pogoń za ładem, porządkiem, nadzieją. Każda opowieść dzieje się w Dudowym zaścianku, symbolicznej wiosce, gdzie przeważają bohaterowie o tym właśnie nazwisku, i tak mamy chociażby: Dudę – Kotynowicza, Dudę – Mruka, Dudę – Chrapka, Jana Dudę, Niby – Dudę, Dudę – Oprawcę. Soczystym, ekspresyjnym językiem autor opisuje zmagania tych ludzi z naturą, ich współtowarzyszami bytowania, wreszcie daje nam obraz igraszek ze śmiercią (chociażby historia Dudy – Krzepkiego, który powieszony i odcięty z postronka, wstał i poszedł w siną dal, strapiony tym, że człowiek wszystko może).
Mamy tu żywe trupy, nieśmiertelnych, a wszystko to okraszone emocjonalnym, plastycznym językiem. Świat przedstawiony jawi się jako byt zdeformowany, przeobrażony, potraktowany sarkastycznie, ale jest to także świat prosty, zgrzebny, taki trochę rustykalny. Ubodzy chłopi w lepiankach i gliniankach, postawionych własnymi rękoma, zmagają się ze srogimi zawodami, jakie gotują im własne dzieci, które nie chcą mieszkać na wsi. Walczą też oni z osobistymi zmorami, zazdrością, nieufnością, potępieniem.
Pantałyk czyta się jak legendę, klechdę, trochę ku przestrodze, trochę ku zabawie. Forma przywodzi na myśl podania słowne przekazywane kiedyś na wsiach podczas wieczornic, darcia pierza, łuskania fasoli itp. Słuchamy o brzydkim, ubogim świcie, turpistycznym, często prostackim.
Stylizacja językowa obecna w książce nie każdemu przypadnie do gustu. Najbliżej jej do chłopskiej gwary. Autor bawi się językiem, czasem stosuje zaskakujące inwersje, wymaga od czytelnika pełnego skupienia, zaangażowania, nie daje szansy na książkowy relaks i rozluźnienie. Ciekawe doświadczenie, czasem znojne,  a czasem nietrudne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz