Od
pierwszej chwili czuje się, że autor jest poetą. Płynnym, wrażliwym tempem, przemierzamy nocne
miasto, z cierpiącym na dotkliwą glątwę bohaterem, zdumionym swą
sytuacją, bo nie wie on gdzie jest i czemu jest tam, gdzie jest.
Bohater śni / przeżywa / doświadcza w bardzo wywrotowy sposób:
lata, wpływa do domów, wpełza do mieszkań. W jednym z nich, w
łóżku odnajduje własną prababkę Apolonię. I tu kończy się
moja sympatia do książki. Czytając rozdział o babce, aż zanadto
przychodził mi na myśl inny tytuł, wybitny, nowatorski, dla mnie
skończenie genialny, gdzie bohater, Józef, nie raz czołga się pod
łóżkiem, znajdując tam rozmaite skarby. W Bestiarium
główna postać ma tak samo...
W
dalszej części spotykamy kolejnych członków rodziny, między
innymi wuja Jana, trzymającego w piwnicy całą armię
półniewolników, którzy pędzą życie na obieraniu, gotowaniu,
smażeniu, szatkowaniu, lepieniu, a wszystko to w szalonym, precyzyjnie obranym celu. Wielkie nagromadzenie rzeczowników,
określników rzeczowników wybornie rozjaśnia i wzbogaca świat
przedstawiony, acz bywa też przytłaczające, podnoszące ciężar
doznań.
Groteskowa,
obfitująca w przygody treść mieszcząca się w topografii pełnej krętych schodów, przyklejonych do ścian, spiralnych, szczerbatych
stopni, pośród szarówki, zakurzonych zielonych butelek,
nadziewanych dźwiękami.
Multiplikacja
wzorów, barw, przedmiotów i przeżyć, urozmaicona fantasmagorią,
co rusz to inną, zależy które drzwi, jako kolejne, otworzy bohater.
Różycki bawi się konwencjami, językiem, znaczeniem. Pomagają mu
w tym postaci: stryjcio, wujcio, kuzynka, a każdy z nich oferuje inną wyprawę, rozmowę, nową zadziwiającą historię.
Mimo
wszystko, nie trafia do mnie ten oniryczny świat, pewnie dlatego, że
udało mi się kiedyś odnaleźć literacki ideał w tej materii.
Oniryzm w książkach bardzo często mnie nuży. Nie potrafię się przyzwyczaić do tego motywu.
OdpowiedzUsuń