Kreczmar.
Pamiętam go przede wszystkim z filmowej wersji Lalki, gdzie
wcielił się w rolę Tomasza Łęckiego oraz z Pasażerki Munka,
gdzie grał Waltera (męża Lizy, byłej esesmanki z obozu
koncentracyjnego).
Zawsze
z dużą chęcią i ciekawością sięgam po wspomnienia aktorów,
którzy mieli w swym życiu do czynienia z wielkimi nazwiskami, z
legendami polskiego teatru, nestorami i organizatorami teatralnego
życia. Poza tym ówcześni aktorzy (mam na myśli tych z początku
XX wieku) posiadali nie tylko takt i klasę, ale również
wartościowe treści do przekazania, czego próżno szukać u
współczesnych wychowanków Melpomeny. Kreczmar miał szczęście do wybitnych
profesorów. Byli tam i Aleksander Zelwerowicz (doskonała dykteryjka
o przygotowywaniu źwierzaka), i Stanisław Stanisławski
(zaciekły, wręcz fanatyczny miłośnik Fredry) oraz Wojciech
Brydzyński i jego tajny sposób na podzianie rąk.
Wspominając
studia na Oddziale Dramatycznym Konserwatorium Warszawskiego odkrywa
nam autor miniony świat, trącący myszką, pokryty patyną czasu,
urokliwy, trochę nierzeczywisty. Podaje jak wyglądały zajęcia,
ówczesne lekcje aktorstwa, przekazuje metody profesorów i ich
najbardziej charakterystyczne cechy, zdradza tajniki warsztatu,
pracy, przygotowywanie premier. Bardzo urokliwa i sentymentalna
podróż w przeszłość.
W
drugiej części, zwanej Notatkami, Kreczmar daje upust
własnym poglądom na sztukę aktorską. Bardzo mi odpowiada jego
zdrowe, pozbawione wzniosłości i patetyczności podejście do
zawodu. Wciąż pozostaje ono świeże i aktualne. Odrzuca
dogmatyczne nastawienie do metody Stanisławskiego, intuicję i
natchnienie. Według niego warsztat trzeba budować na analizie
materiału, czerpaniu z treści problemowej. Zmienność,
transformacja, objawianie się wciąż na nowo – oto cechy, które
powinny charakteryzować prawdziwego aktora.
Polecam,
nie tylko pasjonatom teatru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz