sobota, 16 lutego 2013

Olle Lönnaeus – Jedyna prawda [recenzja]


Joel Lindgren wrócił po długim czasie w rodzinne strony, by napisać książkę, zacząć życie od nowa. Pewnego razu odbiera późny telefon: Przyjedź tutaj. Jak najszybciej. Nie zostało mi już wiele czasu... Okazuje się, że dzwonił jego ojciec Mårten, z którym nie miał kontaktu blisko dwadzieścia lat. Zerwane kontakty miały wielotorowe podłoże, które stopniowo objawia się w trakcie snucia narracji. Mimo początkowych oporów, wyrusza do rodzinnego domu, gdzie zastaje powieszonego ojca. Po przybyciu policji objawia się kolejny wstrząsający fakt. Na ścianie ktoś wymalował czerwoną farbą Gniew Boga, napisany po arabsku.
Prowadząca sprawę Fatima al – Husseini wiąże zgon Lindgrena z serią obrazów, jakie namalował dwa lata wcześniej. Przedstawiały one Mahometa jako świnię. Poza popularnością medialną, zaczęły się również pogróżki. Czy to muzułmańskie środowiska wydały wyrok na niepokornego twórcę?
Pewne wątpliwości w tej materii ma syn denata. Zaczyna dostawać różnorodne sygnały, świadczące o szemranych interesach oraz znajomościach ojca. Okazuje się, że jego śmierci mogło chcieć wiele osób.
Ciekawy pomysł na książkę odrobinę rozmywa się w jej wolnym, nieco sennym tempie. Szwedzka zima, częste retrospektywy w głowie Joela, prowadzące do czasów dzieciństwa, wspomnienia o zmarłym Mårtenie, snute przez kolejne osoby spowalniają rytm książki. Interesująco jawi się postać Fatimy, Libanki prowadzącej sprawę. Ciekawa jest jej historia, dylematy. Zdecydowanie to jedna z mocniejszych stron fabuły, podobnie jak sam finał książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz