poniedziałek, 11 lutego 2013

Izabela Szolc – Strzeż się psa [recenzja]


Kryminał w rodzaju tych na wesoło. Świat widziany psim okiem, a precyzując, okiem spokojnego i wyważonego bloodhounda Albrechta, na stałe zamieszkującego zamknięte warszawskie osiedle w tzw. dobrej dzielnicy. Gromadzi się tam cała galeria psów (a jakże) rasowych, którym towarzyszą wspominani czasem, zabiegani, zapracowani, znerwicowani właściciele. Same czworonogi prezentują zresztą typowo ludzkie cechy i słabości, jakby identyfikując się z dwunożnymi kreaturami, i tak pies maklera jest nerwowy, zaś spanielka kochająca słodycze, pozostaje w urojonej ciąży (jej właścicielka w rzeczywistej).
Książka stanowi monolog nakręconego bloodhounda, który pośród ogólnego znużenia ogląda dziwną, ludzką rzeczywistość. Jednak gdy zostaje uśmiercony jeden z psich mieszkańców osiedla, Albrecht, popierany przez czworonożną brać wartko przystępuje do rozwikłania zagadki zgonu dalmatyńczyka.
Izabela Szolc na wyścigi wplata w monologi narratora parafrazowane cytaty, pozostałych bohaterów też obdarza skłonnością do nawiązań literackich itp. Pełno tu odniesień do kina, książek, ludzi znanych ze swych zawodowych osiągnięć, czasem też ludzi znanych z tego, że są znani. Dla miłośników szarad, łamigłówek i zagadek literackich, jak znalazł. Można spróbować przeczytać tę skromną objętościowo książkę, ale nie ma po temu wyższej konieczności.
Ważna informacja znajduje się na okładce – autorka swe honorarium oddała fundacji VIVA! Akcja dla zwierząt, co według mnie, podnosi prestiż publikacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz