Kryminał
w rodzaju tych na wesoło. Świat widziany psim okiem, a
precyzując, okiem spokojnego i wyważonego bloodhounda Albrechta, na
stałe zamieszkującego zamknięte warszawskie osiedle w tzw. dobrej
dzielnicy. Gromadzi się tam cała galeria psów (a jakże) rasowych,
którym towarzyszą wspominani czasem, zabiegani, zapracowani,
znerwicowani właściciele. Same czworonogi prezentują zresztą
typowo ludzkie cechy i słabości, jakby identyfikując się z
dwunożnymi kreaturami, i tak pies maklera jest nerwowy, zaś
spanielka kochająca słodycze, pozostaje w urojonej ciąży (jej
właścicielka w rzeczywistej).
Książka
stanowi monolog nakręconego bloodhounda, który pośród ogólnego
znużenia ogląda dziwną, ludzką rzeczywistość. Jednak gdy
zostaje uśmiercony jeden z psich mieszkańców osiedla, Albrecht,
popierany przez czworonożną brać wartko przystępuje do
rozwikłania zagadki zgonu dalmatyńczyka.
Izabela
Szolc na wyścigi wplata w monologi narratora parafrazowane cytaty,
pozostałych bohaterów też obdarza skłonnością do nawiązań
literackich itp. Pełno tu odniesień do kina, książek, ludzi
znanych ze swych zawodowych osiągnięć, czasem też ludzi znanych z
tego, że są znani. Dla miłośników szarad, łamigłówek i
zagadek literackich, jak znalazł. Można spróbować przeczytać tę skromną objętościowo książkę, ale nie ma po temu wyższej
konieczności.
Ważna
informacja znajduje się na okładce – autorka swe honorarium
oddała fundacji VIVA! Akcja dla zwierząt, co według mnie,
podnosi prestiż publikacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz