To
nie jest książka, którą należy rozpatrywać formalnie. Nie ma
sensu zgłębiać się w stylistykę, język, walory artystyczne,
gdyż nie taki jest jej zamysł. Nie jest wybitna czy wyjątkowa,
jest ledwie znośna, jeśli idzie o powyższe zagadnienia. Sensem tej
książki jest wielopokoleniowa historia rodziny, jej kształtowanie
się na tle historii najnowszej.
Zaczyna
się przed Wielką Wojną. Na mazowiecką wioskę, Anielin, spada
niemiecki dwupłatowiec. Szczęśliwie ląduje na bodaj słomianym
dachu domu niejakiej panny Zofii. W rezultacie uratowany pilot
zostaje w miejscu lądowania i zakłada z powabną Polką rodzinę,
szybko aklimatyzując się do nowych warunków.
Całą
sagę poznajemy dzięki prawnuczce protoplastów rodu, która
zapisuje historię rodziny i opowiada ją spotkanemu w podróży
pisarzowi, dając obraz silnych osobowości i nietuzinkowych losów
pobratymców.
Galeria
różnorodnych charakterów, wpływ historii i polityki na życie
najbliższych, mogą stanowić lustro dla obywatelskich postaw,
znamiennych dla poszczególnych wydarzeń z dziejów Polski.
Znajdziemy
tu i szczyptę wielokulturowości, twarde kobiety, flirt z komunizmem
i karierę rodem z Hollywood. Jak różnie potoczą się poszczególne
istnienia, jak czasem zaskakujące zgotuje autorka finały
życiorysów.
To
nie jest wielka literatura, to rodzinna historia, dobra na chwilę
niezobowiązującego relaksu z książką.
Jakoś nie jestem przekonana do tej książki. Może dlatego, że niezbyt interesują mnie wielopokoleniowe sagi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.