Los
Angeles to ponoć jedno z najniebezpieczniejszych miast świata. Nic
dziwnego, że ściągają tam różnej maści zwyrodnialcy. Jeden z
nich jest bohaterem powieści Cartera. Wybrał sobie za cel
mordowanie mocno widowiskowe, z potwornie okaleczonymi, czasem wręcz
rozczłonkowanymi zwłokami. Detektyw Hunter, specjalista od
seryjnych morderców, zauważa, że każda ofiara umierała w inny
sposób, najbardziej dla niej przerażający. Morderca aranżował
osobiste podejście do poszczególnych przypadków. Hunter staje
przed trudnym zadaniem. Dodatkowo ponaglany przez władze, szuka
powiązań i nowych tropów.
Dla
mnie najbardziej jaskrawe w tej książce są jednak nie zbrodnie i
pomysłowość sprawcy, ale irytujące i konfundujące tłumaczenia i
objaśnianie policyjnej kuchni (np. szczegółowe rozpisywanie się o
potrzebie robienia zdjęć gapiom na miejscu zbrodni, tłumaczenie
tej potrzeby, jakby autor zakładał, że potencjalny czytelnik ma
problemy z myśleniem). Takie kwiatki nie nastrajają pozytywnie do
dalszej lektury, dlatego bez większej przyjemności brnęłam dalej
w gąszczu trupów.
Z
dialogami też jest problem, bo drewniane. Nie wiem tylko czy to wina
autora, czy też tłumacz się nie popisał, dla mnie dialog stanowi
o kryminale, jest najlepszym sprawdzianem dla umiejętności pisarza...
Szkoda
czasu na pisanie o tej książce, kto chce niech przeczyta, ja szybko
zapominam nazwisko autora.
Jeśli już dialogi są drętwe to nie ma po co tracić czasu.
OdpowiedzUsuńW takim razie będę unikała, szkoda czasu na taką pozycję.
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam i podpisuje się pod wszystkimi zarzutami. Kryminał pisany pod masowe gusta, objaśniający każdą pierdółkę tak nachalnie, że czuje się tak, jakby autor miał mnie za kretyna ;) A przy okazji za kretynów zaczynają uchodzić śledzczy i cała reszta zaludniających książkę postaci, pytając się Huntera czy siebie nawzajem o rzeczy oczywiste. Dialogi koszmarne. Po części przez kiepski przekład, ale nie można wszystkiego zwalać na tłumacza ;) Absurdalna jest też liczba rozdziałów, prawie 150 (sic!), z czego każdy zamyka się na 2-4 stronach. No nic, czytam dalej.
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam i podpisuje się pod wszystkimi zarzutami. Kryminał pisany pod masowe gusta, objaśniający każdą pierdółkę tak nachalnie, że czuje się tak, jakby autor miał mnie za kretyna ;) A przy okazji za kretynów zaczynają uchodzić śledzczy i cała reszta zaludniających książkę postaci, pytając się Huntera czy siebie nawzajem o rzeczy oczywiste. Dialogi koszmarne. Po części przez kiepski przekład, ale nie można wszystkiego zwalać na tłumacza ;) Absurdalna jest też liczba rozdziałów, prawie 150 (sic!), z czego każdy zamyka się na 2-4 stronach. No nic, czytam dalej.
OdpowiedzUsuń