Ciekawa
historia z początku XX wieku. Christine, młoda, bardzo uboga
krewniaczka zamożnej Amerykanki zostaje zaproszona przez bogatą
ciotkę do Szwajcarii.
Z
obawami przystaje na tę propozycje, pozostawiając w rodzinnej
miejscowości schorowaną matkę, ubogą izbę, którą wspólnie
dzielą, a także kiepską pracę na poczcie.
Zderzenie
ze szwajcarskim luksusem literalnie osłabia naszą bohaterkę.
Początkowo kompletnie nie radzi sobie z przepychem hotelowym,
gustownie odzianymi gośćmi, ba, nawet obsługą która ma lepszą
toaletę niż ona. Bardzo szybko zachodzi u niej jednak proces
przystosowawczy, zatraca się w nowym, wygodnym, ale jednak chwilowym
życiu, zapominając, że zmiana dekoracji jest bardzo krótkotrwała.
Powrót do starego życia jest nieuchronny. Tylko jak żyć, kiedy
nabyło się nowej świadomości innego, lepszego, bogatego i
pozbawionego trosk istnienia?
Ta
druga część, czyli zderzenie z brutalną, biedną rzeczywistością,
prawdziwymi obliczami nowo poznanych ludzi, a także radzenie sobie w
starej scenerii, za to z nową świadomością, daje gorzki obraz,
aczkolwiek gorycz ta wciąga, frapuje, wyzwala ciekawość. Autor
umiejętnie stworzył pole dla melancholii, niepewności jutra,
lęków, ale zabarwionych delikatną nutką próżnej nadziei.
Dziewczyna
z poczty to powieść niedokończona (Zweig popełnił
samobójstwo), przez co finał nie jest dla mnie jednoznaczny.
Kto
wie co byłoby dalej z bohaterką? Zasadniczo przesłanki są jasne,
jej los został określony, ale jednak żal, że autor nie
wypowiedział się do końca.
Klimat
jest dość ponury, ciężki, może dlatego, iż cały czas wisi nad
czytelnikiem świadomość, że wszystko co dobre szybko się kończy,
a historia Kopciuszka to tylko bajka.
Nie mam obecnie ochoty na tak ciężkie i ponure książki. Wolę radosne klimaty :)
OdpowiedzUsuń