sobota, 15 grudnia 2012

Sasza Hady – Morderstwo na mokradłach [recenzja]

Powieść niespodzianka. Wbrew stylom, sznytom, fasonom i krojom aktualnych mód na kryminał, ta książka idzie własną drogą. Ba – wraca do tradycji, inspiruje się tym co dobre i przez lata uznawane za kanon tradycyjnego rytu powieściowego. Rzecz w tym, że Hady umiejscawia akcję na brytyjskiej prowincji - miejscu, gdzie znajdziemy maślane bułeczki z konfiturą, zupę dyniową, herbatę, deszcz, i wreszcie mokradła. Gładko, grzecznie, dystyngowanie i czasem z przymrużeniem oka.

Bez wybujałej brutalności, w swojskiej, choć stereotypowo sztywnej brytyjskiej atmosferze doświadczamy morderstwa. Bez zdradzania niepotrzebnych szczegółów ujawnię, że po raz pierwszy z ofiarą styka się w kuchennej piwniczce kucharka - panna March. Powoduje to zrozumiały niepokój u wszystkich domowników, jak i mieszkańców małej osady Little Fenn. Właścicielka domu pani Bradbury rusza do Londynu, by stamtąd ściągnąć na pomoc legendarnego detektywa Alfreda Bendelina. Szkopuł w tym, że rzeczony detektyw jest jedynie fikcją literacką, bohaterem książek, obdarzony jednak prawdziwym londyńskim adresem, pod który kieruje się szlachetna dama. Ludzie w Little Fenn już i tak wystarczająco plotkują o tej przykrej sprawie. Zależy nam, żeby szybko to zakończyć […] Tutejsza policja jest zupełnie niekompetentna! - mówi pani Bradbury do mieszkającego tam rzeczywiście Nicholasa Jonesa. Przyjmuje on wyzwanie, wciela się w postać detektywa i rusza z odsieczą na prowincjonalne mokradła, by rozwikłać tę konfundującą sprawę.
Książka jest naprawdę urokliwa i pełna wdzięku. Dodatkowo wzbogaca ją Jones, który daleki jest od popularnego ostatnio wyobrażenia detektywa. Okazuje się być spokojnym, pozbawionym nałogów, wyważonym osobnikiem, któremu jednak nieobca jest przygoda. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi Morderstwo na mokradłach to błoga, przyjemna książka. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz