poniedziałek, 17 grudnia 2012

Jacek Skowroński – Mucha [recenzja]

Kompletne szaleństwo. Jackass w wersji literackiej. Rollercoaster językowo – fabularny. I w dodatku śmieszny. Od pierwszej strony.

Agent ubezpieczeniowy Apoloniusz pojawia się w okazałej podwarszawskiej willi w celu rozszerzenia polisy klienta. Tam staje się świadkiem morderstwa. Ledwie uchodzi z życiem, które teraz redukuje się do przetrwania. Człowiek mafii, a zarazem niedoszły klient Apoloniusza Konrad Z., pseudonim Mucha próbuje na wieki uciszyć niewygodnego świadka. Jednakże trafia na wyjątkowego przeciwnika – zdesperowanego, pomysłowego i rzutkiego agenta ubezpieczeniowego, który nie cofnie się przed niczym by uratować własną skórę. Na naczelną broń wybierze sobie Apoloniusz efekt synergii. Enigmatycznie dodam tylko, że ku uciesze czytelnika.
Mucha to beczka śmiechu podlana warszawskim sosem. Są i smakosze trunków lichej jakości, praskie cwaniaki, co to wszystko załatwią, pokątne interesy, galeria ekstrawaganckich postaci, kreatywni handlarze z Wolumenu, dla których nie ma zleceń niemożliwych, a przede wszystkim sam główny bohater, pokazowy z cicha pęk.
Perypetie surwiwalowe Apoloniusza dostarczają nie tylko kryminalnej, ale przede wszystkim humorystycznej rozrywki. Wielbiciele krwawych, ciężkich klimatów również powinni sięgnąć po tę książkę, po to tylko by zobaczyć jaką przyjemność sprawia lektura mokrej roboty w wersji light.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz