Doceniam
styl Kereta – taki zaskakująco zaskakujący. Zawsze.
Niekwestionowany mistrz krótkiej formy, bardzo zresztą trudnej,
pokazowo demaskuje ludzkość z każdej jej banialuki, dyrdymały i
filisterstwa.
Pokłady
nieskrępowanego humoru, zawoalowana (i niezawoalowana) ironia, a
często autoironia wynoszą opowiadania Kereta na wyżyny gatunku.
Dla wielu
jego twórczość pozostaje niezrozumiała, dziwna, niepokojąca,
czasem wręcz odpychająca – rzeczywiście, przyznaję, Kereta nie
każdy zniesie. Z drugiej strony, jak tu nie oprzeć się historii
pisarza trzymanego na muszce przez całe opowiadanie (tytułowe w tym
zbiorze) z wykorzystaniem nie jednego, a czterech zbirów, dla
których jedynym warunkiem jego przeżycia jest opowiedzenie
historii.
Inna
opowieść – Lieland, to ojczyzna kłamstw, które każdy z
nas produkuje przez cały życie, od dzieciństwa. Bohater Rubi
wkracza do tego specyficznego świata, spotyka wszystkie swoje
wymówki, potrącone psy z dawnego kłamstwa, staruszka z kikutem,
który nie raz uratował go podbramkowej sytuacji spóźnienia itp.
Czy jedyną jego refleksją będzie to, że czas zacząć kłamać na
wesoło i o zabawnych rzeczach?
Absurd
jest potrzebny, wręcz niezbędny, ale tylko wówczas, gdy
reprezentuje go dobry styl. Dlatego pomińmy milczeniem często
niedorzeczną rzeczywistość na rzecz świata Kereta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz