Do tytułu
dołączono dopisek – poematy prozą. W liście do pisarza i
krytyka Arsena Houssaye Baudelaire pisał, że jego ambicją było
stworzenie prozy poetyckiej,. muzycznej, bez rytmu i rymu, dość
giętkiej i skontrastowanej, aby mogła oddać liryczne drgnienia
duszy, falowanie marzeń, skoki świadomości. Przyznaje jednak,
że w toku prac oddalił się od zamierzonej formuły, pisząc coś
zupełnie odmiennego.
Nie ma tu
daremnej i czczej intrygi, w książce wszystko jest zarazem głową
i ogonem – w dowolnym momencie czytelnik może zrezygnować z
lektury, gdyż poszczególne jej fragmenty są swobodnymi narracjami,
opierającymi się chociażby o zmysłowe paryskie niebo, oczy
biedaków czy szeroko rozumianą samotność.
Zbiór
pełen melancholii, często chmurnej, minorowej atmosfery, ukazujący
twórcę jako wytrawnego obserwatora i refleksyjnego ironistę (?)
Ależ to
trudny materiał, jednak nieodzowny by poczuć i zrozumieć paryski
spleen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz