Wbrew skojarzeniom jakie, mogą pojawić się po zerknięciu na okładkę, książka ta nie jest horrorem. To klasyczny kryminał, umiejscowiony w USA, w pierwszej połowie XX wieku.
W San Francisco porucznik marynarki wojennej, Peter Duluth, spotyka się ze swoją żoną, Iris. To ostatnie ich wspólne chwile przed zawodowymi zobowiązaniami oficera.
Jak wiele podobnych im par, poszukują miejsca w hotelu na weekend, z czym mają duży problem. Szczęśliwym trafem zyskują jednak pokój, gdyż Iris została wzięta za swoją kuzynkę, znaną w mieście Eulalię Crawford. Szczęśliwi zakochani nie zdają sobie sprawy z tego, że to ostatnie przyjemne chwile tego weekendu.
Najpierw ktoś kradnie mundur Petera, niecnie go wykorzystując, potem znajdują kuzynkę Eulalię ze sztyletem w sercu.
Świadkowie zeznają, że ostatnio widzieli denatkę z... porucznikiem Duluthem.
Ktoś podszywając się pod Petera, próbuje skierować na niego podejrzenia o morderstwo. Czy nasz marynarz ocali skórę i doprowadzi do odkrycia prawdziwych sprawców?
By dowieść swej niewinności przenika do mniej i bardziej osobliwych znajomych zmarłej (między innymi cyrkowców), szuka, dedukuje i walczy o swoją wolność, a wszystko to w wielkomiejskim entourage'u.
Na wyróżnienie zasługuje obyczajowy koloryt książki, czasy wojny, czerwone szminki kobiet, detektywi w kapeluszach typu borsalino i mroczne łaźnie za dolara pięćdziesiąt.
Taki lekki powrót do klasyki i spojrzenie na ówczesną rzeczywistość. Nie jest to jednak wybitne dzieło, intryga dość blada, jednak zawsze to jakaś wiedza o tamtych czasach i obyczajowości.
Fabuła wydaje się nawet ciekawa, ale jak na razie nie ciągnie mnie do tej pozycji :D
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że fabuła mnie jakoś nie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuńDla poznania klimatu czemu nie, a na zaskakującą intrygę nie będę się nastawiać.
OdpowiedzUsuńnie miałam w planach i chyba sobie odpuszczę, bo jest dużo innych lepszych książek z tego gatunku :)
OdpowiedzUsuńAutor mi nic nie mówi, a z Twojego wpisu wychodzi,że to takie czytadło i szczerze mówiąc ni to ziębi ni to grzeje, jak to się mówię, odpuszczę :)
OdpowiedzUsuń