Niezwykła, bardzo nostalgiczna, ale i pełna uroku książka. Często opisuje autor tragiczne, smutne zajścia, w końcu częścią jego dzieciństwa była wojna i powstanie warszawskie, ale opisy, język i ta nuta tęsknoty za dawnym, powodują, że lektura jest prawdziwą przyjemnością.
Nie bez kozery na okładce zamieszczono opakowanie po czekoladzie produkowanej w zakładach Wedla. Ojciec głównego bohatera prowadził w stolicy biuro reklamy, jego największym klientem była ta popularna firma cukiernicza. Przez całe sielskie przedwojenne dzieciństwo, ale także w czasie pożogi, nazwisko Wedla przenikało losy bohatera. W czasie wojny, w letnich miesiącach mały Wojtek z siostrami i ojcem spędził nawet jakiś czas w podwarszawskiej posiadłości właściciela fabryki, co wiąże się z ciekawymi wspomnieniami, które dokumentuje w książce, dodając również fotografie.
Książka jest tak urocza w opisach lat trzydziestych, tradycji i zwyczajów rodzinnych, niedzielnych spacerów do Łazienek, do kawiarni Lardellego, są tu portrety wspaniałych ludzi, zobrazowanie ulic, sklepów. Stanowczo za mało tych kolorowych, sielskich wspomnień, które rzucają tak ciekawe światło na codzienność mieszczańską krótko przed wojną. Na szczęście język autora, choć żywy i potoczysty, nie jest brutalny, reporterski, nie obnaża potworności okupacji, których świadkiem nie raz był mały Wojtek i jego rodzina. Dzięki temu książka jest spójna, utkana łagodnością i subtelnością, właśnie takimi barwami powinno się znaczyć dzieciństwo.
Oho! Moje klimaty. Będę mieć na uwadze.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa pozycja, słyszę o niej po raz pierwszy, bardzo jestem zaintrygowana :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTo również moje klimaty. Muszę się rozejrzeć za tym tytułem.
OdpowiedzUsuń