Po kiego czorta znów złapałam za radosną twórczość pani de Blasi, skoro ostatnio wylałam na nią wiadro pomyj? Dlatego, że skoro już ściągnęłam tę książkę z bibliotecznej półki, to należy dać jej cień szansy. A nóż się obroni.
Znów spadła na mnie porcja autobiograficznych wspomnień o tym jak ciężko napisać książkę, jak trudno znaleźć natchnienie. Marlena wyjeżdża do leśniczówki przyjaciela, by tam, w samotności i z dala od pokus, napisać powieść, bo terminy gonią, a honorarium bardzo by się przydało. W sąsiedztwie leśnej samotni mieszka intrygującą staruszka, Lavinia, charakteryzująca się ciętym i dosadnym językiem. Początkowo próbuje swych sarkastycznych zdolności oratorskich na Marlenie, z czasem jednak przekonuje się do niej i powierza jej historię swojej rodziny.
Właśnie postać Lavinii ratuje książkę (może dlatego, że to prawdziwa postać i równie prawdziwa historia). Jej niewyparzona gęba urozmaica nudę, nadaje charakteru. Bez niej byłoby jak w Tysiącu dni w Orvieto, czyli: umyłam się, kupiłam fasolę, drzemałam, i tym podobne farmazony. Życie opowiadane przez Lavinię ma bogate barwy, mocne akcenty, jest soczyste. Wojna z tragicznymi epizodami, małżeństwo, kolejne córki, wszystko to ma swój smak. Prawdziwe włoskie życie dalekie jest od pocztówkowych widoczków i wspaniałych filmowych plenerów. Rządy silną ręką trzyma tradycja (patrz patriarchat) oraz właściwe jej spojrzenie na rolę kobiety i rodzinę. Jak odnalazła się w tej rzeczywistości twarda Lavinia? Wątki dotyczące Marleny polecam zaś czytać z zamkniętymi oczami lub wcale, żadna strata, wiem co mówię / piszę. Obiecuję solennie następnym razem omijać nazwisko de Blasi szerokim łukiem, mimo tej, nie najgorszej próby.
Właśnie postać Lavinii ratuje książkę (może dlatego, że to prawdziwa postać i równie prawdziwa historia). Jej niewyparzona gęba urozmaica nudę, nadaje charakteru. Bez niej byłoby jak w Tysiącu dni w Orvieto, czyli: umyłam się, kupiłam fasolę, drzemałam, i tym podobne farmazony. Życie opowiadane przez Lavinię ma bogate barwy, mocne akcenty, jest soczyste. Wojna z tragicznymi epizodami, małżeństwo, kolejne córki, wszystko to ma swój smak. Prawdziwe włoskie życie dalekie jest od pocztówkowych widoczków i wspaniałych filmowych plenerów. Rządy silną ręką trzyma tradycja (patrz patriarchat) oraz właściwe jej spojrzenie na rolę kobiety i rodzinę. Jak odnalazła się w tej rzeczywistości twarda Lavinia? Wątki dotyczące Marleny polecam zaś czytać z zamkniętymi oczami lub wcale, żadna strata, wiem co mówię / piszę. Obiecuję solennie następnym razem omijać nazwisko de Blasi szerokim łukiem, mimo tej, nie najgorszej próby.
Piękna okładka. Na pewno przyciągnęłaby moją uwagę.
OdpowiedzUsuńDo De Blasi mnie (na razie?) nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńTrzeba mieć naprawdę niezłe pióro (natchnienie), by pisać o braku i/lub trudnościach w znalezieniu natchnienia. ;)
Okładka, zgadzam się z awiolą jest przepiękna, jednak jakoś nie jestem przekonana do powieści ;)
OdpowiedzUsuń