Z jednej strony płynęła w nim krew francuskiej arystokracji, z drugiej polska, i znów szlachecka, acz paszport miał szwajcarski. Naprawdę nazywał się Bohdan Eugène Junod. Był wielką gwiazdą, idolem, wzorem dla pokoleń artystów, bohaterem anegdot, echem wielkich, wspaniałych czasów polskiego kabaretu, rewii, piosenki. Kojarzony z utworami takimi jak: Umówiłem się z nią na dziewiątą, Sex appeal, czy Ach śpij kochanie.
Wśród ówczesnej publiczności znany jako (informuję za Głosem porannym): wysoce utalentowany, kulturalny i pełen wdzięku aktor sceniczny.
Pasjonujące są epizody z życia artysty, historie dotyczące ról filmowych. O wielkości i popularności niech świadczy fakt, że broda Boda (którą zapuszczał do roli) doczekała się specjalnej piosenki w rewii Rumba - Rumba. Był absolutnym komediantem, na wytoczony mu proces przyjechał w scenicznym makijażu. Wspaniałe są historie z przedwojennej Warszawy, w które wikłał się Bodo, również miłosne. Jako naczelny amant miał nawet ukochaną Reri, egzotyczną piękność z Thaiti.
All that jazz kończy się wraz z nastaniem wojny. Dalsze losy uroczego, wspaniałego i legendarnego Bodo kończą się tragicznie. Po setkach stron na których błyszczy birbancka sława i kariera, bardzo dotliwe jest czytanie protokołów NKWD z przesłuchań artysty. Koszmarna, wstrząsająca podłość radzieckich siepaczy. Nieprawdopodobne jak ulubieniec życia, wybraniec losu umierał z głodu w sowieckim obozie. Wielka tragedia, niepowetowana strata.
Biografia ta jest swoistym hołdem złożonym Eugeniuszowi Bodo. Rzetelna, bardzo skrupulatna, pełna smaczków. Wielość archiwaliów, reprinty zdjęć, plakatów, artykułów wielce uatrakcyjniają i tak już pasjonującą lekturę. Autor wykazał się godną pozazdroszczenia dokładnością, włożył w tę książkę całe serce. I słusznie. Bodo zasłużył na taką biografię.
Po lekturze czuję złość i gorycz spowodowaną tragicznym finałem życia tego wielkiego artysty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz