wtorek, 11 czerwca 2013

Stephen King - Joyland [recenzja]

Najważniejszy jest główny bohater, Devin Jones, marzący o karierze pisarskiej student, który zostaje wakacyjnym pracownikiem wesołego miasteczka. Jest to istotny dla niego czas, dorasta, poznaje smak odrzucenia, miłości, prawdziwej przyjaźni, ale także rzetelnej, ciężkiej fizycznej roboty. Albowiem każdy nowy pracownik Joylandu, tzw. żółtodziób, musi posmakować różnorakich funkcji w branży rozrywkowej, od sprzątania toalet po oliwienie mechanizmów kolejek górskich. Wakacyjna przygoda nabiera jednak nowych barw, gdy Devin poznaje historię morderstwa sprzed lat, jakie zdarzyło się w lunaparku. Są tacy, którzy widzieli ofiarę zbrodni w tunelu strachu...
Jako że historia ta nie daje mu spokoju, postanawia dowiedzieć się więcej, gdzie go to zaprowadzi? Wątek ten ma posmak nie tylko sensacyjny, ale również pozaziemski. 
Lokalna wróżka ma dla naszego bohatera kilka rad oraz niejasnych przepowiedni, które z czasem zyskują na ostrości. Jakie będą jego losy w wesołym miasteczku, jak ta przygoda zaważy na dorosłym życiu?
Polecam tę książkę ze wszech miar. Narracja oddana głównemu bohaterowi tworzy przyjemny, momentami gawędziarski klimat, pełen życzliwości i ciekawości świata. Łączenie wielu gatunków również uatrakcyjnia wątki, pokazując kunszt autora, który świetnie sprawdza się w klimacie lat siedemdziesiątych, przemawiając językiem ówczesnego dwudziestoparolatka. 
Wciągająca historia o dojrzewaniu, ale też odchodzeniu, o rodzących się miłościach, zbrodniach z przeszłości. Przekroczcie bramy Joylandu, być może czytając tę opowieść dowiecie się czegoś o sobie?

3 komentarze:

  1. Nie lubię Kinga, ale ta książka mnie przyciąga :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię Kinga, dlatego na pewno prędzej czy później przeczytam tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę Ci przeczytania tej książki. Koniecznie muszę ją mieć na swojej półce.

    OdpowiedzUsuń