Tochman jest wielkim reportażystą, jednym z najlepszych. Udowadnia to tym własnie zbiorem reportaży. Składają się nań polskie historie, polskie losy, tak różne, trudne, czasem tragiczne, nigdy zaś gładkie i jednoznaczne.
Tytuł sugerujący może religijne konotacje, bardziej dotyczy zgody (mniejszej lub większej) na los jaki spotyka poszczególnych bohaterów książki. Czytając ich perypetie cały czas miałam nadzieję, że autor pokieruje ich losami tak bym była zadowolona, by czytelnik poczuł się nasycony, szczęśliwy, usatysfakcjonowany. Cóż za płonne nadzieje. Prawda bywa okrutna i bolesna. Historie wybrane przez Tochmana chwytają za serce, skłaniają do refleksji, powodują niedowierzające kręcenie głową oraz pytanie o sens. Mamy szóstkę dzieci, zabranych rodzicom do domu dziecka, które jednak garną się do powrotu, wciąż i wciąż uciekając z placówki, klucząc i ukrywając się przed powrotem do znienawidzonego ośrodka. Jest opowieść o Janku, człowieku bez pamięci, bez tożsamości, który próbuje na nowo poskładać swój świat, dzięki pomocy wielu bezinteresownych ludzi. Znów (w ciągu dwóch dni), miałam do czynienia z Tomaszem Beksińskim, i tutaj znalazło się dla niego miejsce, równie mroczne jak w opisywanej wcześniej biografii. Autor dotarł też do matki Wandy Rutkiewicz i przedstawił jej historię i podejście do tego o stało się z nieodżałowaną do dziś wielką alpinistką.
Autor nigdy nie ocenia, nie sympatyzuje, pokazuje prawdę, ubierając ją w sobie właściwe formy.
Oszczędny, ale mocny i dotkliwy jest styl Tochamana. Niby nic wielkiego nie robi, nie żongluje stylistyką, nie idzie w efekciarstwo, a bez tego trafia w sedno, porusza i wpływa na emocje czytelnika. Prostota tych opowieści, ich charakter, wprowadzają niezwykły nastrój, kreują odrobinę nierzeczywisty, ulotny klimat. Niepowtarzalność chwili, która wystarcza, by poczuć emocje i nastroje bohaterów, ich tok myślenia, by choć na moment zrozumieć wybory.
Książka od której trudno się oderwać, styl reporterski, którym warto się inspirować, który należy podziwiać.
Tytuł sugerujący może religijne konotacje, bardziej dotyczy zgody (mniejszej lub większej) na los jaki spotyka poszczególnych bohaterów książki. Czytając ich perypetie cały czas miałam nadzieję, że autor pokieruje ich losami tak bym była zadowolona, by czytelnik poczuł się nasycony, szczęśliwy, usatysfakcjonowany. Cóż za płonne nadzieje. Prawda bywa okrutna i bolesna. Historie wybrane przez Tochmana chwytają za serce, skłaniają do refleksji, powodują niedowierzające kręcenie głową oraz pytanie o sens. Mamy szóstkę dzieci, zabranych rodzicom do domu dziecka, które jednak garną się do powrotu, wciąż i wciąż uciekając z placówki, klucząc i ukrywając się przed powrotem do znienawidzonego ośrodka. Jest opowieść o Janku, człowieku bez pamięci, bez tożsamości, który próbuje na nowo poskładać swój świat, dzięki pomocy wielu bezinteresownych ludzi. Znów (w ciągu dwóch dni), miałam do czynienia z Tomaszem Beksińskim, i tutaj znalazło się dla niego miejsce, równie mroczne jak w opisywanej wcześniej biografii. Autor dotarł też do matki Wandy Rutkiewicz i przedstawił jej historię i podejście do tego o stało się z nieodżałowaną do dziś wielką alpinistką.
Autor nigdy nie ocenia, nie sympatyzuje, pokazuje prawdę, ubierając ją w sobie właściwe formy.
Oszczędny, ale mocny i dotkliwy jest styl Tochamana. Niby nic wielkiego nie robi, nie żongluje stylistyką, nie idzie w efekciarstwo, a bez tego trafia w sedno, porusza i wpływa na emocje czytelnika. Prostota tych opowieści, ich charakter, wprowadzają niezwykły nastrój, kreują odrobinę nierzeczywisty, ulotny klimat. Niepowtarzalność chwili, która wystarcza, by poczuć emocje i nastroje bohaterów, ich tok myślenia, by choć na moment zrozumieć wybory.
Książka od której trudno się oderwać, styl reporterski, którym warto się inspirować, który należy podziwiać.
Nie umiem się przekonać do reportaży...
OdpowiedzUsuńJuż ten tekst o szóstce dzieci przykuł moja uwagę, gdyż w żaden sposób nie mogę pogodzić się z nieludzki, zwanym demokratycznym, systemem, który miast nieść pomoc rodzinom zabiera im dzieci, mimo iż pomoc byłaby mniej kosztowna niż placówki państwowe czy tez zastępcze. Nie potrafie zrozumieć ludzi, którzy bezdusznie wykonując bezduszne, okrutne prawo pozbawiają dzieci rodziców. Kto im daje to prawo?????Koniecznie muszę przeczytać - oczywiście ze względu na całość, o której piszesz. Trochman już mnie wczesniej zainteresował, ale tym razem muszę pytać w bibliotece..
OdpowiedzUsuń