Jestem w kropce. Po oryginalnej pierwszej części dyptyku (Upiorny zegar), która wprowadziła mnie w fascynujący świat Paryża początku XX wieku, miałam jak najlepsze wrażenia, ale też duże wymagania co do ciągu dalszego.
Czytając Requiem otchłani na początku poczułam rozczarowanie, historia wydała mi się wtórna, fabuła sprawiła wrażenie kalki wcześniejszej powieści. Dopiero finał i całościowe potraktowanie dyptyku zmyło to przeświadczenie, szkoda, że nastąpiło to tak późno.
Po dramatycznych wydarzeniach wieńczących pierwszą część, Guy i Faustine porzucają Paryż, przenosząc się na prowincję, do zamku Elseneur, będącego własnością Maximiliena Hencksa (również znanego z poprzedniej książki). Pośród sielskich wiejskich krajobrazów próbują odzyskać spokój ducha i równowagę po koszmarnych doświadczeniach, które były ich udziałem niespełna cztery miesiące wcześniej. Harmonię przerywa jednak brutalna seria zbrodni, ktoś morduje całe rodziny zamieszkujące pobliską wieś.
Guy, zafascynowany rodowodem Zła, szybko dołącza do grupy próbującej rozwikłać zagadkę inscenizowanych morderstw, a także, drogą dedukcji (której poświęcono tu wile miejsca), stara się odkryć profil mordercy, a przede wszystkim jego tożsamość. Znów naraża się na niebezpieczeństwo, znów pcha się w paszczę śmierci, igra z losem.
Bardzo brutalne opisy zwłok mogą wstrząsnąć czytelnikiem, sam zresztą pomysł na mordowanie całych rodzin, a następnie układanie ofiar według klucza również przyprawia o dreszcze. Skomplikowane relacje między zbrodniami, odniesienia do doświadczeń z poprzedniej książki, a także związki mordercy ze starożytnym Egiptem, tworzą wielobarwną i niejednoznaczną mieszkankę.
Guy szuka, węszy, wydaje mu się, że jest na właściwym tropie, a jednak na finał autor szykuje pewne zaskoczenie.
Pierwsza część zrobiła na mnie duże wrażenie, druga mniejsze, być może przez wygórowane oczekiwania, może zmęczenie powtarzalnością pewnych rozwiązań. Mimo to, w wielu warstwach Requiem przynosi solidną porcję dobrej rozrywki, to ja po prostu lubię się czepiać.
"'Requiem..." to całkiem dobra książka, ale nie da się ukryć, że "Upiorny zegar" jest zdecydowanie lepszy :) Czytając drugą część dyptyku miałam wrażenie, że ponownie czytam pierwszą - zbyt dużo tych samych motywów i tematów. Ale panu Chattam'owi należą się ukłony za niesamowity klimat obu powieści
OdpowiedzUsuńNajpierw musiałabym zajrzeć do pierwszej książkil. Czuję się zachęcona.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie czy trzeba czytać po kolei- skoro są odniesienia do I części.
OdpowiedzUsuń