sobota, 20 kwietnia 2013

Katarzyna Bonda – Dziewiąta runa [recenzja]


Polskie kryminały wychodzące spod kobiecego pióra to dla mnie rzadkość. Z ciekawością sięgam więc po książkę Bondy. Co tu znajduję?
Prowincjonalny mały świat ludzi ze wschodu Polski, z Mielnika nad Bugiem, gdzie senną atmosferę społeczności, która wie o sobie niemal wszystko, skutecznie rozgania brutalne morderstwo. Ofiara to nowa mieszkanka zabytkowego dworku, znana z telewizji aktorka serialowa, Nina Frank. W sprawę zaangażowany zostaje (ku własnemu zdziwieniu) czołowy polski profiler, Hubert Meyer, borykający się z problemami osobistymi, wybitny specjalista, która trafia na miejsce zbrodni prosto z amerykańskiego szkolenia w Quantico...
Bardzo szybko wdraża się w śledztwo, odkrywa kolejne, coraz bardziej zaskakujące tajemnice denatki. Poznaje jej barwną przeszłość, śledząc zapiski w dzienniku internetowym, przeglądając ukryte pamiątki, co chwilę sięga po nową prawdę o aktorce. Jednocześnie odkrywa, że zabójca rozpoczął serię, teraz zagrożone są wszystkie okoliczne kobiety, narasta panika.
Dodatkowo w sprawę zaangażowane są nadludzkie moce, a ściślej mówiąc runy, których siła sprawcza jest tutaj totalna. Czy runiczny tatuaż Niny przypieczętował jej los?
Bonda bardzo sugestywnie opisuje prowincjonalny świat, jest on bardzo wciągający i prawdziwy. Dla mnie ma największy urok w całej książce. Wszechwiedząca postać kierownika posterunku, kreowanego trochę na szeryfa, małe problemy, zawiści, małomiasteczkowe niechęci, nadają powieści kolorytu. Sama sprawa Niny również zachęca do lektury. Dobre dialogi, spójna, mocna postać profilera dają solidną podstawę do ciekawej lektury. Powtarzam jednak, że dla mnie wygrywa tu portret prowincji, naprawdę żywo i plastycznie odmalowany.

1 komentarz:

  1. Zostałam skuszona Twoją recenzją, zapisuję sobie tytuł książki :)

    OdpowiedzUsuń