Wybucha
I wojna światowa. Na Pokuciu, w ówczesnej Monarchii Austro –
Węgierskiej poznajemy niejakiego Piotra Niewiadomskiego, tragarza,
później dróżnika stacji Topory – Czernielica, który zostaje
wcielony do armii. Wespół z innymi zmobilizowanymi zostaje
przetransportowany w głąb Węgier do obozu przygotowawczego. Biedny
prostaczek, analfabeta z końca świata rusza na wojnę w imieniu
Jego Cesarskiej Mości, który w hierarchii ważności zajmuje u
niego drugie miejsce, zaraz po Bogu. Mimo iż CK wojsko oraz nacisk
na prostolinijność mogą przywodzić na myśl przygody Szwejka, to
jednak nie jest to właściwy trop. Autor, który sam przez blisko
dwa lata służył w Austro – Węgierskiej armii ubiera w fikcję
literacką własne wspomnienia, dalekie od Haŝkowej
stylistyki.
Pierwsze
rozdziały to historia Piotra, ale też sugestywny obraz pustki, jaką
zostawia po sobie wojna: w rodzinach, osadach, gdzie nikną ojcowie
rodzin, synowie, skąd przed Moskalami uciekają Żydzi, szlachta.
Obserwujemy kres epoki, jej uroku, czuć, że w zapomnienie idzie
stary świat, pełen prostoty, przestrzegania kilku tylko
podstawowych wartości, gdzie żyje się zgodnie z naturą, trochę
tak sielsko. Wielka Wojna przyniosła koniec tego porządku.
Jednakże, gdy porównamy ją z okrutną II wojną światową, i tak
jawić się będzie dużo łagodniejszą.
W
drodze na front Piotr musiał stawił czoła komisji poborowej, i tu
pierwszy raz wojna zatarła podziały społeczne, w kolejce spotkał
i Hucułów, i Żydów, i szlacheckich paniczów. Mieszanina stanów,
języków (polski, ukraiński, jidysz, słowacki), strojów, religii.
Bezradni, sterowani przez przełożonych, kornie zmienili się z
wolnych ludzi w rytmicznie maszerujące czworoboki żołnierzy.
Złożywszy przysięgę cesarzowi, ostatecznie przypieczętowali swój
los i przystąpili do wojennego folwarku.
Sól
ziemi to dobra książka, ciekawa nie tylko przez wspomniane
doświadczenia zwykłych ludzi na wojennej poniewierce, ale także (a
może przede wszystkim) poprzez zanikły obraz spokojnej prowincji i
jej życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz