W dzieciństwie lubiłam wracać do Hanny Ożogowskiej i jej książki pt. Ucho od śledzia, o mieszkańcach starej warszawskiej kamienicy, która cudem ocalała w powstaniu. Tu mam do czynienia z dorosłą książką o podobnej tematyce.
Przy ul. Kruczej 46 mieszkają różni pochodzeniem, wyznaniem i statusem społecznym ludzie, którzy, mimo różnic, potrafią zgodnie koegzystować na jednym podwórku. Wszystko rujnuje wojna, która dramatycznie zmienia spis lokatorów. Śledzimy losy mieszkańców w latach trzydziestych, później poznajemy ich losy czasów okupacji, komunizmu, aż po lata współczesne. Na poszczególnych życiorysach odbijają się ważne historyczne momenty: jest antysemicka nagonka końca lat trzydziestych, folksdojcze podczas wojny, partyjni aparatczycy i wyznawcy komunizmu w latach pięćdziesiątych i później, rodzenie się Solidarności. Wszystko to, co istotne dla polskiej historii znalazło miejsce na kartach książki. Nie są to szczególnie pogłębione opisy sytuacji, bo zresztą jak pomieścić ten ogrom w fabule jednej obyczajowej powieści, aczkolwiek z grubsza, często poparta wtrąceniami ściśle historycznymi, dzieje się trudna historia.
Pośród tej ciągłej politycznej i narodowej zawieruchy mieszkańcy kamienicy starają się żyć normalnie, próbują układać sobie przyszłość. Prą do przodu mimo wszystko, napotykając po drodze rozmaite trudności. Tak naprawdę to książka o zwyczajnych ludziach, których wyróżnia może to, że mimo powojennego rozproszenia wciąż o sobie pamiętali, utrzymywali kontakt, pomagali sobie. Dziś to mocno nietypowa sytuacja, przecież mało kto zna sąsiada z mieszkania obok...
Kamienica to tylko pretekst do opowieści. Nie mają znaczenia jej mury, ważni są ludzie w niej mieszkający. Trochę nostalgicznie, trochę przekrojowo opowiada autorka historię ludzi i ich miasta. Pod koniec jest już naprawdę wzruszająco.
Ujmująca, spokojna, wyważona lektura.
Przy ul. Kruczej 46 mieszkają różni pochodzeniem, wyznaniem i statusem społecznym ludzie, którzy, mimo różnic, potrafią zgodnie koegzystować na jednym podwórku. Wszystko rujnuje wojna, która dramatycznie zmienia spis lokatorów. Śledzimy losy mieszkańców w latach trzydziestych, później poznajemy ich losy czasów okupacji, komunizmu, aż po lata współczesne. Na poszczególnych życiorysach odbijają się ważne historyczne momenty: jest antysemicka nagonka końca lat trzydziestych, folksdojcze podczas wojny, partyjni aparatczycy i wyznawcy komunizmu w latach pięćdziesiątych i później, rodzenie się Solidarności. Wszystko to, co istotne dla polskiej historii znalazło miejsce na kartach książki. Nie są to szczególnie pogłębione opisy sytuacji, bo zresztą jak pomieścić ten ogrom w fabule jednej obyczajowej powieści, aczkolwiek z grubsza, często poparta wtrąceniami ściśle historycznymi, dzieje się trudna historia.
Pośród tej ciągłej politycznej i narodowej zawieruchy mieszkańcy kamienicy starają się żyć normalnie, próbują układać sobie przyszłość. Prą do przodu mimo wszystko, napotykając po drodze rozmaite trudności. Tak naprawdę to książka o zwyczajnych ludziach, których wyróżnia może to, że mimo powojennego rozproszenia wciąż o sobie pamiętali, utrzymywali kontakt, pomagali sobie. Dziś to mocno nietypowa sytuacja, przecież mało kto zna sąsiada z mieszkania obok...
Kamienica to tylko pretekst do opowieści. Nie mają znaczenia jej mury, ważni są ludzie w niej mieszkający. Trochę nostalgicznie, trochę przekrojowo opowiada autorka historię ludzi i ich miasta. Pod koniec jest już naprawdę wzruszająco.
Ujmująca, spokojna, wyważona lektura.
Brzmi ciekawie, ale nie przepadam za takimi klimatami
OdpowiedzUsuń