Powieść
tą czyta się jak sztukę teatralną. Ja wyobrażałam sobie pustą niemal scenę, a
na niej dwójkę głównych bohaterów, toczących nieustająco wewnętrzną walkę.
Autor, oszczędny w
wątki i inne poboczności, skupia uwagę czytelnika na swoistej grze, toczącej
się między młodym mężczyzną
a kobietą w sile wieku.
Jean to dobiegający trzydziestki
człowiek bez przyszłości. Właśnie wyszedł z więzienia, nie ma
planów, nie ma pieniędzy, idzie przed siebie, czekając na to, co przyniesie mu
los. Spotyka na
swej drodze Titę Couderc, która bez zbędnych pytań zatrudnia go jako parobka.
Od razu zostają kochankami.
Jean wpada też w oko młodej krewniaczce wdowy, ta zaczyna być zazdrosna.
Problemy wdowy rosną lawinowo:
rodzina jej zmarłego męża próbuje pozbawić ją domu, zaś
rozpustny, lubieżny teść domaga się intymnych zbliżeń.
W środku tych rodzinnych brudnych zależności, tkwi obojętny, wewnętrznie pusty Jean. Poznając jego historię, zastanawiam się jak bardzo nieszczęśliwy to człowiek. W którym momencie życia wypalił się, stał się obojętny na człowieczeństwo, co w efekcie skończyło się dlań wyrokiem i pięcioletnim więzieniem. Gorycz i marazm płyną wartkim nurtem przez całą powieść, nie będzie zatem zaskoczeniem finał, który jednoznacznie daje obraz klęski ewentualnej więziennej resocjalizacji, Jean znów popełnia zbrodnię. Wydaje się ona czymś naturalnym, zabrzmi to jak herezja, ale nawet zbawiennym dla Jeana. Nie umie on żyć, nazwijmy to, normalnie. Kara jaka czeka go tym razem, jest jedynym wyjściem, choć zbrodnia jaką popełnia jest całkowicie bezsensowna.
W środku tych rodzinnych brudnych zależności, tkwi obojętny, wewnętrznie pusty Jean. Poznając jego historię, zastanawiam się jak bardzo nieszczęśliwy to człowiek. W którym momencie życia wypalił się, stał się obojętny na człowieczeństwo, co w efekcie skończyło się dlań wyrokiem i pięcioletnim więzieniem. Gorycz i marazm płyną wartkim nurtem przez całą powieść, nie będzie zatem zaskoczeniem finał, który jednoznacznie daje obraz klęski ewentualnej więziennej resocjalizacji, Jean znów popełnia zbrodnię. Wydaje się ona czymś naturalnym, zabrzmi to jak herezja, ale nawet zbawiennym dla Jeana. Nie umie on żyć, nazwijmy to, normalnie. Kara jaka czeka go tym razem, jest jedynym wyjściem, choć zbrodnia jaką popełnia jest całkowicie bezsensowna.
Ta poruszająca, niejednoznaczna
historia obrazuje mocno skomplikowany, wypalony beznadziejny świat. Nie ma w
nim jasnej przyszłości, chyba w ogóle jej nie ma. Jest za to nasączony maksymalną
dawką wykluczenia i wyobcowania człowiek, który nie wie co to skrupuły,
sumienie. Ciężki
kaliber powieściowy, acz wielce zajmujący. Gorycz, dramat, samounicestwienie
plus wielki
talent pisarza, który potrafił pokazać różne odcienie zła.
To wielce dołująca lektura jak widzę. W okresie letnim, wolę lżejsze tematy. Witam po przerwie...;)
OdpowiedzUsuńCokolwiek wyjdzie pod szyldem "nowy kanon", łykam w ciemno.
OdpowiedzUsuńInteresująca recenzja intrygującej książki. Może kiedyś, przy odpowiednim nastroju...
OdpowiedzUsuń