piątek, 18 października 2013

Georges Simenon - Rewolwer Maigreta [recenzja]

Stary dobry Maigret w natarciu. Zmaga się ze sprawą cichą i milczącą, właściwie nieistniejącą, ponieważ nikt nie zgłosił przestępstwa na policję, nie było żadnego anonimu, skarg, wezwania pomocy, a jednak miało miejsce przestępstwo. 
Sprawa rozpoczęła się wraz z nietypowymi odwiedzinami u pani Maigret. Do mieszkania komisarza zapukał wypłoszony młodzieniec, który koniecznie chciał porozmawiać z panem domu. Choć nie doczekał się spotkania, wyniósł jednak coś z tej wizyty, a mianowicie pamiątkowy rewolwer. Alain Lagrange, bo o nim mowa, po kradzieży, zapadł się pod ziemię. Komisarz próbuje odnaleźć złodzieja oraz dowiedzieć się co sprowadziło go do prywatnej kwatery małżeństwa Maigretów.
Równocześnie policja, za podszeptem samego komisarza, dokonuje przykrego odkrycia na dworcu kolejowym. W przechowalni bagażu znajdują zwłoki prominentnego deputowanego, Delteila. Czy te sprawy mają wspólny mianownik? 
Sprawna dedukcja, spokój ducha i pewne działania Maigreta są wizytówką tej książki.
Postscriptum. W tej części poznałam w końcu imię, a raczej imiona komisarza. Maigret przybiera zatem bardziej ludzki wymiar.  Jules Joseph Anthelme Maigret.

3 komentarze:

  1. Nie znam pisarza, ale jestem zwolenniczką dobrego kryminału ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny Maigret :) Ale ma on imiona- Jules brzmi ok, ale Anthelme? A zagadka zapowiada się interesująco :)

    OdpowiedzUsuń