Głowacki to człowiek niezwykle dowcipny i zdystansowany. Uwielbiam jego anegdoty, którymi sypie w tej książce jak z rękawa. Jego błyskotliwy język, sarkazm, czasem czarny humor nadają kolorów zbiorowi.
Jednak mimo całej wielkiej sympatii do autora, a przede wszystkim do jego dzieł, ta książka mi się nie podobała.
Rozumiem jego punkt widzenia, chęć przywrócenia scen, które Wajda z filmu wyrzucił, albo których w ogóle nie wziął pod rozwagę, jednak przechodzę obok tego tematu, nie bardzo się w nim odnajdując.
Można patrzeć na opowiadaną tu historię bardziej uniwersalistycznie, w końcu jest Stocznia, strajki, wielodzietne małżeństwo, są też wspomnienia Głowackiego z własnego dzieciństwa, odniesienia do obserwacji czynionych pod sławetnym krzyżem przy Pałacu Prezydenckim, czy nieopodal, w równie sławnej kawiarni hotelu Bristol.
Opierając się na życiorysie Wałęsy pokazuje autor słabość i zaściankowość polskiego społeczeństwa, wciąż nękanego przesądami, uprzedzeniami i zawiścią bez powodu.
Ciekawie rysuje się obraz współpracy między pisarzem a reżyserem - ciągłe zmiany, zrywanie scenariuszowych założeń, kawiarniane ustalenia, które doprowadziły do tego, że koniec końców, Głowacki wcale nie czuje się twórcą scenariusza. Stąd ta książka, będąca trochę manifestem, trochę zaakcentowaniem swego zdania i pokazaniem pierwotnego zamysłu na fabułę filmu.
Choć autor ma wyraźną słabość do Wałęsy, porównuje go nawet do szekspirowskich bohaterów, to chyba jednak sympatię kieruje w stronę przeszłości i złotych czasów noblisty. Dzisiejszy Wałęsa, jego postępowanie, nie bronią się tak łatwo jak kiedyś (zmiana wizerunku spowodowana między innymi wspomnieniami jego żony, Danuty).
Cenię i lubię pisarstwo Głowackiego, jego polot i koncept, w tym przypadku (mimo występowania wymienionych wcześniej cech) książka nie budzi mojej ciekawości, nie zaliczę jej do grona ulubionych.
Można patrzeć na opowiadaną tu historię bardziej uniwersalistycznie, w końcu jest Stocznia, strajki, wielodzietne małżeństwo, są też wspomnienia Głowackiego z własnego dzieciństwa, odniesienia do obserwacji czynionych pod sławetnym krzyżem przy Pałacu Prezydenckim, czy nieopodal, w równie sławnej kawiarni hotelu Bristol.
Opierając się na życiorysie Wałęsy pokazuje autor słabość i zaściankowość polskiego społeczeństwa, wciąż nękanego przesądami, uprzedzeniami i zawiścią bez powodu.
Ciekawie rysuje się obraz współpracy między pisarzem a reżyserem - ciągłe zmiany, zrywanie scenariuszowych założeń, kawiarniane ustalenia, które doprowadziły do tego, że koniec końców, Głowacki wcale nie czuje się twórcą scenariusza. Stąd ta książka, będąca trochę manifestem, trochę zaakcentowaniem swego zdania i pokazaniem pierwotnego zamysłu na fabułę filmu.
Choć autor ma wyraźną słabość do Wałęsy, porównuje go nawet do szekspirowskich bohaterów, to chyba jednak sympatię kieruje w stronę przeszłości i złotych czasów noblisty. Dzisiejszy Wałęsa, jego postępowanie, nie bronią się tak łatwo jak kiedyś (zmiana wizerunku spowodowana między innymi wspomnieniami jego żony, Danuty).
Cenię i lubię pisarstwo Głowackiego, jego polot i koncept, w tym przypadku (mimo występowania wymienionych wcześniej cech) książka nie budzi mojej ciekawości, nie zaliczę jej do grona ulubionych.
Ciekawi mnie cały proces tworzenia takiego scenariusza. Nie będę szukać pilnie tej książki, ale jeśli będę miała okazję to przeczytam.
OdpowiedzUsuńTym razem spasuję, nie interesuje mnie ta lektura.
OdpowiedzUsuń