czwartek, 31 stycznia 2013

Reva Mann – Córka rabina [recenzja]


Zastanawiam się jakie wrażenie zrobi ta książka na czytelniku, który nie słyszał, miał do czynienia z ortodoksyjnym judaizmem. Jak bardzo będzie zadziwiony, może nawet wstrząśnięty rytuałami, zwyczajami i podstawowymi normami obowiązującymi u chasydów. Bardzo jestem ciekawa tych wrażeń. Kto przeczyta Córkę rabina, powinien sięgnąć też po świetną książkę Anki Grupińskiej Najtrudniej jest spotkać Lilit, która to, zdaje się, miała nie tak dawno wznowienie.
Reva Mann bez skrupułów obnaża chasydzką tradycję, opisując własne doświadczenia, często nacechowane ambiwalentnymi odczuciami. Jej dosłowność, czasem wyzywające, anatomiczne wręcz opisy zwyczajów, transponowanych na własny przypadek mogą poruszyć. Odwaga miesza się z obrazoburczym portretem pragnień, fantazji, żądz. Szokowanie jest wpisane w tę książkę. Nie chodzi tu tylko o bujną biografię autorki, ale także surowe, bezwzględnie szczere dzielenie się najintymniejszymi myślami, sekretami. Mocne, wciągające wspomnienia.
Bohaterka książki może poszczycić się tym, iż pochodzi z zacnej, bardzo szanowanej rodziny: córka rabina, ba! - wnuczka naczelnego rabina Izraela, otoczona czcigodnymi, poważanymi ludźmi. Buntuje się jednak przeciwko zastanemu porządkowi, który towarzyszył jej od urodzenia, wiąże się z gojem, porzuca rodzinę i zaczyna iście rockandrollowe życie, pełne alkoholu, narkotyków, przypadkowych zbliżeń, a wszystko to na podatnym londyńskim gruncie.
W pewnym momencie przychodzi jednak opamiętanie. Odcina się od dekadenckiego, rozpustnego życia i rusza do Izraela, by tam rozpocząć naukę w jesziwie dla kobiet – Światła Syjonu. Przechodzi z jednej skrajności z drugą: zamiast kusych spódnic i wyzywającego makijażu, zgrzebna, długa sukienka i skromnie związane włosy. Zamiast imprez i spontanicznych hulanek, całe dnie spędzane nad świętymi księgami. Mann opisuje tradycyjną drogę pobożnej Żydówki: od uczennicy, poprzez szukanie męża ze swatką, zaręczyny, ślub, małżeństwo z chasydem.
Przemiana zadziwia, na myśl ciśnie się pytanie: jak taka pełna życia, poszukująca siebie i  bądź co bądź, temperamentna kobieta dała sobie radę w tym trudnym, obwarowanym nakazami i zakazami świecie? Warto ulec własnej ciekawości i przeczytać tę silnie emocjonalną książkę.

środa, 30 stycznia 2013

Andrea Camilleri – Sierpniowy żar [recenzja]


Kolejna odsłona perypetii komisarza Montalbano. Sycylijski sierpień jest dla policjantów z Vigaty ciężkim, lepkim miesiącem. W ufności oczekują chłodów, mając nadzieję, że lejący się z nieba żar zniechęci potencjalnych kryminalistów do popełniania zbrodni.
Do Montalbano przyjeżdża narzeczona wraz z przyjaciółką, jej mężem i trzyletnim synem. Salvo udaje się wynająć dla nich dom blisko morza. Willa wyjątkowo nie sprzyja gościom: najpierw pojawiają się rozmaite plagi insektów, potem przepada mały Bruno. Komisarz szczęśliwie ratuje chłopca z opresji. Przy okazji odkrywa tajemnice domu. Makabryczne tajemnice, które wiążą się z zaginięciem nastolatki sprzed kilku lat.
Sierpniowy żar przepełniony jest nieznośnym, upiornym wręcz upałem, który waży nastroje niemal wszystkich bohaterów, powoduje wzajemne emocjonalne wybuchy i mąci relacje międzyludzkie. Czujemy gęstą, napiętą atmosferę, nastrój się udziela.
Montalbano, pozornie oswojony z sycylijską rzeczywistością irytuje się nawet popularnym tam kumoterstwem: Co za obsceniczny balet! Co za dżungla korupcji, oszustw, intryg, niegodziwości i karierowiczostwa. Upał  bezlitośnie szarpie nerwy, mocno daje sie we znaki.
Wspomnianych intryg i machinacji w książce nie brakuje. Niektóre z nich boleśnie dotkną samego komisarza, co odczuje od razu także bardziej empatyczny czytelnik. Okazuje się, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Stara prawda, tyle tylko, że nie lubimy jej gorzkiego smaku. 

wtorek, 29 stycznia 2013

Awraham B. Jechoszua – Pan Mani [recenzja]


Dobry wybór dla wszystkich szukających monologów na konkursy recytatorskie i egzaminy wstępne do akademii. Już w pierwszej części pojawia się charakterny monolog Hagar, który jawi się jako kawał niezłego monodramu. Każda z pięciu rozmów jakie toczone są w książce ma tylko pojedynczego mówcę. Osoba z którą prowadzony jest dialog, za każdym razem posiada odautorski dopisek, iż „jej / jego wypowiedzi pominięto w poniższej rozmowie”.
Wyborne rozwiązanie dla odświeżenia formuły literackiej, a przy tym biegle wykonane. Pan Mani to niezwykła książka. Piszę to z pełną odpowiedzialnością. Przyciągająca historia rodziny, choć może bardziej męskich potomków i protoplastów rodu Mani, frapuje i ciekawi. Przypowieść familijna przeplata się wciąż z dziejami Jerozolimy, jako miasta zagadki, przygody, różnorodności i podziałów. Wartki, żywotny język, nacechowany przenikliwymi emocjami (w końcu powieść ta to rozmowa, choć jednokierunkowa) również daje satysfakcję odbiorcy.
Pan Mani to pięć różnych opowieści. Każda odnosi się do dziejów rodziny, każda ma do zaoferowania pasjonujący odcinek historii. Oddam na chwilę głos pierwszej narratorce, gdyż jej słowa dobrze oddają charakter całości: takie dziwne uczucie, które od tamtej pory zaczęło do mnie wracać raz po raz (…), jakby umieszczono mnie na pierwszej stronie książki (…), miałam wrażenie jakbym była w opowiadaniu, a nie w życiu. Hagar przyjeżdża do Jerozolimy, by znaleźć ojca swego chłopaka - Gawriela Mani. Ma mu do przekazania ważne informacje od syna. Po krótkim spotkaniu nabiera pewnych obaw i niepokoju, wprasza się więc do niego, by móc obserwować dziwnego mężczyznę. Codzienność zmienia się w widowisko. Rozpoczyna się między nimi gra... A to wszystko w egzotycznej scenerii Jeruszalaim.

Konkurs #2



Zapraszam do udziału w drugiej odsłonie konkursowej na buchbuchbicher.blogspot.com

Tym razem pytanie dotyczy autorki Morderstwa na mokradłach:

Kto kryje się pod pseudonimem Sasza Hady? Jak naprawdę nazywa się autorka tej książki?

Recenzja Morderstwa...

Na odpowiedzi czekam do 10 lutego, proszę je słać je na adres:

Nagrodą w konkursie jest nowy egzemplarz książki Morderstwo na mokradłach.

niedziela, 27 stycznia 2013

Agatha Christie – Tajemnica Siedmiu Zegarów [recenzja]


Próżno szukać na kartach powieści osoby Poirota czy panny Marple. Tutaj pierwsze skrzypce w rozwiązywaniu intrygi gra młoda, przebojowa lordowska córka, lady Eileen Brent, dalej określana mianem Bundle.
W rezydencji Chimneys, należącej do ojca naszej bohaterki spędza czas grupa przyjaciół. Jeden z nich, Gerald Wade, powszechnie znany z bardzo późnego wstawania, staje się przedmiotem żartu. Wesoła kompania postanawia kupić najgłośniejsze dostępne budziki, umieścić je w sypialni śpiocha i czekać reakcji niczego nieświadomej ofiary. Następnego dnia okazuje się, że Gerald nie żyje, a ktoś zebrał budziki w jednym miejscu i ustawił je nad kominkiem, choć wcześniej ulokowane były w różnych miejscach. Co ciekawe, jeden z budzików zniknął... Co oznacza symbolika pozostałych na miejscu zbrodni siedmiu zegarów? Czemu Wade zginął?
Sprawą żywo interesuje się nasza Bundle, która ochoczo przystępuje do wyjaśnienia zagadki. Mimo ogólnej bystrości i żywej wyobraźni nie zdaje sobie ona sprawy na jakie niebezpieczeństwa się naraża, podejmując zabawę w detektywa. Usilnie stara się włączyć w śledztwo prowadzone przez nadinspektora Battle'a ze Scotland Yardu.
Wysmakowane zdania, umiejętne posługiwanie się suspensem, ciągła walka dobra ze złem, arystokratyczny sznyt, to określenia, które według mnie najlepiej odnoszą się do pisarstwa Christie i które tu znajdują potwierdzenie.
Czytając Tajemnicę Siedmiu Zegarów na pewno nie grozi nam dyslokacja żuchwy ( tego określenia, choć w innym kontekście użyła w powieści urocza Bundle).

sobota, 26 stycznia 2013

Earl Derr Biggers – Charlie Chan prowadzi śledztwo [recenzja]


Klasyka kryminału. Tradycyjny, przedwojenny materiał. Czyta się niemal z rozrzewnieniem i naprawdę dużą przyjemnością.
Inspektor Duff ze Scotland Yardu prowadzi śledztwo w sprawie śmierci Amerykanina z Detroit. Ofiara to Hugh Morris Drake. Głuchy, dobrotliwy starzec, znany filantrop, odbywa dla przyjemności podróż dookoła świata w towarzystwie córki i wnuczki. Zostaje uduszony w londyński hotelu. Wycieczka ta zorganizowana przez zaprawionego w wojażach dra Loftona ma też czternastu innych uczestników. Każdy z nich staje się potencjalnym podejrzanym. Niestety, inspektor nie ma dowodów obciążających kogokolwiek z partycypantów ekspedycji, dlatego po kilku dniach okołoziemska wyprawa rusza dalej.
Dowód znaleziony w dłoni denata wskazuje na związki mordercy z USA. Tam właśnie rusza dzielny Duff, by na amerykańskiej ziemi pojmać wracającego z wycieczki mordercę. W zadaniu tym pomaga mu dawny znajomy Charlie Chan, chiński policjant z Honolulu. Jest to bardzo barwna postać, chwaląca się wschodnim azjatyckim instynktem, szóstym zmysłem. Co chwilę wygłasza on niepochlebne opinie o sobie, swojej gościnności, rodzinie – ot, chińska maniera, jak określa ją sam autor. Błyskotliwy, skromny, zaradny, dowcipny i ujmujący Chan zrobi wszystko by dopomóc londyńskiemu przyjacielowi w schwytaniu groźnego mordercy, który nie cofnie się przed kolejną zbrodnią, byleby tylko zachować w tajemnicy swoją tożsamość.
Kryminał z klasą, z tradycją, bez oburzających i mocnych akcentów. Biggers największą popularność zawdzięcza Chanowi. Słusznie, bo to postać zapadająca w pamięć. 

piątek, 25 stycznia 2013

Umberto Eco – Cmentarz z Pradze [recenzja]


Książka zaczyna się szarego marcowego poranka AD 1897. W paryskim zaułku Maubert odwiedzamy sklepik handlarza antykami – Starzyznę Wysokiej Jakości. W salonie na piętrze sklepu spostrzeżemy starego człowieka, piszącego przy stole. Zagłębiając się w notatki z przeszłości tego enigmatycznego mężczyzny, poznamy wiele brudnych i kontrowersyjnych tajemnic, nie tylko samego bohatera, ale również tajnych służb.
Simone Simonini to nasz narrator, przeprowadzający czytelników przez zagmatwaną sieć intryg, spisków i machinacji, których dopuszcza się jako wybitny fałszerz dokumentów. Zawarł on swoisty pakt z tajnymi służbami, które korzystając z pierwszorzędnie preparowanych dokumentów, mogły później szantażować nimi rządzących czy też wzniecać społeczne niepokoje.
Simonini odwiedzał biblioteki, gdyż fałszerz musi zawsze zebrać dokumentację. Raz trafił na książkę z pięknymi rycinami przedstawiającymi cmentarz żydowski w Pradze. Wymyślił, by tę opuszczoną nekropolię uczynić miejscem tajnego zebrania Żydów. Spreparował dokument, który miał potwierdzić to spotkanie, na którym Żydzi ustalili strategię przejęcia władzy nad światem. Była to jedna z jego najważniejszych i najbardziej brzemiennych w skutki imitacji.
W ogóle książka obfituje w przykłady bezwzględnych i zuchwałych kłamstw. Pełno tu także erudycyjnych polemik, oderwań, dywagacji. Bardzo wiele miejsca poświęca autor postaciom historycznym (Dumas, Freud, Garibaldi) stwarzając wrażenie autentyczności opowiadanej historii. Prócz wiodącej narracji, wiele jest tu wzmiankowanych wcześniej oderwań. Lwia ich część dotyczy sztuki kulinarnej, której wielkim miłośnikiem jest Simonini. To jego prawdziwa namiętność, siedzibą pamięci jest nos, pomnący zapachy uczt, ich okoliczności, powiązania, cytujący przepisy, ingrediencje.
Mimo całego bogactwa treści Eco trąci nudą. Długie dywagacje dotyczące chociażby sycylijskich poczynań Garibaldiego, dają świadomość ogromnej wiedzy autora, acz powodują też znużenie. Książka naszpikowana jest erudycyjnym tonem. Z każdej niemal strony wybrzmiewa encyklopedyczna wiedza i ogromne oczytanie. To wspaniałe. Cmentarz w Pradze utonął jednak w mądrości jego autora, która zalała fabułę.

środa, 23 stycznia 2013

Boris Akunin – Powieść szpiegowska [recenzja]


Rosja sowiecka. II wojna światowa. Wywiad radziecki rozpoczyna operację Plan, która to ma na celu zebranie informacji o zagrożeniu wojennym ze strony Niemiec i intensywne prace na tym odcinku. Grupa specjalna NKGB włącza w operację młodego lejtnanta sowieckiej służby bezpieczeństwa Jegora Dorina. Bezpośrednim przełożonym i swoistym mentorem staje się dla niego starszy major Październiczyn, który wprowadza młodego adepta w działania konspiracyjne i plany operacyjne. Nadrzędnym celem naszych bohaterów jest rozpracowanie agenta Abwehry, o pseudonimie Wasser, który przybywa do Rosji.
Niedoświadczony Dorin na własnej skórze sprawdza do czego zdolny jest wywiad, by pozyskać dane, zatuszować wpadkę, czy też finalnie osiągnąć cel. Powoli oswaja się z brutalnymi, bezwzględnymi metodami. Poszukiwany niemiecki agent okazuje się być przebiegłym i nieuchwytnym przeciwnikiem. Radzieccy zwiadowcy mają nie lada problem z jego zlokalizowaniem i zneutralizowaniem. Kim jest agent i kto za nim stoi, będzie dla wielu zaskoczeniem.
Poza zagadnieniami natury szpiegowskiej, Jegor Dorin ma również poważne wątpliwości natury moralnej. Pozostając wciąż idealistą, obserwując wojenny świat, zastanawia się skąd w ludziach skłonność do zdrady, braku moralności. Ma również dylematy związane ściśle z instytucją zwaną ZSRR. Dochodzi do przekonania, iż łajdacy i durnie mają się dużo lepiej w idealnym radzieckim świecie, niż przed rewolucją. Czy ma szansę odnaleźć się w nie całkiem idealnym świecie, czy dopasuje się doń?
Akunin eksperymentuje, próbuje sprawdzić się w różnych gatunkach. W tej samej serii wyszła również książka dla dzieci i fantastyka. Ciekawe założenie, a efekt? Wolę Akunina spod znaku Azazela. Doceniam trud i umiejętności, jednak Powieść szpiegowska mnie nie urzekła. Gdzieś pod koniec robi się naprawdę ciekawie, ale trochę trzeba poczekać na rozwój intrygi. Lektura do pominięcia, poza kanonem.

wtorek, 22 stycznia 2013

Mieczysław Lepecki – Pamiętnik adiutanta Marszałka Piłsudskiego [recenzja]


Mieczysław Lepecki był pisarzem, podróżnikiem, publicystą, ale także majorem piechoty. Na fali swoich burzliwych losów zawodowych przez pięć lat (1930 – 1935) był on również adiutantem Komendanta.
Wspomnienia autora są wyjątkową publikacją. Na każdej niemal stronie, w każdym zdaniu czuć wiernopoddańcze, ślepe oddanie Piłsudskiemu. Autor wyraża się o Marszałku w samych superlatywach, podziwia go, wychwala, bardzo subiektywnie opisuje rzeczywistość i codzienne życie Ziuka.
Ja traktuję adiutanta jak coś od siebie nieodłącznego, jako część munduru. Ja zawsze chodzę z adiutantem. Mój adiutant musi być pilniejszy od cienia, pogoda nic go nie może obchodzić. - oto najpełniejszy opis funkcji pełnionych przez Lepeckiego, wyrażony słowami samego Dziadka.
Dzięki tej nierozłączności możemy przeczytać interesujące wspomnienia z wyprawy do Egiptu, do Grecji, na Maderę, czy swojskich Pikieliszek. Podczas lektury poznamy zwyczaje dnia codziennego Piłsudskiego, opis mieszkania, diety, ochrony, ulubionych lektur, a nawet przesądów.
W przedmowie do książki Andrzej Garlicki zwraca uwagę na to, że pamiętnik pisany był na gorąco, jego przeznaczeniem miała być błyskawiczna publikacja, by podtrzymać i ugruntować chwałę Piłsudskiego. Stąd też nonszalancja w opisywaniu faktów historycznych, dlatego też występują pewne przemilczenia, pominięcia, wybielanie, które to miały dawać nieskazitelny obraz Komendanta.
Warto jednak sięgnąć po książkę. Pamiętnik schyłku życia legendarnego Dziadka to też studium choroby, starości, radzenia sobie z własnymi ułomnościami i słabościami. Mimo spiżowego pomnika jakim jest Pamiętnik adiutanta, jest tam też miejsce na odbrązowienie.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Andrea Camilleri – Wycieczka do Tindari [recenzja]


Nie ma mowy o choćby szczątkowym obiektywizmie, gdy darzy się bohaterów dużą dozą sympatii. A ja lubię i krystalicznego Montalbano, i kochliwego Augello, dobrego Fazio, nawet tego niedołęgę motoryzacyjnego Tomasseo, nie zapominając o bezkonkurencyjnym Catarelli, którego sakramentalne: kto telefoni? rozbawia za każdym razem.
Fikcyjne sycylijskie miasteczko Vigata jest areną działań dwóch rodzin mafijnych oraz nowych młodych wilków, którzy szukają miejsca dla siebie. Przy okazji zdarzają się różnorakie zgony i wypadki, zupełnie z mafią niezwiązane.
Komisarz Salvo Montalbano stawia się na miejscu morderstwa. Młody chłopak zostaje zastrzelony przed własnym mieszkaniem. W tym samym czasie do miasta przyjeżdża Davide Giffo, zaniepokojony zniknięciem swoich sędziwych rodziców. Policjanci nie bez zdziwienia konstatują, że staruszkowie zajmowali mieszkanie dokładnie nad zastrzelonym Nenè Sanfilippo. Na ile zgon i zniknięcie sąsiadów są przypadkowe? Dla wytrawnych, doświadczonych stróżów prawa niektóre koincydencje są jedynie pozorne. Rozpoczyna się dochodzenie. Śledzimy działania bohaterów, towarzysząc im jednocześnie w ich prywatnym życiu: widzimy jak odwiedzają nadmorskie restauracje i kosztują barwen, jak radzą sobie z codziennymi problemami, poznają kobiety. Camilleri włącza w swoje książki sycylijskie słońce i morską bryzę. Brzmi jak frazes, ale najlepiej oddaje klimat Wycieczki do Tindari.
Niezłomny Montalbano tym razem musi też zmierzyć się z nestorem mafijnego klanu Balducio Singarą, który zaprasza komisarza na rozmowę. Jak wybrnie on z kłopotliwej konfrontacji?
Książka nie wyróżnia się specjalnie ponad inne historie o policjantach z Vigaty. Jest tak samo dobra. Lekka oprawa całości, kryminalna oś każdej powieści, niebanalni bohaterowie i sama Sycylia dają najlepszą rekomendację dla twórczości Camilleri.

niedziela, 20 stycznia 2013

Jacek Dukaj – Lód [recenzja]

Ta książka onieśmiela. Nie chodzi tu absolutnie o jej gargantuiczne rozmiary. Dech zapiera jej treść, język, a przede wszystkim wyobraźnia i zamysł twórcy. Niebywałe perypetie głównego bohatera, hojnie okraszone iluzorycznymi okolicznościami świata przedstawionego, sprowadzają czytelnika do roli urzeczonego obserwatora.
Autor bawi się konwencjami, gatunkami, wreszcie językiem, jego strukturą i formą. Używa dawnej polszczyzny, niekiedy też zaprzestanej ortografii, stosuje inwersje zdaniowe, stylizacje językowe, czasem iście paradne. Bardzo wiele tam metafor, puszczania oka do czytelnika – obserwatora, pytań kierowanych właśnie do odbiorcy, metafizycznych, logicznych, filozoficznych, pytań o sens.
Nie jest to łatwa lektura. Jej wielowymiarowość, złożoność i bogactwo treści wymaga silnego zaangażowania i skupienia. Poruszane w niej kwestie filozoficzno–logiczne (często odnoszące się do rozstrzygnięć prof. Kotarbińskiego) łatwiej trafiają do obeznanych z tematem, mających choć mgliste rozeznanie w tych rejonach wiedzy.
Dukaj postawił kilka granic w książce. Pierwsza część odnosi się do carskiej Warszawy, gdzie dobrze oddaje jej topografię, historyczne współrzędne, ówczesne realia i obowiązujące mody. Później bohater – Benedykt Gierosławski odbywa niesamowitą podróż koleją transsyberyjską, później przeżywa rozliczne perypetie w Irkucku, później szuka ojca z Tungezami, wiele jest tych zdarzeń, acz wymienione jawią mi się najistotniejszymi.
Pełno tu intryg, występujących na wielu płaszczyznach: politycznej, obyczajowej, intelektualnej, ba! - nawet kryminalnej. A wszystko to stanowi bardzo przemyślaną, wyśmienicie skomponowaną całość.
Historia rozpoczyna się 14 lipca 1924 roku. Po Benedykta Gierosławskiego przychodzą urzędnicy z Ministerium Zimy. Ten bezwstydny, zadłużony hazardzista (z zawodu matematyk) ma jechać na Syberię, spotkać się z zesłanym tam ojcem, który ponoć rozmawia z lutymi i zwany jest Mrozem. Rzecz w tym, że od 1915 roku na świecie panuje wieczna zima. Wówczas zaczęły się rządy lutych. Są tacy, którzy pragną odmrożenia Historji. Dla nich ma pracować nasz bohater, w zamian za spłatę długów. Benedykt dostaje bilet pierwszej klasy na pociąg kolei transsyberyjskiej. Rusza w drogę, która okaże się być pełną zwrotów akcji, niebezpieczeństw, gierek, mniejszych i większych fałszerstw, ale także będzie okazją do zawarcia trwałych przyjaźni i rokujących znajomości.
Lód to bogactwo tematów: szczegóły garderoby lat dwudziestych, przegląd prasy syberyjskiej, opis życia bogatych i możnych, historie życia bohaterów, liczne fanstasmagorie, legendy o Ojcu Mrozie, ale też alternatywna historia. Występują tam rzeczywiste postaci, takie jak chociażby Nikola Tesla, Józef Piłsudski, Rasputin. Bardzo zajmująca jest nowa wersja historii pisana przez Dukaja, któremu w książce często przyświeca hasło: duch ponad materią.
Wielość wątków nie przytłacza, z równym zainteresowaniem czyta się zarówno dyskusje o prawdzie i kłamstwie, poprawione, wyimaginowane życiorysy bohaterów (która przedstawiona wersja jest tą prawdziwą?), obserwuje się ich wybory i kroki.
Dlatego też warto nałożyć marostiekłowe okulary (bardzo przydatne na olśniewającym, rażącym śniegu) i wejść w monumentalny świat Lodu.
Nie da się nawet opowiedzieć, dlaczego pewnych rzeczy nie da się opowiedzieć – trzeba je po prostu przeżyć z bohaterami powieści. Oszałamiająca, nadzwyczajna książka.

sobota, 19 stycznia 2013

R. D. Wingfield – Frost i zastraszone miasto [recenzja]


Nie znam pierwszej części przygód inspektora Jacka Frosta. Jeśli jest podobna do drugiej odsłony tj. Zastraszonego miasta, to wcale nie mam ochoty jej poznać. Tą książką rządzi wielowymiarowy chaos. Reprezentowany przede wszystkim przez zapominalskiego, leniwego i w gruncie rzeczy nadzwyczaj roztargnionego głównego bohatera. Usilnie szukam dobrych stron tej książki. Nie jest to łatwe zadanie. Może to, że czasem Frost pośród tych swoich obcesowych, frywolnych tyrad zabłyśnie jakąś małą pointą czy bardziej udanych żartem.
Postaci są silnie schematyczne. Jeśli ktoś jest posterunkowym, to głupim, albo wypłoszonym, albo zdegradowanym za brutalność i nieokrzesanie. Jeśli jest się żoną bogatego przemysłowca, to jest się osamotnioną, lubiącą drinki i skoki w bok kobietą. Jedyną zaskakującą jednostką jest autoironiczny, rozbrajająco szczery, mylący stronę prawą z lewą Frost, który sam o sobie mówi: bezmyślny, niekompetentny dureń.
Akcja książki dzieje się w mieście Danton. Na posterunku odbywa się przyjęcie odchodzącego na emeryturę Harrisona. Niemal wszyscy policjanci tłoczą się w kantynie, by tam hucznie pożegnać kolegę. Nocny dyżur pełni mocno okrojony skład złych i zazdrosnych kolegów, którzy co chwilę słyszą donośne śmiechy i dobrą zabawę reszty załogi. Tej nocy wiele wydarzyło się w Denton: trup w miejskim szalecie, potrącenie staruszka, zaginięcie nastolatki, okrutne pobicie striptizerki, kradzież przy bankomacie, napad z rabunkiem na miejscowego bossa, grasujący po okolicznym lesie seryjny gwałciciel Diabeł w kapturze – to dużo jak na jedną noc i całkiem małe prowincjonale miasto. To jednak nie wszystkie przypadki z jakimi w krótkim czasie musi uporać się Frost. 
Oby każde miasto miało takiego ociężałego, gnuśnego policjanta, który w gruncie rzeczy doprowadza do rozwiązania wszystkie rozgrzebane sprawy. Ja jednak do Frosta już nie wrócę. Chaos męczy.

piątek, 18 stycznia 2013

Jo Nesbø – Czerwone gardło [recenzja]

Trzecia z serii książek, których głównym bohaterem jest Harry Hole. Po powrocie z Bangkoku sierżant wpada w depresję, która u niego zawsze wiąże się z nadużywaniem alkoholu. Z mozołem wychodzi z dołka, ale tylko dzięki wsparciu koleżanki z pracy, Ellen Gjelten, która go kryła, zastępowała, a czasem wręcz odsyłała do domu.
Hole otrzymuje polecenie. Komisarz Bjarne Møller potrzebuje oficerów łącznikowych do zabezpieczenia drogi przejazdu prezydenta USA, który odbywa wizytę w Norwegii. W trakcie realizacji zadania, na skutek niedogrania i omyłki, rani oficera Secret Service. Jak to bywa u Hole'a, podobna okazja jest znakomitym przyczynkiem do tego, by znów zacząć pić i umartwiać się. Na nic jednak jego czarnowidztwo i defetyzm. Zwierzchnictwo, chcąc szybko zatuszować wypadek, awansuje sierżanta na komisarza. W ramach nowych obowiązków prowadzi on sprawę pojawienia się w Norwegii przemyconego karabinu Märklin, zazwyczaj używanego przez snajperów. Dociekliwość prowadzi go do kręgu neonazistów oraz Księcia – tajemniczego handlarza bronią. Jedną z najbardziej intrygujących i kluczowych postaci będzie dla Hole'a niejaki Uriasz, którego wciągająca historia mocno wiąże się z II wojną światową.
Narracja prowadzona jest na dwóch płaszczyznach: współcześnie i w latach wojny, z każdą następną stroną jest coraz bardziej intrygująca i nabierająca tempa. Im bliżej jesteśmy rozwikłania zagadki, tym więcej się dzieje.
Jest to najbardziej osobisty tom przygód Harry'ego. Dotyka on wielu prywatnych spraw, uczuciowych zobowiązań, w dużym stopniu odnosi się też do przyjaźni, która w tym przypadku nie potrzebuje tytułów i mocnych dookreśleń. Porusza tony, które nie były znane czytelnikom w poprzednich częściach. Ciekawe.

czwartek, 17 stycznia 2013

Aleksander Ławrow – W otchłani Imatry [recenzja]


Wydawnictwo Dobre Historie wyszukało powieść sprzed wieku. Jak można przeczytać we wstępnej nocie jednym z celów firmy jest odkrywanie i przypominanie takich unikatów i konfrontowanie ich z tym co nowe. Stykamy się zatem z rosyjską powieścią kryminalną, która nosi silne znamiona przygodowe. W otchłani Imatry rozpoczyna cykl przygód i perypetii petersburskiego detektywa Metodego Kobyłkina, który może kojarzyć się z Sherlockiem Holmesem, choćby ze względu na skuteczność i sprawność umysłową. Ten przyzwoicie ubrany, malutki, grubiutki starszy jegomość rusza na pomoc Marii Worobowej, spadkobierczyni ogromnej fortuny, która przez wzgląd na własne bogactwo narażona jest na wielkie niebezpieczeństwo.
Naszą bohaterkę poznajemy, gdy wespół z ojcem, Jegorem Worobowem zmierza do Petersburga, by tam wydać się za mąż za Alieksieja Kudińskiego, którego namaścił na małżonka sam papa. W pociągu dochodzi do tragedii. Podczas ważnej rozmowy z córką, Worobow w nagły, tajemniczy sposób umiera. Załamana, samotna, młoda dziewczyna staje się łatwym celem dla całej rzeszy oszustów i łowców posagów. Do czego są zdolni takiego pokroju osobnicy dowie się ten, kto sięgnie po książkę. Na szczęście na straży wiary i czci stoi detektyw Kobyłkin. Czy jednak uda mu się uratować naiwną i prostoduszną dziewczynę? Gra toczy się o wygórowaną stawkę, są tacy, którzy dla niej wiele zaryzykują.
W otchłani Imatry dla mnie jest bardziej powieścią awanturniczą, aniżeli kryminalną czy przygodową. Szybki, lekki język, skupienie na intrydze, dają treściwą, ale niewydumaną rozrywkę. Taka to już uroda powieści awanturniczych.
Niewątpliwą zaletą książki jest jej autentyczność w sensie epoki i miejsca akcji. Nie jest stylizowana, tylko pisana w czasie rzeczywistym dla autora. Ławrow (a właściwie Aleksander Krasnicki) żył problemami i aurą XIX – wiecznej Rosji. W zatrzęsieniu retro historii ta oryginalna fabuła powinna znaleźć entuzjastów.

środa, 16 stycznia 2013

Peter Robinson - Przyjaciółka diabła [recenzja]


Jaka szkoda, że w Polsce dostępnych jest jedynie bodaj pięć tytułów opowieści o Alanie Banksie. Postać ta, stworzona przez Robinsona około dwudziestu tomów temu, zdobyła sobie szeroką popularność i sympatię wielu czytelników na świecie.
Starszy inspektor Alan Banks pracuje w Eastvale. Rozwodnik, mężczyzna po przejściach, z dwójką udanych dzieci (jedno z nich robi nawet dość głośną karierę w branży muzycznej), poświęca swe życie na rozstrzyganie kryminalnych zagadek. Czytelnikowi daje się poznać jako zapalony meloman, który każdą wolną chwilę wykorzystuje na odsłuchiwanie ulubionych krążków (w tym tomie docenia między innymi albumy Anny Netrebko, Marii Muldaur czy też znakomitego Billa Evansa).
W Przyjaciółce diabła zajmuje się on tragiczną śmiercią dziewiętnastolatki, zgwałconej i uduszonej w centrum miasta. Żmudne poszukiwania mordercy łączą się z kolejną sprawą, zabójstwa na klifie, znajdującym się kilka kilometrów od Eastvale. Przypadkowy spacerowicz znalazł tam ciało pensjonariuszki specjalistycznego zakładu opiekuńczego. Okazało się, że tożsamość tej ofiary jest fałszywa. Kto i dlaczego ukrywał się pod sfabrykowanym nazwiskiem. Dokąd zaprowadził policję ten trop? I co wspólnego z tokiem śledztwa ma sprawa sprzed kilku lat, dotycząca tak zwanej przyjaciółki diabła?
Peter Robinson celuje w codzienne, powszednie, wręcz zwyczajne postaci. Jego bohaterowie: Alan Banks i Anne Cabbot to zwykli ludzie: nie są chorobliwymi outsiderami, nie borykają się z uzależnieniami, nie są wyjątkowo aroganccy czy impertynenccy. To przeciętni obywatele, którzy starają się dobrze wykonywać swoją pracę. Pośród wielu charakterystycznych, egzemplarycznych powieściowych bohaterów, ich zwyczajność czyni te postaci wyjątkowymi.
Dobre tempo, interesująca fabuła, a przede wszystkim wspomniane wyżej osobowe kreacje czynią książki Robinsona wartymi polecenia.

wtorek, 15 stycznia 2013

Agata Christie – Samotny dom [recenzja]


Południe Anglii. Miejscowość uzdrowiskowa St. Loo. Do kurortu przybywa wielki Hercules Poirot w asyście swego oddanego przyjaciela Hastingsa. Co ciekawe, niebagatelny detektyw zadeklarował przejście na emeryturę i od tej pory ma zamiar jedynie wygodnie korzystać z uciech życia. Mimo stanowczego oświadczenia, odwiesza swe postanowienie wtedy, gdy staje w obliczu zbrodni... niepopełnionej.
Poznana przypadkowo panna Nick Buckley, właścicielka starej posiadłości na cyplu, zwanej Samotny Dom, zwierza się detektywowi, że ostatnio kilka razy cudem uniknęła przypadkowej śmierci. Kiedy, o mały włos, dziewczyna nie dokonuje żywota w obecności małego Belga, ten rozpoczyna poszukiwania niedoszłego mordercy. Tradycyjne, staroświeckie metody jakimi wciąż operuje niezawodny Poirot oraz wsparcie nieocenionego Hastingsa powoli doprowadzają intrygę do finału. Jak zwykle nieoczekiwanego. Dystyngowany, odrobinę ekscentryczny, wplatający co chwilę francuskie zwroty do rozmowy oraz krzywiący się na brytyjskie zwyczaje kulinarne (szczególnie śniadaniowe) Poirot to główna atrakcja serii. Te jego podchody, podstępy, gierki, udawanie, blagowanie, sztuczność, pompatyczność i emfaza są niezrównane. Prawdziwy oryginał, błyszczy na firmamencie kryminalnym swoją cudacznością, nie mniej niż wypomadowanymi wąsami.
Ilekroć przeczytam kolejną książkę Christie poświęconą działaniom Herculesa, mam wrażenie, że było ich już tyle, że ta skończona jest ostatnią. Nic bardziej mylnego, ile jeszcze przygód Poirota przede mną? Bardzo ciesząca i obiecująca perspektywa.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Henning Mankell – Niespokojny człowiek [recenzja]


Ostatnia książka z najsłynniejszym bohaterem kryminałów Mankella. Kurt Wallander z troską i obawą myśli o jesieni życia, czuje się stary. W wieku 55 lat postanawia spełnić swoje marzenie o domu na wsi i psie, kupuje posiadłość Czarne Wzgórze i labradora Jussi. Wkrótce też dowiaduje się, że będzie dziadkiem. Przygnieciony problemami ze zdrowiem, borykający się z nowymi bardzo niepokojącymi symptomami kolejnej choroby, wciąż pracuje jako policjant, aczkolwiek czuje się odstawiony na boczny tor. Przyszli nowi, młodzi, pełni zapału i werwy funkcjonariusze, którzy wciąż mają entuzjazm i gorliwość, której jemu brak.
Pewnego razu zostawia w restauracji broń służbową. Perypetie jakie wywołuje to wydarzenie skłaniają go do wzięcia urlopu. Wyjeżdża do Sztokholmu na urodziny przyszłego teścia swojej córki. Håkan von Enke jest emerytowanym komandorem porucznikiem jednostek pod - i nadwodnych, który specjalizował się w wykrywaniu łodzi podwodnych. Podczas przyjęcia opowiada on Wallanderowi o tym, jak w latach osiemdziesiątych dowodził akcją ataku na wrogi okręt podwodny, który wpłynął na szwedzkie wody terytorialne. Był on odpowiedzialny za wydanie rozkazu o otwarciu ognia. W ostatniej chwili rozkaz cofnięto. Naczelny dowódca, minister obrony stali się dla komandora nieuchwytni. Od tej pory von Enke próbuje dociec dlaczego zwierzchnicy dobrowolnie wypuścili z rąk wrogi okręt.
Trzy miesiące po tej rozmowie komandor znika. Wallander próbuje go odnaleźć na własną rękę. Śledztwo przyniesie konfundujące rezultaty.
Sama sprawa zniknięcia przeplata się z perypetiami i przemyśleniami Kurta. Wraca do niego przeszłość (między innymi poprzez osoby, którym pomógł kiedyś, teraz zaś sam się do nich zwraca), wspomnienia ojca, rozmowy z Lindą o jej dzieciństwie, pojawiają się też kobiety, które były mu najbliższe. 
Ta książka to swoiste pożegnanie z bohaterem, nostalgiczne, refleksyjne. Bardzo wyciszona, zadumana opowieść. Niespokojny człowiek wprowadza czytelnika w minorowy i markotny nastrój. W końcu to pożegnanie, chyba już ostateczne z niepowetowanym Wallanderem.

niedziela, 13 stycznia 2013

Mo Yan – Obfite piersi, pełne biodra [recenzja]


Pokonały mnie imiona i nazwiska. Odebrały mi całą radość czytania. Shangguan Lu, Shangguan Lü, Shangguan Fulu, Shangguan Shouxi, plus córki rodziny Shannguan: Laidi, Zhaodi, Lingdi, Xiangdi, Pandi, Niandi, Quidi, Yunü, oraz syn rodziny Shannguan Jintong, do tego rodzina Sima, rodzina Sun, potomkowie Han, Lu - tu już rezygnuję z wymieniania imion. Wszyscy oni często dialogują, są podrzucani jako niemowlęta do Shannguan Lu, regularnie też pojawiają się na kartach książki i wymieniani są z nazwiska i imienia, bo taka to już chińska tradycja.
Pośród tej ferii postaci przebija się jednak epicka historia wiejskiej rodziny, gdzie prym wiodą silne kobiety, przywiązane jednak do swoich mężczyzn. Zwolennicy patriarchatu zaczną zgrzytać zębami, gdy poznają nestorkę rodu Shangguan Lu – ta odważna, energiczna i prężna kobieta walczy o byt własny, a przede wszystkim dzieci, zaskakuje, umie radzić sobie w najtrudniejszych sytuacjach, stawia czoło męskim rządom oraz historycznym zawieruchom, które wciąż ocierają się o wioskę Dalan (tj. Wielka Zagroda), w której przyszło jej żyć.
Przemiany historyczne dotykające opisywanej prowincji to wielkie wydarzenia z dziejów Chin: powstanie bokserów,kolejne rewolucje, republika, wojna z Japonią, rewolucja kulturalna, gospodarcza. Losy państwa dotykają jednostek, jednak czynią to w różnym stopniu, najważniejsze dla mieszkańców prowincji jest przetrwanie, są oni jedynie pionkami w politycznych i militarnych rozgrywkach, dla nich każda transformacja dziejowa sprowadza się do tego by ocaleć, mieć dom, wyżywienie. Instynkt zwycięża, instynkt ma tu pierwszeństwo przed historią. 

sobota, 12 stycznia 2013

Henning Mankell – Powrót nauczyciela tańca [recenzja]

Dawno już przeszło mi oczarowanie pisarstwem Mankella, stało się to chyba po lekturze Chińczyka, który zmęczył mnie niemiłosiernie. Mimo to dużą sympatią darzę wciąż Kurta Wallandera, który dla mnie ma twarz Kenneth'a Branagh. To naprawdę dobrze skonstruowana literacka kreacja, nieprzejrzysta, wymijająca.
Powrót nauczyciela tańca to powieść zupełnie niezwiązana z popularnym śledczym z Ystad. Tutaj następuje zmiana warty, na scenie pojawia się Stefan Lindman, policjant z Borås, którego to poznajemy w krytycznym dlań momencie życia – okazuje się, że ma raka. By odwrócić uwagę od własnych trosk wykorzystuje on urlop zdrowotny, i wyjeżdża do Östersund, by tam przyjrzeć się morderstwu popełnionym na jego dawnym współpracowniku.
Ofiarą jest 76 – letni Herbert Molin, mieszkający samotnie na odludziu pasjonat puzzli i tańca. Kto chciał śmierci spokojnego emeryta? Dlaczego morderca zatańczył krwawe tango z ofiarą? Z takimi między innymi zagadkami muszą poradzić sobie znany nam już Stefan oraz reprezentujący lokalną jednostkę Giuseppe Larson. Ślady coraz bardziej zdumiewają śledczych – kim tam naprawdę był Molin, jaka jest jego prawdziwa tożsamość, co jeszcze ukrywają ludzie z nim spokrewnieni i zaprzyjaźnieni? Stopniowe objawianie się prawdy zdumiewa i zatrważa bohaterów powieści. Okazuje się, że zło nie ma daty przedawnienia, że dawne lekcje historii nie zawsze przynoszą skutek. Świat pełen jest zdumiewających zjawisk i pozornie zapomnianych demonów.
Powrót nauczyciela tańca nie jest kamieniem milowym w twórczości Mankella. Nie rzuca na kolana, ale też nie rozczarowuje. To solidna porcja dobrze zawiązanej i prowadzonej intrygi. Nie ma tu nerwowego obgryzania paznokci i uwierającego napięcia. Sennie, mrocznie, szaro, prowincjonalnie. A pośród tych powierzchownych, miałkich określeń i tak czai się zło.

piątek, 11 stycznia 2013

Jo Nesbø – Karaluchy [recenzja]


Druga z serii książek o komisarzu Hole'u. I tym razem znów śledztwo wyjazdowe. Do Bangkoku. Alte Molnes – norweski ambasador zostaje znaleziony w hotelu (tj. domu publicznym) przez młodą kobietę (rzecz jasna prostytutkę) z nożem w plecach (tu już nie trzeba niczego prostować w nawiasie). Jako że denat miał bliskie powiązania polityczne z urzędującym norweskim premierem w sprawę angażują się przede wszystkim sekretarz stanu w Kancelarii Premiera oraz naczelnik wydziału z MSZ. Komenda policji ma zaś dostarczyć policjanta, który zadba by śledztwo nie przybrało nieszczęśliwego obrotu (…), zaś okoliczności samej zbrodni powinny (…) pozostać tajemnicą. Albowiem polityka praktyczna wymaga, by prawdę trzymać z daleka od opinii publicznej.
Do zatuszowania sprawy zostaje oddelegowany przesławny Harry Hole, który okrył się glorią, międzynarodową wręcz, po rozwikłaniu medialnego morderstwa w Sydney. Pijący, zmagający się z demonami wewnętrznymi, problemami rodzinnymi, bez entuzjazmu uczęszczający na sesje terapeutyczne Harry leci do Tajlandii, by wyciszyć sprawę, ale i odnaleźć mordercę. Do współpracy przydzielona mu zostaje Liz Crumley, nieprzeciętna komisarz wydziału zabójstw policji w Bangkoku. Wespół ze swoją partnerką i przewodniczką po zaułkach miasta grzechu, Hole stopniowo odkrywa prawdę, po drodze pakując się w niejedną kabałę.

Jo Nesbø – Człowiek – nietoperz [recenzja]

Pierwsza z cyklu powieści, w których głównym bohaterem jest policjant z Oslo Harry Hole. Zasadniczo jest on najmocniejszym elementem książki. Degenerat, wykolejeniec, pijak, ordynus, defetysta, arogant, mizantrop – to tylko najbardziej oczywiste określenia z palety cech charakteryzujących tego nietuzinkowego policjanta. Jak dla mnie najlepszy zestaw cech dla postaci, wokół której dziać się ma cała fabuła. Tak odpychający, że aż intrygujący.
Dla czytelników serii Nesbø jest to lektura obowiązkowa. Moja przygoda z Hole'm nie zaczęła się od Człowieka – nietoperza, a w kilku następnych powieściach są do niej drobne, nieznaczne odniesienia, więc polecam, chociażby po to, by wiedzieć od czego zaczęła się kariera bezecnego brudnego Harry'ego.
Zostaje on wysłany do Sydney, by wspomóc śledztwo związane z zabójstwem norweskiej obywatelki Inger Holter, swego czasu bardzo popularnej w kraju, ze względu na karierę telewizyjną, jaką robiła będąc nastolatką. Przez miejscowych policjantów traktowany jest jedynie jako figurant, potrzebny tylko po to, by udzielać wywiadów norweskiej prasie, o tym jak obiecująco toczy się sprawa i jak bardzo owocna jest międzynarodowa współpraca policjantów. Jednakże krnąbrny, narowisty Harry zaczyna prowadzić osobne postępowanie, w którym pomaga mu Aborygen Andrew Kensington. Panowie trafiają do bardzo ponurych dzielnic brudnych, nielegalnych interesów. Autor odmalowuje scenerię pokątnych lokali, niebezpiecznych ulic, ale również odtwarza codzienność i odrobinę australijskiej historii, co bardzo cenne – nie ma tu jedynie skoncentrowania na śledztwie, są też interesująco sportretowane realia Sydney.
Pojawia się również wątek damsko – męski, więc warto zapamiętać nazwisko Birgitty Enquist, ale to tylko dla tych, których interesuje spotkanie pięknej i bestii, choć może to zbyt radykalne określenie Hole'a.
Zagadka zostanie wyjaśniona. Tylko czy koszt jaki poniesie Harry był tego wart?

środa, 9 stycznia 2013

Roma Ligocka – Dobre dziecko [recenzja]


Każda kolejna książka Ligockiej wydaje mi się cięższa od poprzedniej. Cięższa emocjonalnie. Dziewczynka w czerwonym płaszczyku była pewnego rodzaju objawieniem, autobiografią odkryciem. I tu ogromna siła wewnętrznych przeżyć była jak najbardziej uzasadniona. Jednakże z każdą następną książką coraz gorzej znoszę ten ciężar.
Dobre dziecko to studium samotności, wyobcowania, wielu traum, z jakimi zmaga się dwunastoletnia bohaterka. Są one, rzecz jasna, zrozumiałe: getto, wojenne ukrywanie się, utrata ojca i całej niemalże rodziny. Ogromne brzemię spoczywało na wątłych barkach Poziomki, jak nazywali ją najbliżsi.
Powojenny Kraków był miejscem dorastania Romy. Tu zmagała się ze szkołą, niechętnymi jej koleżankami z pierwszych szkolnych klas, tu zaczytywała się w Hrabim Monte Christo czy Wojnie i pokoju, ale przede wszystkim była obserwatorką życia własnej matki, która uwikłana w trudną miłość, borykała się z trudną, wymagającą rzeczywistością.
Znakomitym przerywnikiem w snuciu własnych wspomnień, osobliwą odskocznią od lat pięćdziesiątych są wspomnienia babki autorki (ze strony matki) – Anny Abrahamerowej, której pamiętnik z 1929 roku odnaleziono w krakowskim antykwariacie. Intrygujący opis życia zasobnej krakowskiej rodziny, realiów ówczesnego świata, rozrywek, zajęć codziennych, wybornie wzbogaca narrację.
Najważniejsze w książce są jednak relacje między córką a matką. Brak zrozumienia, niechęć, zazdrość, zwątpienie, świadoma izolacja od siebie, przez całe lata drążyły ich stosunki. Bardzo trudne studium emocjonalne dwóch skrzywdzonych, poturbowanych życiowo kobiet, które przecież pomimo wszystko się kochały.
Byłam tylko samotną dziewczynką w obcym świecie i chyba ciągle nią jestem – pisze o sobie Ligocka. To zdanie najtrafniej oddaje życiorys, jaki odkrywa, zdradza nam w swoich książkach. Kilkukrotny udział w spotkaniach autorskich dał mi możność zetknięcia się z tą odczuwalną samotnością i wyobcowaniem. Dla mnie jednak najtrafniejsze słowa odnoszące się, stanowiące o Ligockiej to talent, wrażliwość i ... młodzieńczość.

wtorek, 8 stycznia 2013

Antoni Czechow – Dramat na polowaniu [recenzja]


Antoni Czechow, wyśmienity, zachwycający wręcz nowelista i dramaturg, prezentuje się w powieści (zdaje się, że jedynej przez niego popełnionej). Dramat na polowaniu jawi się jako utwór pisany z dużym przymrużeniem oka, swoisty pastisz kryminału, parodia najwyższej próby. Mimo obecnego w fabule trupa, czytelnikowi bliższa jest warstwa psychologiczna, aniżeli sama anatomia morderstwa.
Akcja rozpoczyna się w redakcji pisma, gdzie pojawia się były sędzia śledczy powiatu N – skiego, Siergiej Kamyszew, który porzuciwszy wyuczony zawód wpadł na pomysł pisania powieści, które to mają stanowić teraz źródło jego dochodu. Pierwszym tekstem jest Dramat na polowaniu. Z notatek sędziego śledczego. Tematem debiutu jest miłość i zbrodnia. Źródło zadurzenia, swoista heroina, to Olga Nikołajewna Skworcowa, córka leśniczego, do której afekt czują i sam Kamyszew, jego przyjaciel hrabia Aleksy Karniejew, a przede wszystkim zarządca hrabiowskiego majątku Urbienin, którego żoną wkrótce zostaje płowowłosa Ola.
Jako prawdziwa femme fatale Olga realizuje wszelkie możliwe, reprezentatywne dla tego typu kobiet zachowania, które skutkują ogólnym zamętem i niejedną konfuzją. To jakaś febra, nie kobieta! - tak charakteryzuje bohaterkę hrabia, jest to jedna z ostatnich o niej opinii, gdyż wkrótce pada ona ofiarą morderstwa. Kto zabił, kto zapłaci za tę zbrodnię? Wszystko się wyjaśni. Odsyłam do książki.
Jednakże nie zbrodnia jest ważna w tej powieści. Ważkie są realia społeczne, konkretna rzeczywistość, w którą rzuca swych pełnokrwistych bohaterów Czechow. Nie są oni podporządkowani regułom kryminalnym, sam ten wątek jest zdecydowanie okrojony. Mało tu miejsca poświęca się zbrodni i śledztwu.
Najważniejsza jest motywacja psychologiczna, relacje między bohaterami. I konkluzja, która mi jawi się jako prawda o tym, że nie zawsze dobro zwycięża. Czasem prym wiedzie przewrotność, przebiegłość, a nade wszystko nikczemność.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Maria Szelestowska – Lubię żyć [recenzja]

Ilu trzeba było przyjaciół niezawodnych,
Ilu ludzi życzliwych,
Ilu szczęśliwych zbiegów okoliczności
I niewiarygodnych przypadków,
Żeby tę wojnę mógł przeżyć jeden
zaszczuty człowiek.
To motto w pełni oddaje istotę książki Marii Szelestowskiej. Pisana prostym językiem, bez literackiego zadęcia i artystycznych zapędów relacja z piekła. Opowiadając swoje okupacyjne doświadczenia autorka wciąż odnosi się do motta, gdyż każde zajście, najtragiczniejsza historia wymagała tych niewiarygodnych zbiegów okoliczności, by relacja Szelestowskiej w ogóle powstała.
Przyjaciele, przypadki, może intuicja spowodowały, że autorka przeżyła. Nie bez znaczenia był też dobry wygląd. Wstrząsające świadectwo czasów wojny pisane przez zwykłą kobietę, która po prostu chciała i lubiła żyć.

niedziela, 6 stycznia 2013

Harlan Coben – Schronienie [recenzja]

Po przeczytaniu serii książek o Myronie Bolitarze, raczej z sentymentu, aniżeli wielkiej potrzeby przyszedł czas na zapoznanie się z nowym bohaterem o tym samym nazwisku. Kto czytał przygody byłego koszykarza ten wie, że w każdej powieści realizowany był podobny schemat: sport, nonszalancki, pakujący się w kłopoty Myron, gangsterzy, a do tego zawsze gotowi na ratunek Win Lockwood III, Esperanza i ewentualnie Wielka Cindy.

W nowej serii palmę pierwszeństwa dzierży Mickey, bratanek Myrona. Trafia on do domu swego stryja po śmierci ojca. Zmiana środowiska, niechęć z jaką darzone jest w okolicy nazwisko Bolitar, a także awersja do stryja i strach o matkę, która leczy się w klinice odwykowej – to właśnie trawi nastoletniego bohatera.
Mimo licznych niewygodnych transformacji, w życiu Mickey'a pojawiają się nowe przyjemne perspektywy. Zaprzyjaźnia się z rówieśnikami ze szkoły: Emą i Łyżką. Zyskuje też sympatię najładniejszej dziewczyny, Ashley. Ta jednak znika. Z pomocą nowych przyjaciół rozpoczyna poszukiwania zaginionej. Na jaw wychodzą niepokojące, tajemnicze fakty dotyczące Ashley. Kim tak naprawdę jest dziewczyna, czemu zniknęła? Nie są to jedyne pytania dręczące nastoletnią głowę. Z ust ekscentrycznej staruszki słyszy, że jego ojciec wcale nie umarł. Zaniepokojony, ale też zaciekawiony tą informacją zaczyna szukać prawdy o swojej rodzinie. Z tym wątkiem łączą się najbardziej kuriozalne rozwiązania w książce. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele powiem tylko, że silnie powiązane z II wojną światową i Holocaustem...
Schronienie nie spełnia oczekiwań. Momentami ma się wrażenie, że autor bardzo się męczył konstruując fabułę. Trąci rozwiązaniami na siłę, brak jej lekkości. Być może to chwilowa zadyszka. Czas pokaże co zgotuje swemu nowemu bohaterowi Harlan Coben. Miejmy nadzieję na lepsze koncepcje.

sobota, 5 stycznia 2013

Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt – Ciemne sekrety [recenzja]

Główna myśl, jaka przychodzi do głowy po przeczytaniu Ciemnych sekretów jest mianowicie taka, że na pierwszy plan fabuły wysuwają się obyczajowe relacje międzyludzkie, z boku zaś pozostaje kryminalna intryga. Brak tu fascynacji krwią i anatomiczną stroną zbrodni, szczegółowych opisów gehenny, jaką przeszła ofiara zabójstwa. Ważne są związki i zależności rodzinne, koleżeńskie, sąsiedzkie. Wbrew pozorom takie spojrzenie na kryminalną literaturę ani na moment nie powoduje zniechęcenia czy znudzenia u czytelnika.

Napięcie stopniowane przez autorów przez całą książkę, zręcznie prowadzi nas do dobrze poprowadzonego finału. Śledząc stosunki między policjantami, odkrywając tajemnice ofiary, czytelnik wnika w świat niby zwyczajny, a jednak pod oficjalną fasadą kipiący emocjami i skrywanymi tajnikami.
Fabułę książki zawiązuje telefon na policję. Dzwoni matka zaniepokojona zniknięciem szesnastoletniego syna. Roger Erikkson spokojny, cichy uczeń elitarnej szkoły, który pozornie wiedzie monotonne, jednostajne życie, zostaje odnaleziony martwy, bestialsko zamordowany. Śledztwo z lokalnych rąk przejmuje Krajowa Policja Kryminalna. Wszelkie podejmowane przez nią tropy prowadzą wciąż do wzmiankowanego liceum, którego uczniem był Roger. Jak wiele są w stanie ukryć włodarze szkoły, by nie zepsuć znakomitej opinii placówki?
W śledztwie pomaga kryminalnym policyjny psycholog i profiler Sebastian Bergman, który swą osobą zdecydowanie ubarwia całą opowieść, wielokrotnie psując krew współpracownikom i narażając się wszystkim mającym związek ze sprawą. Jak ja lubię takich prowokujących, drażniących bohaterów! Nadają oni nowego kolorytu szarej atmosferze śledztwa.
W ramach podsumowania wystarczy jedno tylko zdanie. Wciągająca, intrygująca książka.

piątek, 4 stycznia 2013

Leszek Kołakowski – Wśród znajomych. O różnych ludziach mądrych, zacnych, interesujących i o tym, jak swoje czasy urabiali [recenzja]

Bardzo różnorodna książka, głównie za sprawą rozmaitości zgromadzonych w niej gatunków (wspomnienia, wykład, rozmowa, wiersze, a nawet ekspertyza dotycząca opinii w sprawie pojęcia wiadomości), ale także przez dobór bohaterów do których odnosi się Leszek Kołakowski. Najważniejszą, scalającą ich cechą jest to, że byli dla autora ważnymi postaciami, bądź przyjaciółmi, bądź autorytetami, niektórzy z nich mistrzami. Wpływali na jego światopogląd, zachowania, kształtowali jego relacje ze światem.

Kołakowski wspomina między innymi: Aleksandra Wata i jego trafną ocenę współczesnej literatury, czy też Antoniego Słonimskiego, który jawi się tu jako totalny anglofil, wymagający językowo purysta i szalenie punktualny człowiek. Autor przypomina też osoby Tadeusza Kotarbińśkiego, Marii Ossowskiej czy Pawła Beylina. Bardzo pięknie pisze o nostalgii za dzieciństwem, w odniesieniu do Ziemi Ulro Czesława Miłosza.
Nostalgia jest tu dobrym słowem, gdyż wielokrotnie czytając poszczególne części odczuwamy ją wespół z autorem. Melancholię za wielkimi, którzy odeszli.
W moim odczuciu jest to bardzo osobista książka, nie tylko przez wzgląd na przyznawanie się do żalu za tymi, którzy odeszli, ale również poprzez przemycane na marginesie epizody autobiograficzne, dotyczące dzieciństwa, czasów wojny czy też dorosłych wyborów.
Jeżeli więc kogoś zainteresuje osobista relacja Kołakowski – popiersie Napoleona, koniecznie musi on przeczytać Wśród znajomych

czwartek, 3 stycznia 2013

Stefan Wiechecki – Śmiej się pan z tego [recenzja]

Homer warszawskiej ulicy w szczytowej formie. Felietony z lat 1936 – 1939 przynoszą soczyste, barwne i przezabawne historie opowiadane warszawską gwarą, bardzo często zwieńczone zdecydowaną pointą. Każda historia to odrębna gawęda wyciągnięta z sądu grodzkiego, gdzie znajdują finały poszczególne wydarzenia.
Doskonałe wytchnienie dla czytelnika plus lekcja obyczajowości lat 30. XX wieku, a wszystko to pisane niespotykanym już językiem. Istna uczta dla oka. Kopalnia wiedzy o zapomnianych zwrotach i wyrażeniach: szalbierstwo żołądkowe, mleko od wściekłej krowy, poświęcana świca czy też męczybuła w zęby kopany, wywołują uśmiech i westchnienie żalu za dawno minionym, trącącym myszką slangiem.
Nostalgiczna podróż do świata za którym się troszeczkie ckni, a często mało wie. Obserwujemy przekłuwanie pustych balonów – autor ujawnia śmieszność poszczególnych sytuacji, które początkowo na zabawne nie wyglądają. Czytelnik jest po trosze etnografem, który podgląda codzienne perypetie warszawskiej ferajny, robotniczych dzielnic, trafia do tzw. pekinu, czy też podpatruje sąsiedzkie i rodzinne kitowanie.
Lekka, łatwa i bardzo przyjemna odmiana literatury w prima gatunku!

środa, 2 stycznia 2013

Katarzyna Rogińska – Wieża sokoła [recenzja]

Historia Greczynki Dymitry Papadopulos, która na fali naiwnego, młodzieńczego uczucia do polskiego turysty Edwarda Rzeszczyńskiego porzuca swoje dotychczasowe życie i rusza za nim do Gdańska. Nie znając języka, ba – nawet nazwiska ukochanego, bezrefleksyjnie poddaje się przygodzie, której ceną jest tak naprawdę życie bohaterki. Książka reklamowana jako mroczny thriller rzeczywiście nosi jego znamiona. Okraszone polskimi realiami.
Po całkiem frapującej części pierwszej, tj. relacji Dymitry, dotyczącej jej greckiego życia, polskich obowiązków, w końcu gehenny jaką jej zgotowano, następują dwie kolejne narracje, jedna trudniejsza do strawienia od drugiej. Każda część pisana jest innym stylem, w końcu poszczególne fragmenty opowieści snują odrębni bohaterowie. Nie wpływa to jednak korzystnie na konstrukcję i charakter całości. Dla mnie pomysł nietrafiony – zgrzytają między sobą poszczególne części, thriller traci na mocy i ciekawości. Za dużo pomysłów jak na jedną książkę: thriller, trochę pamiętnik, plus obraz konfliktów międzypokoleniowych, greckie społeczne rozruchy, komediowe dialogi policjantów, lekko nawiedzona, przeżywająca traumę po wojskowej misji stabilizacyjnej Kociara, czy też sadystyczny psychopata.
Rozczarowanie plus trudności w dobrnięciu do końca. To właśnie wyglądała moja lektura Wieży sokoła, a przecież tak dobrze się zapowiadała.

wtorek, 1 stycznia 2013

Michał Głowiński – Czarne sezony [recenzja]

Nie chcę klasyfikować tej książki. Wspomnienia z lat dzieciństwa, którego tak naprawdę nie było, posiadają wielki ciężar gatunkowy, niosą straszne świadectwo czasów i wydarzeń, nie sposób nadawać im znamiona systematyki, typologii. Czarne sezony to wstrząsająca autobiograficzna historia przetrwania lat wojny i okupacji, widziana oczami kilkuletniego chłopca. I choć znanych jest wiele takich wspomnień, to jednak każde z nich ma wielką siłę, jest równie poruszające. Imre Kertesz, Roma Ligocka czy Krystyna Chiger odbywali retrospekcje do czasów pogardy, a każdy taki powrót, każda z tych historii to osobny cud. Dla czytelnika zaś to trudna do pojęcia wiązka przypadków, działań ludzi dobrej woli, trafów i koincydencji, których efektem było przeżycie.
Takie właśnie są Czarne sezony. Getto, ukrywanie się po aryjskiej stronie, szmalcownicy, spalone kryjówki, katolickie sierocińce, to przez lata okupacji była codzienność Michała Głowińskiego. Jego relacja pozbawiona jest patosu i podniosłości. Często podkreśla, że wspomnienia te nie są pełne, wielu rzeczy nie pamięta, nie próbuje jednak na siłę dopisywać ciągów dalszych, relacjonuje to co pozostało w pamięci .Historia obrazowana jest językiem pozbawionym emocji, opisującym codzienność wojenną tak, jakby była ona czymś zwyczajnym. Sięganie po najczarniejsze wspomnienia, mierzenie się z własną historią jest udziałem czytelnika. Niewiarygodne były przeżycia autora, zupełnie jak z filmowego scenariusza, jak chociażby wspomnienie o grze w szachy ze szmalcownikiem, która była przecież także grą o życie. Wiele jest takich przykładów w książce. Przykładów na niezwykłe ocalenie.