Przytrafiła mi się dziwna sytuacja. Po raz pierwszy książka, którą rozpoczęłam czytać z ciekawością, już po kilkudziesięciu stronach mnie rozczarowała. Parafrazując stare przysłowie: dobre złego początki...
Bardzo to nietypowe zjawisko, skoro autorka wykazała się pomysłem, stylem i nastrojem, który potrafił mnie urzec. Dlaczego nie umiała tego pociągnąć, wykorzystać, rozwinąć pomysłu?
Choć sam temat wyglądał obiecująco, został udziwniony, rozmyty, z każdą chwilą tracił na lekkości i powabie. Nie udźwignęła autorka swojego pomysłu, a szkoda, bo był bardzo dobrze rokował.
Rzecz dotyczy rodziny hinduskich emigrantów, którzy próbują lepszego życia w Wielkiej Brytanii. W ich życiu pełnym dyscypliny i żelaznych zasad, pojawia się pewne novum, które na zawsze zmieni ich wzajemne relacje. Okazuje się, że starsze dziecko, dziewczynka Rumi, jest bardzo utalentowana matematycznie. Chorobliwie ambitny ojciec narzuca córce trening umiejętności, nakłada metody pracy, organizuje czas wolny, tak, by jak najwięcej czasu poświęcała doskonaleni talentu. Zapomina o zwyczajnych dziewczyńskich potrzebach, powodując rozterki i złość dziewczynki. Matka staje po stronie ojca, wierna jest tradycji i kodeksowi przywiezionemu ze starej ojczyzny. Jak bardzo zmienią się relacje w rodzinie, jak wiele ów talent będzie kosztował Rumi dowie się ten, komu bliskie są takie właśnie powieści społeczne, traktujące o odnajdywaniu się emigrantów w nowych ojczyznach.
Wciąż pobrzmiewają tu echa uprzedzeń, zazdrości, odosobnienia, lęki separacyjne, potrzeba udowodnienia swojej wartości, na przekór całemu światu.
Opowieść o samotności pośród najbliższych, o trudnych relacjach rodzinnych, a także o samotności przejmującej do głębi.
Nie mówię nie. Sam temat mnie ciekawi,
OdpowiedzUsuńZastanowię się, ale chyba są ciekawsze pozycje dostępne na rynku.
OdpowiedzUsuń