sobota, 12 lipca 2014

Mari Jungstedt - Niewidzialny [recenzja]

Po pierwsze okładka. Co za estetyczny koszmar. Obserwuje od dłuższego czasu projekty pani Damasiewicz i jednego jestem pewna - najwyższy czas na urlop, widmo wypalenia twórczego bardzo bliskie, o ile już nie stało się faktem.
Zdaje się, że wydawnictwa polegając na popularnych nazwiskach popełniają błąd - może czas dać szansę zdolnym, kreatywnym, najwyższa pora na świeżą krew! Tyle na ten temat, mogłabym tu jeszcze długo perorować, ale pomilczę, cisza w tej materii będzie wymowniejsza.
Co do książki.
Mari Jungstedt tworzy prostolinijne, skromne w ilości wątków historie, które mają pewną celowość i znaczenie. Nie zagłębia się ona w skomplikowane relacje emocjonalne, pozostawia na boku (najciekawsze według mnie) opisy życia społecznego i codzienności, pozostaje zaś w kręgu podejrzeń, intrygi, świadków, osób i działań związanych ze śledztwem. 
W Niewidzialnym zabiera nas na Gotlandię, w sam środek wakacyjnego szczytu. Gdy zostaje zamordowana sztokholmska turystka, policjanci, wraz z prowadzącym śledztwo inspektorem Andresem Knutasem, rzucają podejrzenie na jej konkubenta. Pozornie łatwa sprawa komplikuje się, gdy niedługo potem zostaje znaleziona kolejna kobieta, zamordowana w podobny sposób. Na wyspie pojawił się seryjny morderca. Sprawa jest bardzo delikatna, nie tylko ze względu na gorący sezon turystyczny. Istnieje obawa, że łowca nie zakończył polowania. Inspektor Knut, a także żądny sensacji dziennikarz, Johan Berg, poszukują mordercy poruszając się tylko sobie znanymi ścieżkami. Z jakim efektem?
Dopiero pod koniec książki odsłania się historia ofiar, a także charakter mordercy. W zasadzie gdybanie przez całą powieść, czytelnicze poszukiwanie winnego jest kompletnie bez sensu, okazuje się, że nie wszystko jest jasne od początku, zbyt mało faktów i naprowadzeń na mordercę, powoduje pewne rozczarowanie na koniec. Czasem powieści kryminalne od początku rzucają podejrzenia na pewne osoby, dając tym samym rozrywkę czytającym, pozwalając na uruchomienie procesu dedukcji, tutaj jest inaczej. Szkoda.
W zasadzie Niewidzialny rozczarowuje. Najbardziej chyba finałem. Nic specjalnego.

Cecelia Ahern - Zakochać się [recenzja]

W ramach samozwańczej letniej akcji czytania książek lekkich, łatwych i przyjemnych, zwanych też plażowymi, proponuję dziś Zakochać się. Tytuł lichy, by nie powiedzieć jarmarczny, ale sama historia dobrze sprawdza się w podróży/na rzeczonej wyżej plaży itp.
Dublin. Ciemna noc. Christine Rose ratuje od najgorszego niedoszłego samobójcę, Adama Basila. Za cenę irracjonalnej obietnicy, tj. przekonania go, że warto żyć (ma na to dwa tygodnie), udaje się jej ściągnąć potępieńca z mostu. Czasu mało, delikwent nieskory do życia, zatem Christine chwacko zabiera się do roboty. Jako że własne życie przechodzi ona z poradnikiem w ręku (na każdą ewentualność ma przygotowane psychologiczne mądrości), także i tym razem znajduje przewodnik w rodzaju: jak polubić siebie i nie oszaleć.
Zdając sobie sprawę z karkołomności zadania, zatraca się cała w ratunkowej misji, zapomina o własnych problemach i uczuciach, wszystkie siły koncentrując na Adamie. Przy okazji udaje się jej poznać historię nieszczęśnika, podjąć za niego kilka decyzji, a także rozprawić z bolesną dla mężczyzny przeszłością. 
Jak wiele jest ona w stanie poświęcić by uratować, a może lepiej zabrzmi, przywrócić do życia obcego człowieka, dowiecie się z książki.
Przewidywalność tej powieści jest wręcz kolosalna, dla nikogo zatem nie będzie zaskoczeniem zakończenie, które wróży wielki happy end. 
Nie mam zamiaru doszukiwać się w tej książce wielkich przesłań, poruszania tematu samobójstw, czy też wielkiej afirmacji życia. 
Dla mnie to po prostu łatwe do połknięcia, niewymagające wielkiego wysiłku umysłowego czytadło, które zapewniło mi rozrywkę w pociągu relacji Warszawa - Kraków. I takie książki też są potrzebne. Amen.

Za egzemplarz książki dziękuje wydawnictwu:







czwartek, 10 lipca 2014

Dario Fo - Miasteczko nietoperzy [recenzja]

Jestem entuzjastką twórczości Dario Fo. Przepadam za jego poczuciem humoru, podejściem do absurdu, pomysłami na fabułę, niezwykłymi opowieściami, łatwością z jaką je snuje i prowadzi. Cenię go za odniesienia do komedii dell arte, błyskotliwość, nieszablonowość, fantazję. Jednoaktówkę Trzy zbiry znam niemal na pamięć. Z powyższych względów wszystko co napiszę dalej będzie pochwałą autora i jego talentu.
Miasteczko nietoperzy to wspomnienia z dzieciństwa i młodości. Utrzymane w pogodnej, czasem sielskiej atmosferze opowieści obejmują nie tylko samego autora i jemu najbliższych, ale także (z korzyścią dla całości) sąsiadów, co ciekawszych mieszkańców miasteczka. Niektóre z wątków brzmią wręcz nieprawdopodobnie (jak ten o Bezrękim, synu bogatej Polki), inne rozbawiają i dodają otuchy (perypetie dziadka rolnika czy profesorskie alternatywne tłumaczenie historii i biografii starożytnych). 
Przypadki młodzieńczych wyskoków i próby sił czasem mrożą krew w żyłach, czasem przyprawiają o salwy śmiechu. Doświadczenia szkolne, obserwowanie zmian zachodzących w społeczeństwie i polityce, a ponadto rozwijanie talentów (poza prozatorskim, również malarski) są ważnymi punktami wspomnień.
Ciekawie wygląda partia opowieści dotycząca ojca rodziny oraz licznych przeprowadzek, powodowanych zmianami jego stanowiska (był kolejarzem i zawiadowcą stacji). Najpiękniejsze wspomnienia dotyczą miasteczka Porto Valtravaglia, usytuowanego nad jeziorem Maggiore w pobliżu granicy ze Szwajcarią. Było to (w owym czasie) niezwykłe miejsce pełne imigrantów (słynna huta szkła), różnych narodowości, co czyniło owo miejsce wielobarwnym i ciekawym. Mimo coraz trudniejszych czasów (epoka Mussoliniego), późniejszej wojny, udało się mieszkańców (przynajmniej we wspomnieniach Fo) utrzymać specyficzny charakter i pacyfistycznego ducha miejsca.
Ciekawa opowieść o pierwszych miłościach, budzeniu się w autorze słownego improwizatora,  a także wspomnienia wędrownych bajarzy i gawędziarzy, i nade wszystko tęskny powrót pamięcią do lat dziecinnych, oto czym jest Miasteczko nietoperzy.

Kathleen Tessaro - Kolekcjonerka perfum [recenzja]

Cóż za okładka! Estetyczna, elegancka, szykowna, wprost zachęcająca do lektury. 
Sama powieść należy do nurtu lekkich, łatwych i przyjemnych, nie pozostawia miejsca na wielkie refleksje i zadumę. Pamiętając, że jest lato, czas odpoczynku, relaksu i odprężenia, zachęcam do sięgania po takie właśnie niezobowiązujące lektury, które mają zapewnić luźną rozrywkę.
Nie chcę zagłębiać się w dywagacje dotyczące stylu, czy związków przyczynowo - skutkowych w fabule, ta książka ma po prostu płynnie przeprowadzić czytelnika przez historię, dostarczając mu miłych wrażeń, poczucia odprężenia, beztroski. Autorka w dużej mierze realizuje te postulaty.
Postanowiła ona umieścić akcję w dwóch miejscach, w różnych czasach.
Pierwsze nasze doznania związane są z Londynem lat 50. To tutaj spotykamy Grace Munroe, znudzoną mężatkę, która nie potrafi odnaleźć się w świecie socjety. Wszystko zmienia się wraz z niespodziewanym listem z Paryża. Z jego treści jasno wynika, że Grace została jedyną spadkobierczynią Evy d'Orsey, tajemniczej, bogatej kobiety. Podejrzewając, że zaszła pomyłka, Grace rusza do Francji by wyjaśnić nieporozumienie, a przy okazji oderwać się od małżeńskich problemów.
Cała wyprawa zmieni nie tylko jej sposób myślenia o sobie, ale także przyniesie nowe wyzwania, odkryje sekrety, zweryfikuje relacje z bliskimi.
A wszystko to dzięki Evie, której historię poznajemy razem z Grace. Przenosimy się do lat 20., barwnych, szalonych czasów bohemy. Obserwujemy ewolucję Evy, która z szarej pokojówki przemienia się w muzę kreatora perfum, w femme fatale mieszającą w głowach mężczyznom, w sprawną i pewną siebie kobietę, niepozbawioną też dramatycznych doświadczeń i przeżyć.
Jak życiorys Evy wpłynie na Grace, i czemu to właśnie ona została jedyną spadkobierczynią wcale pokaźnego majątku?
Ta efektowna historia prowadzi czytelnika przez niezwykły czarowny Nowy Jork i Monte Carlo lat 20., pokazuje też modne i szykowne lata 50.
Lektura świetnie sprawdziła się w pociągu, czas szybko płynął pośród wyraźnie zarysowanych bohaterów. Polecam w podróży.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:






wtorek, 8 lipca 2014

Igor T. Miecik - 14:57 do Czyty. Reportaże z Rosji [recenzja]

Okładka mówi sama za siebie. Rosja to tłumny, dziwny kraj, z wieloma bagażami doświadczeń, ciągnięty przez przybrudzoną, zmęczoną lokomotywę dziejów. Po przeczytaniu tytułowego reportażu mam też wrażenie, że w wielu miejscach Rosja to dzika kraina, gdzie pierwszeństwo ma silniejszy, a ludźmi rządzą przede wszystkim atawizmy.
Strach się bać. 
Książka Miecika ma w sobie jednak taką pasję i moc, że trudno się od niej oderwać. Każda kolejna historia jest niezależna i osobna, każda równie znamienna i ważna, każda pokazuje inne oblicze Rosji, jej wielokulturowość, wielowątkowość, wieloznaczność.
Momentami orientalna, czasem martyrologiczna, polityczna, zakłamana, innym razem bohaterska i tajemnicza jest Rosja widziana oczami autora. Zdumiewa szkic dotyczący gimnazjum dla dziewcząt znajdujący się w zapomnianym przez świat Krasnojarsku. Nauka dobrych manier, siadania, czy wyszywania, gdzieś w odległej Syberii, daje poczucie zaskoczenia i rozdźwięku.
Niezmiernie ciekawa jest opowieść o moskiewskim domu rządowym, zwanym domem na wybrzeżu rzeki Moskwy, którego mieszkania wielokrotnie były plombowane i zamykane, ze względu na mordowanie i wywózki poszczególnych lokatorów, ale tak wyglądała komunistyczna rzeczywistość. Kto  dziś zajmuje te prestiżowe i luksusowe mieszkania?
Autor podejmuje temat katastrofy Kurska, tragedii w Biesłanie czy zamachu na Dubrowce. Oddaje głos świadkom, obserwatorom, rodzinom ofiar, poszkodowanym. Choć czasem wydaje się, że jedynie delikatnie szkicuje problematykę, że tak naprawdę jego opowieści są tylko wstępem do opowieści (czasem aż żal, że dany reportaż się kończy), to dotyka on istoty rzeczy, pokazuje niestabilność systemu, jego braki, niepewność ludzi, gorycz, żal, pytanie o jutro.
Fascynujący, spójny, choć tak różny obraz współczesnej Rosji, dziwnej, osobliwej, pogmatwanej.
Niepokojącą, wciągająca książka. 

poniedziałek, 7 lipca 2014

Herbjørg Wassmo - Stulecie [recenzja]

Mam dużą słabość do literatury wspomnieniowej, nawet jeśli jest ona mocno fabularyzowana i dopowiadana wyobraźnią autora. Stulecie jest książką opisującą dzieje czterech pokoleń kobiet należących do rodziny pisarki. Jest tu (moim zdaniem najbardziej wciągająca) opowieść o prababce Sarze Susanne, niezwykłej, dzielnej kobiecie, która potrafiła odnaleźć się w skojarzonym małżeństwie. Kolejna jest historia babki Elidy, najbardziej bodaj wywrotowej i wyemancypowanej kobiety. Autorka daje też obraz życia własnej matki, Hjordis, której naturę i emocje oddają listy pisane do ukochanego. Jest też najmocniejszy głos samej autorki, która na kartach powieści odsłania dramat molestowania, któremu ulegała jako dziecko.
Portrety silnych i zdecydowanych kobiet, które muszą (ale i potrafią) odnaleźć się w trudnych życiowych sytuacjach dominują. Na mnie duże wrażenie zrobiło tło obyczajowe, opis codzienności, pokazanie rytmu życia w poszczególnych epokach. Znojna praca fizyczna, często powiązana z morzem, wyjazdy za chlebem do miasta, odnajdywanie się kobiet w nowych rodzinach, pośród świeżo poślubionych małżonków. Do tego relacje między rodzeństwem, zdrady, poszczególne wybory życiowe, smutki i radości, sylwetki osób, które przewijały się przez życiorysy bohaterek, czyniąc ich życie ciekawszym, bogatszym. Znamienne, że nawet epizodyczne postaci zapadają w pamięć, autorka ma duży talent w kreśleniu charakterów i postaw.
Osobnym zagadnieniem jest sama Norwegia, która wyrasta na kolejną ważną bohaterkę książki. Obserwujemy historię i przemiany w niej zachodzące na przestrzeni wielu dziesiątek lat. Losy poszczególnych postaci mocno splecione i zależne od dziejów państwa zacieśniają się i ulegają  coraz to nowym zależnościom, co zdecydowanie uatrakcyjnia odbiór powieści u czytelnika.
Choć lektura Stulecia nie należy do najlżejszej, nie daje się też czytać ciągiem, bez przerw, to ma w sobie taką moc i siłę przyciągania, że z ochotą wraca się po kolejne epizody.
Mocna, silnie zarysowana historia niezwykłych kobiet. Do zaczytania się na długi czas.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu: