poniedziałek, 31 grudnia 2012

Tadeusz Cegielski – Morderstwo w Alei Róż [recenzja]

Gratka dla miłośników retro kryminałów. 1954 rok. Warszawa. Doświadczony kapitan Milicji Obywatelskiej Ryszard Maria Wirski, człowiek z sanacyjną przeszłością, rozpoczyna dochodzenie w sprawie zagadkowej śmierci sekretarza partii Bogusława Szczapy. Równoległe śledztwo prowadzi też Urząd Bezpieczeństwa, pozornie współpracujący z kapitanem. Niewygodna sprawa, ciągłe przeszkody stawiane przez bezpiekę, strach o własne życie oraz matactwa zaangażowanych w śledztwo funkcjonariuszy stają się przekleństwem Wirskiego.
Sam rezultat śledztwa jest zaskakujący, ale nim do niego dojdzie autor proponuje nam udział w szeregu sytuacji i zdarzeń dziejących się w topornych, trudnych latach 50. Siłą książki jest właśnie komunistyczny entourage z socrealistyczną architekturą, Pałacem Kultury w budowie, rekonstrukcją przedwojennych ulic, budynków. Autor przemyca wiele informacji dotyczących stolicy, metra warszawskiego, oprowadza nas po ówczesnych ważnych politycznie miejscach. Ta informacyjna, varsavianistyczna strona książki przeważa nawet nad kryminalnym wątkiem, choć ten jest mocno wyeksponowany.
Warto sięgnąć po Morderstwo w Alei Róż. Sprawnie prowadzona narracja i dialogi, a przede wszystkim (po raz kolejny przywoływane) interesująco oddane warunki i dekoracje lat 50. dodają książce charakteru.

niedziela, 30 grudnia 2012




Zapraszam do udziału w pierwszym konkursie zorganizowanym na stronie BuchBuchBicher. Nagrodą jest powieść o którą pytam poniżej:

W którym roku ukazało się pierwsze wydanie książki Tomasza Jurasza pt. Karoca?

Odpowiedzi proszę wysyłać pod adres: buchbuchbicher@gmail.com
W temacie proszę o wpisanie słowa KAROCA.
Zwycięzca zostanie wyłoniony w pierwszych dniach stycznia 2013 roku.

sobota, 29 grudnia 2012

Hubert Hender – Zapora [recenzja]

Debiut powieściowy. Nieznany autor i skąpa jego biografia uruchamiają u odbiorcy nie tylko ciekawość co do jego osoby, ale także powodują, że czytanie powieści zyskuje pewien element tajemnicy, zagadki, sekretu. Dobre dla miłośników kryminałów, a tym w tym właśnie gatunku (tu połączonym z thrillerem) porusza się Hender.
Enigmatyczna (jak autor), a przy tym bardzo mroczna jest sama książka. I tak znajdujemy się na Dolnym Śląsku, w malowniczych okolicznościach natury, w miejscowości Pilchowice, w której to mieści się tytułowa zapora wodna. Miejsce rzeczywiście bardzo wdzięczne i idealnie nadające się na scenerię i oprawę fabuły. Kto nie był niech koniecznie nadrobi krajoznawcze braki, miejsce zachwyca.
Właśnie ta ponad stuletnia monumentalna budowla jest świadkiem tragicznej i bardzo bestialskiej serii morderstw popełnianych na okolicznej ludności. Sprawą zajmuje się jeleniogórska policja pod postaciami podkomisarza Gawłowskiego i komisarza Iwanowicza, którzy po raz pierwszy stykają się z tak barbarzyńskimi i okrutnymi przykładami zbrodni. Wszędzie czai się strach, dotyka on również prowadzących śledztwo. Szukanie powiązań między ofiarami, rosnące napięcie i frustracja spowodowane częstotliwością i liczbą zabitych, a także zdumiewające wnioski do których dochodzą śledczy w trakcie postępowania dostarczają napięcia i impetu fabule.
Soczysty, intensywny kryminał z umiejętnie zarysowaną intrygą i znakomicie oddanym klimatem miejsca. Pierwszorzędny styl, bardzo dobre dialogi - trudno uwierzyć, że tak dojrzała książka jest debiutem. Czekam na kolejne powieści z intrygującym Iwanowiczem w roli głównej. I z rosnącą ciekawością zadaję sobie pytanie kim jest autor książki?

wtorek, 18 grudnia 2012

J. K. Rowling – Trafny wybór [recenzja]

Pierwsza książka autorki opublikowana od czasów Harry'ego Pottera. Zupełnie od niego oderwana i różna. Myślę, że dla niejednego odbiorcy było frapujące jak pisarka poradzi sobie poza magiczną rzeczywistością. Czy starczy jej natchnienia i inspiracji na teraźniejszy, realny świat? Reklamowana jako pierwsza dorosła książka Rowling wprowadza czytelnika w bardzo absorbującą rzeczywistość. Poznajemy małe miasteczko Pagford w kryzysowej sytuacji. Umiera jeden z najbardziej wyrazistych, prominentnych jego mieszkańców – Barry Fairbrother. Jaki związek ma śmierć z kryzysem z miasteczku? Barry był radnym w lokalnej Radzie Gminy, słynącym z błyskotliwych inicjatyw oraz chęci zintegrowania - ku zgorszeniu i oburzeniu purytańskich członków Rady - bogatszego, konserwatywnego Pagford z biedniejszym, robotniczym osiedlem Fields, należącym do tej pory do miasta Yarvil (które to budziło niechęć i niufność u rdzennych pagfordczyków).
Jego śmierć stawia pod znakiem zapytania dalsze losy inicjatywy oraz uaktywnia operatywnych i chwackich mieszkańców, którzy roszczą sobie pretensje co do objęcia wakatu w Radzie.
Główny wątek, wzmiankowany powyżej, staje się determinantą fermentu jaki ogarnia mieszkańców. Krok po kroku, strona po stronie wychodzą na jaw waśnie i zatargi skrywane w rodzinach, między sąsiadami, kolegami ze szkoły. Sukcesywnie poznajemy myśli, tajemnice mieszkańców, nawet te głęboko skrywane. Czasem ta wiedza powoduje, że zaczynamy usprawiedliwiać i rozumieć postępki poszczególnych postaci. Docieranie do bohaterów, poznawanie ich codzienności i natury daje obraz kunsztu pisarskiego J. K. Rowling. Jest ona znakomitą obserwatorką, dobrze radzi sobie w prawdziwych, naturalistycznych momentami opisach - przenikając poszczególne losy nie zaniedbuje właściwej, głównej osi książki. Nienagannie prowadzi poboczne myśli, zachowując przy tym równowagę wobec naczelnej historii, która tak naprawdę nie zaistniałaby bez poszczególnych egzystencji.
W istocie Trafny wybór to popis rasowego talentu. Rzutka narracja, kreatywne, efektowne pióro, wnikliwość w opowiadaniu, snuciu historii i pierwiastki humoru (momentami czarnego) składają się w ogólności na tę swoistą ucztę dla czytelnika. Z czystym sumieniem rekomenduję.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Jacek Skowroński – Mucha [recenzja]

Kompletne szaleństwo. Jackass w wersji literackiej. Rollercoaster językowo – fabularny. I w dodatku śmieszny. Od pierwszej strony.

Agent ubezpieczeniowy Apoloniusz pojawia się w okazałej podwarszawskiej willi w celu rozszerzenia polisy klienta. Tam staje się świadkiem morderstwa. Ledwie uchodzi z życiem, które teraz redukuje się do przetrwania. Człowiek mafii, a zarazem niedoszły klient Apoloniusza Konrad Z., pseudonim Mucha próbuje na wieki uciszyć niewygodnego świadka. Jednakże trafia na wyjątkowego przeciwnika – zdesperowanego, pomysłowego i rzutkiego agenta ubezpieczeniowego, który nie cofnie się przed niczym by uratować własną skórę. Na naczelną broń wybierze sobie Apoloniusz efekt synergii. Enigmatycznie dodam tylko, że ku uciesze czytelnika.
Mucha to beczka śmiechu podlana warszawskim sosem. Są i smakosze trunków lichej jakości, praskie cwaniaki, co to wszystko załatwią, pokątne interesy, galeria ekstrawaganckich postaci, kreatywni handlarze z Wolumenu, dla których nie ma zleceń niemożliwych, a przede wszystkim sam główny bohater, pokazowy z cicha pęk.
Perypetie surwiwalowe Apoloniusza dostarczają nie tylko kryminalnej, ale przede wszystkim humorystycznej rozrywki. Wielbiciele krwawych, ciężkich klimatów również powinni sięgnąć po tę książkę, po to tylko by zobaczyć jaką przyjemność sprawia lektura mokrej roboty w wersji light.

niedziela, 16 grudnia 2012

Anna Klejzerowicz – Ostatnią kartą jest śmierć [recenzja]

To książka na podróż, najlepiej niedaleką, gdyż sama w sobie jest krótka i bardzo szybko się czyta. Sprawny (celowo zapewne) potoczny język, dużo dialogów i brak wnikliwych portretów psychologicznych bohaterów tworzą tę książkę. Wydaje mi się, że ta opowieść jest bardziej dla kobiet, nie chcę nikogo stygmatyzować, aczkolwiek po lekturze bardziej mi ta historia wygląda na kobiecą, nie tylko przez wzgląd na osobę autorki.

W zasadzie najtrafniejsze słowo opisujące Ostatnią kartą będzie śmierć zostało już użyte na początku – szybka. Skupienie na intrydze, gdzie wątki poboczne skrócone są do minimum, ledwie wzmiankowane, powodują w ogólnym wrażeniu, że autorka chciała opowiedzieć historię i szybko sprawę skończyć. I dobrze. Taki miała projekt, taki miała zamysł.
Sama historia wiąże się z dziennikarką śledczą o ambicjach detektywistycznych, która słysząc w radio o zgonie lokalnej wróżki / tarocistki nie bardzo wierzy w jej samobójczą śmierć. Panie poznały się kilka miesięcy wcześniej, gdy będąca na życiowym zakręcie dziennikarka Weronika Daglewska postanowiła sprawdzić w kartach swoją przyszłość. Pewnie na przeczuciu o wątpliwym samobójstwie by się skończyło, gdyby nie mąż zmarłej, który będąc entuzjastą dziennikarskich poczynań Weroniki postanawia poprosić ją o pomoc w ustaleniu prawdy dotyczącej śmierci żony. Dziewczyna rusza ochoczo do dzieła, spełniając poniekąd swoje marzenie o detektywistycznej profesji. A wszystko to w anturażu tarota i symboliki poszczególnych jego figur.

sobota, 15 grudnia 2012

Sasza Hady – Morderstwo na mokradłach [recenzja]

Powieść niespodzianka. Wbrew stylom, sznytom, fasonom i krojom aktualnych mód na kryminał, ta książka idzie własną drogą. Ba – wraca do tradycji, inspiruje się tym co dobre i przez lata uznawane za kanon tradycyjnego rytu powieściowego. Rzecz w tym, że Hady umiejscawia akcję na brytyjskiej prowincji - miejscu, gdzie znajdziemy maślane bułeczki z konfiturą, zupę dyniową, herbatę, deszcz, i wreszcie mokradła. Gładko, grzecznie, dystyngowanie i czasem z przymrużeniem oka.

Bez wybujałej brutalności, w swojskiej, choć stereotypowo sztywnej brytyjskiej atmosferze doświadczamy morderstwa. Bez zdradzania niepotrzebnych szczegółów ujawnię, że po raz pierwszy z ofiarą styka się w kuchennej piwniczce kucharka - panna March. Powoduje to zrozumiały niepokój u wszystkich domowników, jak i mieszkańców małej osady Little Fenn. Właścicielka domu pani Bradbury rusza do Londynu, by stamtąd ściągnąć na pomoc legendarnego detektywa Alfreda Bendelina. Szkopuł w tym, że rzeczony detektyw jest jedynie fikcją literacką, bohaterem książek, obdarzony jednak prawdziwym londyńskim adresem, pod który kieruje się szlachetna dama. Ludzie w Little Fenn już i tak wystarczająco plotkują o tej przykrej sprawie. Zależy nam, żeby szybko to zakończyć […] Tutejsza policja jest zupełnie niekompetentna! - mówi pani Bradbury do mieszkającego tam rzeczywiście Nicholasa Jonesa. Przyjmuje on wyzwanie, wciela się w postać detektywa i rusza z odsieczą na prowincjonalne mokradła, by rozwikłać tę konfundującą sprawę.
Książka jest naprawdę urokliwa i pełna wdzięku. Dodatkowo wzbogaca ją Jones, który daleki jest od popularnego ostatnio wyobrażenia detektywa. Okazuje się być spokojnym, pozbawionym nałogów, wyważonym osobnikiem, któremu jednak nieobca jest przygoda. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi Morderstwo na mokradłach to błoga, przyjemna książka. Polecam.

piątek, 14 grudnia 2012

Tomasz Mann – Nowele [recenzja]

Zbiór składa się z ułożonych chronologicznie utworów, takich jak Rozczarowanie (1896 r.), czy też uważane za arcydzieła literatury niemieckiej opowiadania: Tristan (1902 r.), Tonio Kröger (1903 r.), Śmierć w Wenecji (1911 r.). Przekładu na polski dokonał znakomity Leopold Staff. Przytoczony zbiór nowel z 1956 roku jest wyborem autoryzowanym przez samego autora.

Bardzo ciekawym doświadczeniem jest obserwowanie zmian zachodzących w stylu pisarza, tematyce, emocjach jakimi operuje i jakie opisuje. Taki też zapewne był zamysł dotyczący wyboru poszczególnych opowiadań – miał pokazać drogę ewolucji talentu i kunsztu pisarza. Warto znać pozostałe dzieła Manna, po to by bardziej świadomie czytać i łączyć nowele z innymi utworami. I tak Tonio Kröger mnie kojarzy się z Buddenbrookami, poprzez osobę konsula, nadmorskie miasto, syna uciekającego w sztukę. Z kolei Tristan to jako żywo sanatorium dla gruźlików z Czarodziejskiej Góry, choć sam autor mówił, że powieść ta była efektem rozwinięcia motywu Śmierci w Wenecji (patrz: przemówienie z okazji 700–lecia miasta Lubeki Lubeka jako duchowa forma życia w: O sobie, Wybór pism autobiograficznych).
W ogólnym ujęciu świat nowel zawartych w tomie na swój sposób przeraża, sugeruje zmierzch, upadek świata zastanego. Relacje między ludźmi są płaskie, skonfliktowane wewnętrznie, pełne dylematów, zniechęcenia i goryczy, z góry skazane na niepowodzenie. Zamieranie epoki, to stwierdzenie najlepiej oddaje moje doznania po lekturze Nowel. Niech jednak nie zniechęca – Mann to wielki mistrz słowa, nawet w tak trudnej formie pisarskiej jaką jest nowela.

czwartek, 13 grudnia 2012

Witold Bereś, Krzysztof Burnetko – Marek Edelman. Życie. Po prostu [recenzja]


Jedna z kilku książek pisanych wspólnie przez Burnetkę i Beresia. Pamiętam bardzo dobrą Kapuściński: Nie ogarniam świata czy też Tischner. Życie w opowieściach. Książka o Edelmanie jest próbą pokazania całościowej biografii niezwykłego człowieka, który z wspomnianą niezwykłością nie chce mieć nic wspólnego. Z każdej niemal jego wypowiedzi prześwituje przekonanie, że wszystko co robił było naturalne, konieczne, może nawet zwyczajne. Daleki jest od wielkich słów, a wielkie sprawy, historię tłumaczy prosto, swobodnie. Wielokrotnie denerwuje go pompatyczne, górnolotne podejście interlokutorów kierujących rozmową, dla których jego historia wymaga szacunku i powagi. Potrafi być w swoich wypowiedziach dosadny, nerwowy. Jego cięty język wzbudza kontrowersje, powoduje, że prócz zastępów zwolenników i sympatyków, ma też wielu antagonistów.
Czytając Marek Edelman. Życie. Po prostu ma się wrażenie, że to biografia wielu osób: Bund, powstanie w getcie, powstanie warszawskie, KOR, Solidarność, internowania, pomoc prześladowanym, Okrągły Stół, a do tego praktyka lekarska, sukcesy i odwaga w budowaniu polskiej w kardiochirurgii. Pełen przekrój przez polską historię XX wieku. To musi wzbudzać poważanie dla bohatera, ale też szacunek dla Burnetki i Beresia, którzy zdecydowali się, wręcz odważyli się napisać biografię Edelmana. Wywiązali się z tego zadania naprawdę bez zarzutu.

środa, 12 grudnia 2012

Charles Baudelaire – Paryski spleen [recenzja]

Do tytułu dołączono dopisek – poematy prozą. W liście do pisarza i krytyka Arsena Houssaye Baudelaire pisał, że jego ambicją było stworzenie prozy poetyckiej,. muzycznej, bez rytmu i rymu, dość giętkiej i skontrastowanej, aby mogła oddać liryczne drgnienia duszy, falowanie marzeń, skoki świadomości. Przyznaje jednak, że w toku prac oddalił się od zamierzonej formuły, pisząc coś zupełnie odmiennego.

Nie ma tu daremnej i czczej intrygi, w książce wszystko jest zarazem głową i ogonem – w dowolnym momencie czytelnik może zrezygnować z lektury, gdyż poszczególne jej fragmenty są swobodnymi narracjami, opierającymi się chociażby o zmysłowe paryskie niebo, oczy biedaków czy szeroko rozumianą samotność.
Zbiór pełen melancholii, często chmurnej, minorowej atmosfery, ukazujący twórcę jako wytrawnego obserwatora i refleksyjnego ironistę (?)
Ależ to trudny materiał, jednak nieodzowny by poczuć i zrozumieć paryski spleen.

Tess Gerritsen – Sobowtór [recenzja]

Ta książka niepokoi od pierwszych stron. Dr Maura Isles wracając z europejskiej konferencji widzi przed swoim domem zbiegowisko sąsiadów, wozy policyjne i zdenerwowaną detektyw Rizzoli. Okazuje się, że zamordowano jej sobowtóra. Podejmując działania na własną rękę Maura dowiaduje się wielu zaskakujących informacji zarówno o zabitej, jak i o sobie samej. W poszukiwaniu własnej tożsamości wyrusza w podróż, która całkowicie odmieni jej świat.

Z kolei prowadząca sprawę Jane Rizzoli zajmuje się również zaginięciem ciężarnej kobiety. Zarówno przebieg, jak i wyniki obu śledztw przejdą jej najśmielsze wyobrażenia. Czy mają one ze sobą cokolwiek wspólnego, jaki finał znajdzie sprawa dr Isles? Odpowiedź można oczywiście odnaleźć na kartach powieści Sobowtór.
Nie ma potrzeby powielania pochwał na jakie również tą książką zasłużyła Gerritsen. Zawarte są we wcześniejszych wpisach. Klasa sama dla siebie. Nieustająco.

Tess Gerritsen – Grzesznik [recenzja]

Trzecia opowieść o Jane Rizzoli i dr Maurze Isles, która po raz pierwszy wyrasta tutaj na główną bohaterkę. Patolog sądowy, wspomniana wyżej dr Isles, zostaje wezwana do żeńskiego klasztoru, gdzie miała miejsce okrutna napaść na przebywające w kaplicy zakonnice – jedna z nich zmarła z ran, druga walczy o życie w szpitalu.

Kolejne wezwanie dotyczy kobiety, której zniekształcone zwłoki wskazują na osobliwą chorobę, rzadko występującą w USA. Dr Isles wspólnie z prowadzącą śledztwa detektyw Rizzoli próbują rozwikłać te sprawy, borykając się z mnożącymi się trudnościami w odkrywaniu prawdy.
Ponadto dr Isles zmuszona jest zmierzyć się z własną przeszłością i podjąć ważne życiowe decyzje. Poznanie przez czytelnika dylematów i trosk Maury, nadaje jej w końcu ludzkie cechy i ociepla zimny dotąd wizerunek.
Towarzysząc dr Isles przy kolejnych sekcjach zwłok czytelnik zastanawia się co tym razem wymyśli kreatywna autorka by zaskoczyć i ująć odbiorcę? Kolejny raz Gerritsen radzi sobie z tym zadaniem koncertowo – Grzesznik ma szwung, zachowany rytm, tempo i dobrze zarysowaną intrygę. Następna dobra książka w dorobku autorki.

wtorek, 11 grudnia 2012

Tess Gerritsen – Skalpel [recenzja]

Druga z cyklu powieści o detektyw Rizzoli. Tym razem musi poradzić sobie z seryjnym mordercą, który uśmierca pary małżeńskie. Wyrafinowana forma zbrodni, jak i pewne stałe jej elementy wskazują na kogoś, kto inspiruje się poczynaniami słynnego Chirurga, znanego z poprzedniej książki Gerritsen. Jane Rizzoli traktowana jako ekspertka od tego typu zbrodni z zapałem włącza się w sprawę. Pewną komplikacją, jak i niedogodnością jest dla niej osobne śledztwo prowadzone przez agenta FBI, niezbyt skorego do współpracy.

Przełomem dla wszystkich zaangażowanych w działania policyjne staje się ucieczka z więzienia Warrena Hoyta – Chirurga, dla którego celem nadrzędnym jest zemsta na niepokornej Rizzoli, przez którą znalazł się za kratami. Od tego momentu myśliwy stał się zwierzyną, napięcie rośnie, oczekiwania czytelnika również. Kto sięgnie po książkę nie będzie zawiedziony – mocne tempo, spójna fabuła, intrygujące rozwiązania i niepewność o ostateczny wynik potyczki między zaciekłymi wrogami. Kawał kapitalnej intrygi, z mocnymi, dobrze zarysowanymi postaciami dają komfort czytania i powodują, że z ciekawością i chęcią sięga się po kolejną książkę autorki.

Tess Gerritsen – Milcząca dziewczyna [recenzja]

Autorka sygnalizuje, że książka ta jest jej najbardziej osobistą powieścią. Zainspirowana opowieściami matki o chińskich legendach, sztukach walki i białej broni wprowadza nas na dach restauracji do bostońskiego Chinatown, gdzie ma miejsce makabryczna zbrodnia na tajemniczej kobiecie. Zajmująca się śledztwem Jane Rizzoli wpada na trop, łączący to zabójstwo z morderstwem sprzed lat, kiedy to w tym samym budynku zastrzelono wszystkich przebywających w restauracji Czerwony Feniks. Urywane tropy, zaginięcia bliskich ofiar, a nawet śmierć stróża prawa, który wcześniej zajmował się sprawą krwawej jatki w restauracji – to wszystko spada na barki policji. Sprawa frustruje, ale też napędza do działania niepokorną detektyw Rizzoli, która dodatkowo zmuszona jest łagodzić rodzinne waśnie i szukać remedium na familijną destabilizację.

Jest to bodaj pierwsza książka Gerritsen (może poza Osaczoną - trudno uwierzyć, że popełniła ją ta sama autorka), która nie przypadła mi do gustu. Szwankuje tempo, gdzieś po drodze niewyraźnie kończy się wątek patolożki dr Isles, do tego pojawia się mroczny chiński mściciel nieznanej proweniencji (na dokładkę zamaskowany). Niechybnie te elementy powodują, że moim zdaniem ta książka nie współgra wewnętrznie. Jednakowoż to wciąż Tess Gerritsen i mimo niższych niż zwykle lotów i tak pozostanie niepoślednią i ważną pisarką kryminałów.

Andrzej Bobkowski – Szkice piórkiem [recenzja]

Niezwykła książka. Dziennik lat wojny pisany we Francji między 20 maja 1940 a 25 sierpnia 1944 roku. Zasadniczo skojarzenia związane z takim rodzajem pisarstwa pozostają jednoznaczne, jeśli oprzemy je o statystyczne rozważania ówczesnego okresu: śmierć, gestapo, łapanki, obozy, ghetto. Francuska wersja wojny widziana oczami Bobkowskiego jest zgoła inna. Dla niego tematami przewodnimi były teatry, restauracje, parki staw, drzewa, trawniki, niebo – wszystko jak z „Piotrusia Pana”. Cisza przerywana packaniem kasztanów.

Jest też wojenny głód, doskwierające zimno, problemy z pieniędzmi, bombardowania. Jednak autor po otrzymaniu listu z Polski pisze, że w porównaniu z sytuacją w ojczyźnie jego życie to sielanka, a tam coś, czego w ogóle nie można nazwać życiem.
Szkice piórkiem to nie tylko opis francuskiej codzienności, to także rozważania autora nad sytuacją historyczną, polityczną, a także kulturalną narodów. Reporterskie opisy poszczególnych dni, ważnych i mniej ważnych spotkań, ludzi, stanowią o wielkości i bogactwie tej książki.
Myślę, że dla wielu najjaśniejszą częścią wspomnień będzie zapis wielkiej rowerowej ewakuacji z Paryża na południe Francji, mocno ubarwionej słownymi popisami Tadzia – emigracyjnego robotnika, który towarzyszył Bobkowskiemu w wyprawie. Pełen złotych myśli wyrażanych gwarą warszawską, dał się poznać jako niezastąpiony gawędziarz i sprytny towarzysz podróży. Oto drobna próbka jego zdolności oddająca nastrój rowerowej odysei: Gdy ten stary obszarnik Budrys, wyprawiał swoich trzech synów na wędrówkie, powiedział im: „Niech was cholera udusi – płyńcie i przywieźcie mi dużo siajbków”. Teraz my także samo jedziemy na wędrówkie, ale naszym mamom przywieziemy g..., a daj Boże, żebyśmy siebie zdrowo dowieźli...
Książka olśniewa. Trudno pokrótce oddać jej bogactwo i wymiar. Zjawiskowa, wielka – to wciąż zbyt małe słowa. Kto przeczyta, ten zrozumie.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Etgar Keret – Nagle pukanie do drzwi [recenzja]

Doceniam styl Kereta – taki zaskakująco zaskakujący. Zawsze. Niekwestionowany mistrz krótkiej formy, bardzo zresztą trudnej, pokazowo demaskuje ludzkość z każdej jej banialuki, dyrdymały i filisterstwa.

Pokłady nieskrępowanego humoru, zawoalowana (i niezawoalowana) ironia, a często autoironia wynoszą opowiadania Kereta na wyżyny gatunku.
Dla wielu jego twórczość pozostaje niezrozumiała, dziwna, niepokojąca, czasem wręcz odpychająca – rzeczywiście, przyznaję, Kereta nie każdy zniesie. Z drugiej strony, jak tu nie oprzeć się historii pisarza trzymanego na muszce przez całe opowiadanie (tytułowe w tym zbiorze) z wykorzystaniem nie jednego, a czterech zbirów, dla których jedynym warunkiem jego przeżycia jest opowiedzenie historii.
Inna opowieść – Lieland, to ojczyzna kłamstw, które każdy z nas produkuje przez cały życie, od dzieciństwa. Bohater Rubi wkracza do tego specyficznego świata, spotyka wszystkie swoje wymówki, potrącone psy z dawnego kłamstwa, staruszka z kikutem, który nie raz uratował go podbramkowej sytuacji spóźnienia itp. Czy jedyną jego refleksją będzie to, że czas zacząć kłamać na wesoło i o zabawnych rzeczach?
Absurd jest potrzebny, wręcz niezbędny, ale tylko wówczas, gdy reprezentuje go dobry styl. Dlatego pomińmy milczeniem często niedorzeczną rzeczywistość na rzecz świata Kereta.

Zuzanna Głowacka – Manhattan pod wodą [recenzja]

Książka ta została wydana jako zbiór felietonów. Niektóre z nich publikowane były wcześniej w piśmie Bluszcz .

W lekkim, bardzo przyjemnym stylu Głowacka oprowadza czytelnika po swoim warszawsko-nowojorskim świecie. Jej język jest amerykańsko pogodny i optymistyczny, ale też polsko ironiczny i dosadny.
Każda z historii pokazuje dwoiste spojrzenie na świat autorki i próbę pogodzenia dwóch światów i zupełnie różnych sposobów na życie na jakże odmiennych kulturowo kontynentach.
Słodko-gorzkie historie amerykańskich znajomych, stykanie się z polską obojętnością a często nieufnością są tłem dla opowieści o stereotypach, skandalach, swoistym nieprzystosowaniu. Ważkie kwestie opisuje codziennymi słowami np. felieton Kochać z bliska czy z daleka?, traktujący o potrzebie samotności, ale też o rasizmie czy political correctness.
Można odnieść wrażenie, że w poszczególnych narracjach autorka próbuje odnaleźć siebie. Na pewno nie jest postacią jednoznaczną, homologiczną. Wszystkich zainteresowanych tym czy bardziej jest polską Amerykanką czy amerykańską Polką, odsyłam do książki.

niedziela, 9 grudnia 2012

Tess Gerritsen – Chirurg [recenzja]

Boston. Upalny lipiec. Detektywi prowadzą dochodzenie w sprawie niezwykle brutalnego mordercy kobiet, któremu nadali wiele mówiący pseudonim Chirurg. Bestialsko postępujący z ofiarami przestępca działa wedle prawideł innego oprawcy, który zginął dwa lata wcześniej... z rąk swojej niedoszłej ofiary. Wzmiankowana ofiara – dr Catherine Cordell stara się wrócić do normalnego życia, jednak nowa seria morderstw na nowo budzi w niej strach i uzasadnione obawy o własne życie. Kim jest zabójca i co ma wspólnego z serią sprzed lat - próbują to ustalić wyjątkowo mocno zaangażowany w sprawę detektyw Thomas Moore oraz charyzmatyczna i zadziorna detektyw Jane Rizzoli.

Tak pokrótce prezentuje się fabuła powieści Tess Gerritsen, autorki niezwykle biegłej językowo, operującej soczystym, sugestywnym, acz pozbawionym zbędnych ozdobników językiem. Wie jak pisać kryminały by ich akcja wciągała, bez sztucznych, paradnych opisów, czy też efekciarskich dialogów. Autorka tworzy postaci pełnokrwiste, pełne obaw, codziennych problemów, ale zarazem ujmujące swoją zwyczajnością, swoistą naturalnością. Z każdą kolejną stroną napięcie i tempo rośnie, rokując kawał przyzwoitej kryminalnej literatury.

sobota, 8 grudnia 2012

Camilla Läckberg - Ofiara losu [recenzja]

Tym razem we Fjällbace pojawia się ekipa telewizyjna kręcąca reality show. Kuchnia tego przedsięwzięcia, układy polityczne, w końcu sami uczestnicy i relacje między nimi stanowią lwią część treści czwartej z kolei powieści o dobrze już znanych bohaterach. Jeden z nich Patrik Hedström bada tym razem okoliczności wypadku samochodowego. Kolejna śmierć daje jednak do myślenia, budzi podejrzenia, że wcześniejsza ofiara nie była przypadkowa. Atmosfera się zagęszcza tym bardziej, że bezpośrednie powiązanie ze sprawą odnosi się do ekipy telewizyjnego show. Policja ma wiele do zrobienia, na szczęście na posterunku pojawia się nowa siła – ambitna i pełna aspiracji Hanna Kruse, która dostała przydział właśnie do Fjälbaki. Co wyniknie z kooperacji z nową współpracownicą?
Czwarta dawka prozy Läckberg trzyma poziom, może nie rzuca na kolana, ale jest solidną porcją uczciwego pisarskiego rzemiosła. Dla entuzjastów lania wody są dialogi między uczestnikami reality show (i ich rozmowy z psychologiem), dla ciekawych perypetii emocjonalnego i prywatnego życia bohaterów też znajdzie się dużo nowości i interesujących momentów. Najsłabiej wypada według mnie próba tłumaczenia mordercy z jego motywów. Tak uważam, zdania nie zmienię.
Ciągu dalszego doczekała się też scena finałowa z poprzedniej części. Jak czytelnik odniesie się do tego zagadnienia, czy będzie usatysfakcjonowany tym jak Läckberg poprowadziła rzeczony wątek? Ciekawe...

Camilla Läckberg - Kamieniarz [recenzja]

Trzeci tom opowieści o Fjällbace. Światy współczesny i ten sięgający początków XX wieku przenikają się przez całą powieść. Z jednej strony poznajemy intrygującą historię życia podstępnej, makiawelicznej Agnes, z drugiej zaś jesteśmy świadkami kolejnej śmierci. Tym razem o tyle trudnej i bolesnej, gdyż dotyczy dziecka. Pozorne utonięcie okazuje się być morderstwem. Poszukujemy podejrzanych pośród rodziny i sąsiadów, poznajemy ich sekrety i skomplikowane relacje. Wespół z prowadzącym śledztwo Patrikiem Hedströmem zadajemy sobie pytanie dlaczego zginęła siedmioletnia dziewczynka? Droga do prawdy prowadzi przez brudne rodzinne historie, trudne charaktery, niemoc i drażliwe wybory. Dla świeżo upieczonego ojca – Patrika, który zna rodzinę zamordowanej, sprawa jest wyjątkowo trudna. Starając się godzić obowiązki wobec bliskich z trudną i wymagającą pracą, staje on w obliczu dojmującej życiowej prawdy.

Pośród tych okoliczności przyrody poznajemy i domyślamy się nieoczekiwanych związków między obiema historiami – tą współczesną i tą zamierzchłą. Sam pomysł z równoległym prowadzeniem dwóch akcji często bywa ryzykowny, w tym przypadku jednak powiódł się w całej rozciągłości. Historia Agnes magnetyzuje, jej arogancja i nikczemność hipnotyzują, co w konsekwencji powoduje, że z niecierpliwością czeka się na ciąg dalszy jej losów. Łapczywie i z narastającą ciekawością czyta się o ludziach z gruntu złych. Tfwaka jednoznaczność dobrze wygląda na papierze, szczególnie kryminalnej powieści.
Tu, bodaj po raz pierwszy autorka serwuje nam na koniec, na finał, dosłownie w ostatniej frazie pewne zaskoczenie, smaczek, który powoduje, że chce się trzymać w rękach kolejną jej powieść.

Camilla Läckberg - Kaznodzieja [recenzja]

Druga z serii książek o Fjällbace. Tym razem w atmosferze piekielnego, upalnego lata obserwujemy śledztwo dotyczące odnalezienia zwłok kobiecych w Wąwozie Królewskim. Okazuje się być ono połączone z zaginięciami kobiet sprzed ponad dwudziestu lat. Tym razem na pierwszoplanowego bohatera wyrasta Patrik Hedström prowadzący śledztwo wespół z kolegami z posterunku. W toku działań operacyjnych policjanci dochodzą do naprawdę zaskakujących wniosków, które doprowadzą do kilku niepoprawnych politycznie przedsięwzięć,a a także odbiją się na kondycji psychicznej prowadzącego sprawę. Dodatkową komplikacją jest kolejna zaginiona...

Znów z przyjemnością poznaje się sferę społeczną, a także prywatną bohaterów. Męcząca letnia pogoda utrudniająca i spowalniająca działania, wywołująca napięcia i animozje udziela się czytelnikowi. Dawno niewidziani krewni i znajomi z miasta pod pozorem kanikuły, wpraszają się do nadmorskiej Fjällbaki, by zarówno bohaterom, jak i odbiorcom powieści szargać nerwy i doprowadzać do pasji. Przewija się przed nami galeria postaci: gnuśnych, złych, zapatrzonych w siebie, niepokojących, ale też budzących sympatię i współczucie. Ot, gra na wielu emocjach. Interesującymi jawią się wątki powstających i umacniających się relacji między policjantami, sprawa ich sumień, zaniedbań, decyzji. Läckberg powraca też do bulwersującej historii Anny, której życie od „Księżniczki z lodu” niewiele się zmieniło na lepsze. Sympatyzujący z Eriką będą mieli okazję poćwiczyć empatię, gdyż powieściowe lato wyraźnie nie sprzyja jej samopoczuciu...
Druga powieść nie jest gorsza od pierwszej z serii, kto wie – może nawet ją przewyższa?

Camilla Läckberg - Księżniczka z lodu [recenzja]

Malownicze nadmorskie miasteczko Fjällbacka z niespełna tysiącem mieszkańców stało się tłem i bohaterem dla serii książek kryminalnych Läckberg.

Pierwsza z nich dotyczy śmierci Alexandry Wijkner. Poszlaki wskazują na samobójstwo, jednakże rodzina zmarłej nie daje temu wiary. W śledztwo angażuje się przyjaciółka z dzieciństwa denatki – Erica Falck, pisarka pozostająca w stanie niemocy twórczej, dla której odkrywanie tajemnic z przeszłości stanie się nie tylko sposobem radzenia sobie z brakiem inspiracji, ale też okaże się punktem zwrotnym w życiu. Wespół z miejscową policją reprezentowaną tu (a jakże!) przez kolegę z dzieciństwa Patrikiem Hedströmem pogrąży się w mroczne zdarzenia sprzed lat, które stanowią clou całej sprawy.
Poza sprawnie opisanym wątkiem kryminalnym warta uwagi jest poboczna historia bohaterów żyjących: niepokoje i rozterki Eriki, bardzo trudna (za to bardzo literacka) sytuacja jej siostry Anny, samotność Patrika, historia budzącego się uczucia i pierwszych niezdarnych jego prób. Dzięki tym elementom książka zyskuje na autentyczności, zdobywa uznanie i ciekawość czytelnika. Nie jest to powieść dla miłośników krwawej jatki, usatysfakcjonuje za to wszystkich tych, dla których liczy się też opowieść, historia.
W inteligentny, pozbawiony nachalności i pretensjonalności (zgroza dzisiejszych czasów) sposób Läckberg wprowadza nas w realia współczesnej Szwecji, dając pogląd na tamtejszą rzeczywistość małych społeczności, które okazują się być bardzo interesującym materiałem na książkę.
Atut poboczny – wydanie. Czarna Owca zdecydowała się na okładki projektu blacksheep – uk.com, co doskonale wprowadza w klimat książki. Lepiej już chyba nie można.