czwartek, 8 maja 2014

red. Helena Głowacka - Wspomnienia o Kazimierzu Rudzkim [recenzja]

Jestem wielką miłośniczką talentu pana Kazimierza Rudzkiego, dlatego dalsze moje słowa pełne będą uniesienia i rewerencji. Jeśli ktoś z trudem znosi peany i laurki dla aktorów, niech nie czyta dalej.
Moje pokolenie w ogóle nie ma pojęcia o tym artyście, zupełnie nie zna jego twórczości, ról, scenicznych przeobrażeń. Może komuś zamajaczy rola z serialu Wojna domowa, gdzie wcielał się w postać Kazimierza Jankowskiego, ojca głównego bohatera Pawła. Ja uwielbiam go w roli kapitana Ralpha Peacock'a, brytyjskiego oficera dowodzącego pustynnym oddziałem w Jak rozpętałem II wojnę światową. Świetny był też w Eroice, czy Nie lubię poniedziałków. Zresztą nie miał słabych ról i basta (przypominam, że na początku ostrzegałam przed hymnami pochwalnymi).
Urocze, ciepłe wspomnienia o Rudzkim otwiera jego siostra, a zarazem redaktorka tomu, pani Helena Głowacka (matka Janusza, tego od Good night Dżerzi  i od Kopciucha). Przypomniała ona czasy przedwojennej Warszawy, wizyty w sławnym sklepie ojca, który wydawał nuty i płyty gramofonowe, wspólne podróże zagraniczne. Z jej opowieści wyłania się człowiek obdarzony niezwykłym poczuciem humoru, dystansem, spokojem, wielką inteligencją.
Jeden z kolegów ze szkolnej ławy wspomina dyktando z polskiego, na którym poprosił Kazia o wskazówkę przy sprawiającym mu trudność fragmencie: pachołki z halabardami. Rudzki, bez mrugnięcia okiem kazał mu pisać: lokaje z pikami.
Niektórzy z autorów wspomnień w niniejszym tomie próbują dokonywać analizy osobowościowej, charakterologicznej, tłumaczą wybory i postawy Rudzkiego. Inni (pozostający w mniejszości, jak moja ukochana Stefania Grodzieńska) piszą z przymrużeniem oka. Czytając o pierwszym spotkaniu bohatera wspomnień z niezrównaną Stefą setnie się ubawiłam. Na samo wspomnienie kaziorucki razy trzy, wciąż się uśmiecham.
Szlachetny, rzetelny, oddany społecznik (w tomie przedrukowano jego listy do różnych instytucji, między innymi Urzędu Skarbowego, gdzie pismo zaczyna od słów Moi kochani...). Interweniował w różnych sprawach: miał zdanie w kwestii odbudowy Warszawy, dzięki jego interwencji na Górze Trzykrzyskiej w Kazimierzu Dolnym stanął wreszcie trzeci krzyż. Nawet skarga na niewłaściwie pomyślany rozkład jazdy miejskich autobusów przyniósł zmianę, taką estymą odznaczał się Rudzki!
Dystyngowany, poważny, elegancki, wytworny, pozostawał cudownie uroczym. Reprezentował dowcip w dobrym tonie, ze smakiem. Jak to określił Tadeusz Sivert,  był przedstawicielem komizmu intelektualnego. Bez tanich chwytów, szaleństw mimicznych czy wykorzystywania płytkich żartów. Przykładem kunsztu komediowego były jego konferansjerki, również drukowane w tomie. Być może dziś już lekko trącą myszką, są przykurzone, dla wielu nieczytelne ze względu na czasy, zmianę pokoleniową, brak znajomości nazwisk poszczególnych artystów, do których się odnosił.
Dla mnie pozostaje on niedoścignionym wzorem taktu, dystansu, uroku, a także wielkim artystą. Wspaniała postać, czarujące wspomnienia!

2 komentarze:

  1. Przyznam, że i ja nie kojarzę tej postaci. Ale dzięki Tobie to na pewno się zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety tym razem lektura nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń