piątek, 18 grudnia 2015

Ladislav Grosman - Sklep przy głównej ulicy [recenzja]

W oczekiwaniu na styczniową premierę Sklepu przy głównej ulicy w Teatrze Żydowskim (z udziałem Danuty Szaflarskiej)  z zaciekawieniem sięgnęłam po książkę.
Pierwsza Republika Słowacka, lata 40. XX wieku. To marionetkowe państwo utworzone przez nazistów po rozbiorze Czechosłowacji, państwo, które teoretycznie jako pierwsze dokonało masowych deportacji Żydów.
Wraz z autorem trafiamy do małego miasteczka, w którym na dobre rozpanoszyły się nazistowskie rządy. Główny bohater, stolarz Tono Brtko na razie stroni od rasy panów, jakoś to mu się udaje, ale jest okupione biedą i wiecznym gderaniem gnuśnej i marudnej żony, Eweliny. Dla niej największym wygranym w tej wojnie jest jej szwagier, Markus, który został faszystowskim komendantem. Dzięki swej pozycji rozdaje honory, decyduje o przejęciach żydowskich majątków.
Mimo wcześniejszych nieporozumień i rodzinnych niesnasek, Markus odwiedza biednych pobratymców, przedstawia Brtkowi propozycję przejęcia sklepu starej Lautmanowej. Ten manewr, udający hojny gest, ma za zadanie wciągnąć szwagra w antyżydowskie działania, ale przede wszystkim ma dopomóc w karierze Markusa. Bardzo źle wygląda niezaangażowany politycznie Brtko, a komendant chce piąć się dalej.
Choć początkowo wydaje się, że Tono jest człowiekiem moralnym, to cały nastrój książki powoduje silny niepokój, graniczący wręcz z pewnością, że stanie się coś złego. Chcę mu wierzyć, że nie ma złych zamiarów, jednak uległy charakter, zahukanie, znamiona strachu, a wręcz tchórzostwo, w które ubiera swego bohatera autor, pozwalają tylko czekać na jego ugięcie się, złamanie.
Tono poznaje Lautmanową, starutką właścicielkę sklepu z guzikami, która wydaje się nie mieć pojęcia w jak strasznych czasach przyszło jej żyć. Przygłucha, serdeczna i pełna dobrych chęci, myśli, że Brtko jest przydzielonym jej nowym subiektem, nie zdaje sobie sprawy, że pojawił się on po to, by pozbawić ją majątku.
Każde kolejne działania Tono pokazują, że jest on zagubionym, asekurantem o zajęczym sercu, który tak naprawdę marzy o spokoju i własnym warsztacie, w którym mógłby się oddawać renowacji mebli.
Cały czas czekałam na moment, w którym Tono się potknie, byłam ciekawa jak odnajdzie się w roli właściciela sklepu, jak potraktuje Lautmanową, która tak serdecznie się nim zajęła, tak dobrze go przyjęła. Nie potrafiłam jednak zgadnąć zakończenia, którego dramatyzm przerósł moje oczekiwania.
Grosman jest bardzo oszczędny w sformułowaniach. Nie epatuje wielkimi słowami, działa obrazowo, czasem tylko sugerując, dyskretnie podpowiadając czytelnikowi charaktery i zachowania swoich bohaterów. W prostocie siła, dlatego też wymowa i oszczędny nastrój utworu w efekcie robią na czytelniku tak kolosalne wrażenie.

czwartek, 17 grudnia 2015

red. Joanna Lisek - Mykwa - rytuał i historia [recenzja]

Ta książka musiała powstać. O mykwach w Polsce pisze się mało lub raczej wcale. w 2011 roku Uniwersytet Wrocławski wraz z Żydowską Gminą Wyznaniową zorganizował konferencję: Mykwa - przestrzeń, funkcja, prawo i motyw. Ten zbiór nie jest jednak tomem pokonferencyjnym, nie zawiera wszystkich ówczesnych wystąpień.
Jak pisze Joanna Lisek, konferencja pokazała, że nie ma  w Polsce rozwiniętych studiów nad mykwami, zaś poruszone tematy należy traktować jako stymulant do podjęcia kolejnych prób odkrycia dla świata tej części żydowskiej rzeczywistości.
Dla mnie najbardziej fascynujące okazały się artykuły zawarte w rozdziale Tradycje.
Wspaniała jest opowieść Marka Tuszewickiego o dziewiętnastowiecznym cadyku z Nowego Sącza, Chaimie Halberstamie. Ów znamienity chasyd dokonywał w mykwie wielu rytuałów oczyszczających. Niektóre z nich (choćby przez wzgląd na popularność bohatera, jak i jego renomę) noszą znamiona legend   Tuszewicki, opierając się na źródłach znalazł wiele niesamowitych historii związanych ze zwyczajami i ceremoniałami cadyka. Jak wszystko inne, także korzystanie z mykwy było surowo określone zwyczajami i tradycjami tego ruchu religijnego.
Bardzo ciekawy fragment rzeczywistości opisuje też Piotr Grącikowski, który sięga po zapomniane zapiski Reginy Lilientalowej, etnografki żydowskiej z przełomu XIX i XX wieku, która badała przesądy, jak i praktyki żydowskie. Jej notatki są skarbnicą wiedzy obejmującą ówczesne standardy, obyczaje. Fascynuje pogląd na nidę, czyli menstruację oraz wszystkie narosłe wokół niej przepisy, zasady ablucji, rytualnego oczyszczenia. Mykwa, czyli łaźnia rytualna jest nieodzowna w judaizmie, wszelkie biologiczne procesy dziejące się w organizmie kobiety, są z nią powiązane, po trosze przez nią sankcjonowane. Inaczej wygląda więc kąpiel rytualna kobiety bezpłodnej, inaczej ciężarnej, czy położnicy.
Zupełnie inaczej prezentuje się praca Aleksandry Przeździeckiej - Kujałowicz, która pisze o feministycznym podejściu do tradycji rytualnego oczyszczenia. Wiele współczesnych Żydówek zanurza się w mykwie po raz pierwszy przed własnym ślubem, dlatego, że prawo izraelskie nie przewiduje innego ślubu, niż udzielanego przez rabina, co stwarza sytuację, w której chcąca wziąć ślub Żydówka musi odwiedzić mykwę, gdyż bez zaświadczenia o rytualnej kąpieli ślub się nie odbędzie. Znów muszę nadużyć słowa: fascynujące, ale ono tak idealnie mi tutaj pasuje, że bez skrępowania sięgam po nie kolejny raz.
Gorąco polecam tę publikację wszystkim zainteresowanym żydowską tradycją i zwyczajami. Ja wrócę do niej jeszcze nie raz.

środa, 16 grudnia 2015

Milan Kundera - Święto nieistotności [recenzja]

Kundera jest znakomity w pokazywaniu, że ludzkie życie to nicość i gonienie za wiatrem. Na każdym niemal kroku bezlitośnie (ale z wielkim poczuciem humoru) pokazuje jak bardzo krótkie/wcale nie niezwykłe/co gorsza - brutalnie banalne jest życie.
Iluż znanym mi rozbamboszonym wielmożom (hasło witkacowskie) przydałaby się solidna dawka Kunderowej prozy, by wreszcie przejrzeli na oczy, i zobaczyli, że rzeczywistość to nie tylko oni. Daremne żale...
Święto nieistotności ma tę wielką zaletę, że jest bardzo krótkie. Jaką sztuką jest pisanie o tym co ważne, na stosunkowo niewielkiej powierzchni. Po co komu rozległe parabole, zakodowane symbole, spiętrzone alegorie, skoro można sprawę rozwiązać sprawnie i naprawdę prosto.
Mamy tutaj czterech paryżan. Przyjaźnią się, przez lata przyglądają sobie, ale przede wszystkim zastanej sytuacji. Pierwszy gorączkuje się na widok kobiecych pępków, ale zastanawia się też nad tym, gdzie w wymiarze społecznym lokuje się żeńska atrakcyjność i czar. Drugi szuka aniołów, kolejny nie radzi sobie z tym, że po nim nastąpiły kolejne pokolenia, a czas jest przecież w tej kwestii nieubłagany... Ostatni z przyjaciół, wiecznie bezrobotny aktor, postanawia wystawić wspomnienia Chruszczowa. Ma zamiar posłużyć się teatrem lalkowym, który najlepiej ma oddać groteskowość i karykaturalność historii.
Wstawki  fabularne obejmujące Stalina, Chruszczowa, a także etymologię nazwy miasta Kaliningrad aż skrzą się od purnonsensu, właściwego zarówno wspominanym czasom, jak i autorowi.
Nie chcę siać defetyzmu, ale Święto nieistotności dość jednoznacznie ocenia człowieczy los jako zbędny, często nędzny, a przy tym śmieszny, wiecznie pośpieszany przez zmianę czasów i obyczajów. Nic dobrego. Mimo to zapamiętale uczestniczymy w tym wyścigu po nic.
Mimo wszystko Kundera pisze tak lekko i zręcznie, że nawet ponura perspektywa jaką rysuje między wierszami nie jest w stanie popsuć nam humoru. Póki trwa lektura.

niedziela, 13 grudnia 2015

Leszek Herman - Sedinum. Wiadomość z podziemi [recenzja]

Książka ta idealnie wpasowuje się w panujący ostatnio w Polsce klimat tajemniczych znalezisk, hitlerowskich skarbów i pełnych mroczności wykopalisk, które rozpalają wyobraźnię wielu.
Szczecin. W samym centrum miasta dochodzi do katastrofy budowlanej. W dziwnych okolicznościach zapada się podziemny parking ekskluzywnego biurowca. 
Na miejsce przybywa jego właściciel oraz główny architekt budynku, którzy chcą jak najszybciej poznać przyczynę wypadku. Traf chce, że w pobliżu znajduje się również dziennikarka lokalnej gazety, dla której taki temat to nie lada gratka.
Okazuje się, że podziemia Szczecina kryją wielkie tajemnice. Parkingowa wyrwa odsłania tajny korytarz, w którym dwaj wyżej wspomniani panowie natrafiają na opla blitza, samochód, którym w czasie wojny szczególnie upodobała sobie Wehrmacht... Poza szczątkami zastrzelonego kierowcy natrafiają na dziwnie oznakowana skrzynia...
Od tej pory życie niektórych z bohaterów ulega drastycznej odmianie. Architekt, dziennikarka i pewien obcokrajowiec, który twierdzi, że potrafi odkryć tożsamość kierowcy opla.
Bardzo szybko okazuje się, że wojenna ofiara nie będzie tu jedynym problemem do rozwiązania. Na scenie wydarzeń pojawia się kolejny trup... Ponadto autor bardzo dba o ciągłe podkręcanie akcji, utrzymanie tempa i zaskakiwanie czytelnika.
Mamy więc do czynienia z tajemniczym listem, sarkofagiem pomorskiego księcia, pewnym szyfrem, a także zaginionymi dziełami sztuki, tajemnicami ukrytymi w sakralnych zabytkach sztuki.
Na dokładkę z historią wiążą się również masoni i templariusze, którzy wielu osobom kojarzą się z innym, bardzo znanym amerykańskim autorem książek przygodowych ze sztuką w tle.
Dużym walorem książki jest umiejscowienie akcji książki w Szczecinie, mieście, które do tej pory kojarzyło mi się jedynie z Zamkiem Książąt Pomorskich. Autor oprowadza, tłumaczy, pokazuje miasto z zupełnie innej perspektywy, która (mam nadzieję) zjedna sobie wielu entuzjastów.
Pewnym utrudnieniem są gabaryty książki, wiele elementów można było spokojnie pominąć, bez straty dla fabuły.
Ciekawy pomysł, który dzięki pewnym zabiegom zastosowanym w finale pozwala sądzić, że nie jest to ostatnie zdanie autora w kwestii szczecińskich opowieści.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:






piątek, 11 grudnia 2015

Andrzej Muszyński - Podkrzywdzie [recenzja]

Opis książki jest wspaniały, mamiący, hipnotyzujący i magnetyzujący.
Nie sposób oprzeć się zapowiedziom i zachętom. Niestety, sama książka nie spełnia oczekiwań. Jest koncept, wspaniałe tło, wyczuwalne (jak dla mnie) nawiązania literackie, pewien rodzaj tajemnicy i niepokoju, który w pewnym momencie traci na impecie.
Niewiadoma, mroczna rzeczywistość, tajemnice bohaterów wytrącają się z fabularnych torów, magia znika, zostaje nuda i poczucie braku prawdy. Nie idzie za tym (o dziwo) pretensjonalność. Na szczęście.
Jeśli autor nosił w sobie tę historię, to chyba nie do końca ją dopracował, zabrakło pomysłów na finał. Po mocnym początku, wszystko rozmywa się, traci na atrakcyjności, wpada na monotonię.
Gdzieś ginie magia obiecywana z okładki książki przez zachwalającego rzecz Nogasia.
Nie sposób jednak odmówić autorowi talentu do metafor i dezynwoltury w opisach codzienności na wsi.
Mamy wieś pełną niebieskich chat, wieś graniczącą z Pustynią Błędowską, wieś z pogranicza jawy i snu. Miejsce, gdzie tajemniczy Stójkowy przegonił księdza i dziedzica, gdzie dziadek mruczy pod nosem i czyta pogodę z przyrody, a w okresach marazmu zapomina się w piciu.
Obserwatorem rzeczywistości jest wnuk, który równie soczyście opisuje ubój podwórkowego drobiu, co wyprawę do zajętego przez Stójkowego domu. Patrząc na to jak przesądy i ludowe legendy wypierane są przez miastowe podszepty Stójkowego, widzi wnuk niecodzienne rytuały dziadka, będącego częścią tej ziemi, lasu, świata naturalnego.
Dziadek to odmieniec, oryginał. Izoluje się od rodziny, podąża za swoimi demonami, prowadzi tajemniczy Diariusz Dni Słonecznych, który pomaga mu w przewidzeniu bliższej i dalszej przyszłości. Nie jawi się ona jasnymi barwami.
Wnuk próbuje podejść dziadka, dowiedzieć się co kryje, czym jest jego wiedza, to samo chce osiągnąć Stójkowy, tylko czy uda im się poznać tajemnice dziadka?

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz - Bezlitosne, Najokrutniejsze kobiety dwudziestolecia międzywojennego [recenzja]

W latach dwudziestych Rita Gorgonowa przyjęła posadę guwernantki u Henryka Zaremby. Dość szybko nawiązała z nim romans, co nie tylko na trwałe popsuło jej stosunki z dotychczasowymi wychowankami, ale też zaowocowało ciążą. Narastały konflikty i awantury ze starszą wychowaną, Elżbietą, zwaną Lusią, co popsuło relacje między kochankami.
W końcu 1931 roku w willi architekta została zamordowana  Lusia. Poszlaki wskazywały na Grogonową. Fatalnie przeprowadzone śledztwo, liczne znaki zapytania i niedociągnięcia sprawiły, że proces ciągnął się latami, a poszczególne jego wyroki ulegały kasacji. Gorgonowa do końca nie przyznawała się do winy.
Ta sprawa zyskała na popularności dzięki filmowi Janusza Majewskiego, wciąż jest w niej coś niejasnego, niezgłębionego, a przez to wciąż atrakcyjnego dla obserwatora i czytelnika. W książce Bezlitosne autorzy wzbogacają materiał o wiele fotografii, i (co dla mnie najciekawsze) przedruki z gazet.
Każda ważniejsza sprawa tamtych czasów ma u nich osobny rozdział, bogaty materiał ilustracyjny, a także swobodny, codzienny język, który łatwo trafia do odbiorcy, a często nawiązuje do utrzymany jest w retro stylistyce. Anegdotki, pokazanie realiów obyczajowych tamtych czasów, a także czarny humor są ważnymi elementami książki.
Galeria pomysłów ówczesnych zbrodniarek jest imponująca: od pospolitych kradzieży, po przyjmowanie fałszywych tożsamości arystokratek, aż do trucicielstwa, oblewania kwasem i tym podobnych koncepcji.
Autorzy ze znajomością tematu oraz widoczną biegłością bardzo swobodnie układają swoją książkę w spójną i łatwo przyswajalną całość. Ciekawostki, tło obyczajowe, a także wspomnienie rożnych ruchów społecznych, w tym emancypacyjnych są dobrym uzupełnieniem treści.
Książka nie tylko dla miłośników dwudziestolecia międzywojennego.

Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:







niedziela, 6 grudnia 2015

Lee Child - Jednym strzałem [recenzja]

Jakże fatalnym pomysłem jest umieszczanie na okładce książki filmowego kadru, bądź wcielającego się w główną rolę aktora. Moja wersja Jednym strzałem obejmowała fotografię upozowanego na Jacka Reachera Toma Cruise'a (sic!). Jest to główny powód, dla którego znalazłam w sieci inną okładkę.
Sama fabuła idealnie pasuje jako kanwa do powstania filmowego scenariusza. Jaka szkoda, że film, który na jej motywach powstał jest taki słaby!
Fabuła tym razem osadza się w niewielkim amerykańskim mieście, które trafia na czołówki gazet jako miejsce działań snajpera szaleńca. Okazuje się, że pewnego piątkowego popołudnia pozbawił on życia pięć osób, które właśnie wychodziły z pracy.
Wszelkie dowody są niepodważalne, winny ujęty, w zasadzie nie ma się czego czepiać. Jason Barr, był żołnierz i strzelec wyborowy piechoty morskiej zostaje postawiony w stan oskarżenia. Na przesłuchaniu nie mówi nic, chce tylko, by odnaleźć Jacka Reachera, tylko z nim chce mówić.
Dlaczego? Jaką tajemnicę skrywa, i czemu tak bardzo pragnie spotkania z pozostającym w stanie spoczynku majorem żandarmerii wojskowej?
Reacher pojawia się w mieście i zaczyna snuć domysły. Burząc przyjęty schemat myślenia, próbuje odkryć prawdę o strzelaninie. Jak to zwykle bywa w jego przypadku, prawda oczywista i widoczna oczami każdego przeciętnego człowieka mocno różni się od prawdy zawartej w małych, drobnych sygnałach, jakie zawarły się w kolejnych krokach zabójcy...
Lee Child w dobrej formie. Jednak powinien pójść do sądu z twórcami filmu na motywach jego powieści. To co zrobili z książką, zasługuje na wielką karę.

piątek, 4 grudnia 2015

Karl Ove Knausgård - Moja walka. Powieść 3. [recenzja]

Nie mogę się powstrzymać przed zamieszczeniem tutaj tego cytatu. Jest on tak mocny, emocjonalny, a zarazem najlepiej oddający prawdę o narratorze. Fragment ów opisuje matkę autora, o której pisze tak: Ocaliła mnie, bo gdyby jej nie było i gdybym dorastał z tatą, prędzej czy później, w taki czy inny sposób, odebrałbym sobie życie. No ale ona była,  równoważąc mrok taty, ja żyję, a to, że żyję bez radości, nie ma żadnego związku z brakiem równowagi w dzieciństwie. Żyję, mam własne dzieci, a w związku z nimi zawsze zależało mi w zasadzie na jednej jedynej rzeczy, mianowicie na tym, żeby nie bały się własnego ojca.
Narrator opisując własne dzieciństwo, wraca do demonów  (a właściwie demona) przeszłości, którym niestety okazał się ojciec. Strach przed nim zaczyna doskwierać i czytelnikowi. Gdy na podjeździe zatrzymuje się jego samochód, ściska mnie w gardle. Nigdy nie wiadomo było co wyprowadzi go z równowagi: niedokończona herbata, spóźnienie, niechęć do rozmowy. Każdy powód był dobry, by kpić z chłopca, stosować kary fizyczne czy psychiczne. Niezrównoważony, pełen kompleksów despota, który na zawsze zmienił psychikę synów.
W trzeciej części Mojej walki autor skupia się na dzieciństwie: od pierwszego świadomego wspomnienia, przez wcale nie beztroskie dzieciństwo, szkołę podstawową, pierwsze przyjaźnie, miłości, fascynacje muzyczne i literackie, po lata gimnazjum, ówczesne zabawy, dyskoteki, założenie własnego zespołu muzycznego.
Poślednie miejsce zajmują matka, brat, dziadkowie. Najważniejszymi postaciami są ojciec oraz podwórkowi i szkolni koledzy. Ich zależności, relacje, wspólne historie stanowią o kształcie i kolorycie tej książki.
Nie jest kolorowo, raczej szaro i buro w różnorodnych połączeniach.
Najbardziej niezwykłe jest to w jaki sposób opisuje własną codzienność, jak wiele pamięta, jak wiele dopowiada, jak umie sprostać pisarskiemu zadaniu.
Tworzy literaturę z niczego. Wspomnienie jedzenia śniadania czy okładanie książek niebieskim papierem staje się w wyobraźni i literackim przekładzie autora historią ważną, obrazową, potrzebną. Niesamowite jest to,  jak potrafi on zaczarować czytelnika swoją historią, jakkolwiek jest ona banalna, zwykła i występująca w setkach tysięcy innych rodzin. Niezwykła zwykłość, która wciąga i porywa, aż do ostatniej strony.


czwartek, 3 grudnia 2015

Lee Child - Nieprzyjaciel [recenzja]

Ta książka to moja faworytka pośród opowieści o Jacku Reacherze.
Dlaczego? Ponieważ obejmuje jego służbę wojskową oraz prowadzone wówczas śledztwo dotyczące śmierci dwugwiazdkowego generała.
Rok 1990. Reacher jest majorem żandarmerii wojskowej oraz jednym z najbardziej cenionych wojskowych detektywów. Na dwa dni przed końcem roku zostaje on przeniesiony z Panamy do Karoliny Północnej. Od razu trafia na dość tajemniczą śmierć generała, która pozornie wygląda na naturalną śmierć. Wszystko zaczyna się komplikować, gdy ofiarą kolejnego morderstwa pada żona generała.
Reacher za wszelką cenę próbuje odkryć prawdę, jednak jego nowy przełożony zakazuje mu wszelkich działań. Dodatkowo, w dość podły sposób, zaczyna mu utrudniać pracę, a także czyni pewne aluzje i spreparowane fakty, które stawiają Reachera w bardzo niekorzystnym świetle.
Ponadto trup ściele się gęsto, kolejnymi ofiarami stają się dwaj wojskowi z bazy w której stacjonuje Reacher.
Nasz super hero ma nie lada zagwozdkę. Musi zmierzyć się ze spiskiem ukłutym w dowództwie, a także ma za zadanie oczyścić się ze wszystkich kalumnii, jakie zafundował mu zwierzchnik.
Na szczęście ma do pomocy oddanych współpracowników, ale przede wszystkim dysponuje wielką intuicją, inteligencją, a także odwagą, przebojowością i pewnością siebie. Reacher wpada w sam środek zawikłanej i bardzo niebezpiecznej intrygi.
To nie koniec trudności. Z Paryża dochodzą go bardzo niepokojące wieści, poważne problemy ze zdrowiem ma jego matka, Reacher musi znaleźć czas, by pogodzić śledztwo ze sprawami osobistymi.
Bardzo ciekawa fabuła, pełna zawikłań, ale też nowego, niezwykłego podejścia do głównego bohatera. Umieszczenie go w wymiarze zawodowym i prywatnym jest intrygującym i bardzo świeżym pomysłem, co owocuje wielką przyjemnością czytelniczą.