niedziela, 28 kwietnia 2019

Wojciech Orliński - Lem. Życie nie z tej ziemi [recenzja]

Wydawnictwo Agora
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2017


Przewertowałam archiwum mojego Bucha w poszukiwaniu Lemowskich recenzji i ze wstydem odkryłam, że mam tylko jedną jego książkę ("Katar"). Trochę się boję pisać o Lemie, za mała jestem, by komentować jego wielkie, wieloznaczne, wspaniałe utwory. Pewnie dlatego 6 (sic!) lat temu zdecydowałam się na komentarz w sprawie lemowskiego  kryminału. Przeczytałam ów komentarz - jest ostrożny, skupiony na treści. Zachowawczy. Bezpieczny.
Ostatnio z wielkim apetytem sięgnęłam po biografię Lema wydaną przez Czarne. Jestem przywiązana do tej serii, cenię ją, uważam za udaną.
I tu przyszedł czas na rozczarowanie. 
Po pierwsze, autor fabularyzuje swoją opowieść, tworzy sekwencje prawdopodobnych zdarzeń, opisuje całe sceny, które mogły się wydarzyć. Trochę upaja się własnymi wyobrażeniami na temat uwielbianego pisarza. Bo swoich uczuć, zachwytów i przywiązania do Lema wcale nie ukrywa, wręcz je podkreśla.
To akurat mały grzech biografa, ale jednak grzech.
Ponadto bardzo wiele jest tutaj odautorskich sugestii dotyczących autobiograficznych wątków, jakie autor przypisuje poszczególnych postaciom i wydarzeniom z lemowskich powieści. Czytelnik może oczywiście zaufać intuicji biografa, jednak to tylko przypuszczenia. Dużo tu (szczególnie na początku) spekulacji, rozważań, analiz, które nie przynoszą jednak pewności co do prawdopodobieństwa rozpatrywanych sytuacji. Takie balansowanie na krawędzi wierzytelności jest zupełnie niepotrzebne. Dodatkowo obciąża książkę dodatkowymi stronami, tworzy iluzoryczny, odautorski świat Lema, co nijak się ma do istoty biografii.
Za mało Lema w tej biografii. Został przysłonięty nadmiarem uczuć i namiętności Wojciecha Orlińskiego.
Tyle moich jęków.
Jeśli chodzi o pozostałe aspekty książki - wiele tu odniesień do wcześniejszych biograficznych książek o autorze "Solaris", przedruki listów, wspomnienia Szczepańskiego. Książka jest w dużej mierze oparta na tamtych właśnie pracach, poza autobiograficznym "Wysokim zamkiem" częste są odniesienia do wywiadów rzek Beresia i Fiałkowskiego.
Sam życiorys Lema to materiał na jedną książkę: od wojennego dzieciństwa we Lwowie, po krakowskie perypetie pisarskie, znakomite znajomości (jak Szymborska, Włodek, Turowicz, Szczepański), a także codzienne trudy i znoje związane z pisaniem i utrzymaniem rodziny.
O Lemie pisał wspaniale prof. Jerzy Jarzębski. Do pism Lema pod jego redakcją warto sięgnąć. 

piątek, 26 kwietnia 2019

Kateryna Babkina - Sonia [recenzja]

Przekład: Bohdan Zadura
Wydawca: Warsztaty Kultury w Lublinie
Lublin 2018

Przede wszystkim seria. Świetnie wydana, ze znakomitym projektem okładki Eweliny Kruszewskiej.
Zupełnie inna jakość na polskim rynku - skromna, wyważona, z poszanowaniem materiałów z jakich jest stworzona książka. Wielka rzecz.
Ciekawym zabiegiem jest też sięganie po młodych twórców zza wschodniej granicy - poznanie nurtujących ich problemów, wiodących trendów w literaturze itp.
Kateryna Babkina popełniła książkę drogi, w której oniryczny duch miesza się z powątpiewaniem i kompletną swobodą.
Tytułowa bohaterka książki, Sonia dowiaduje się, że jest w ciąży. Dziewczyna czuje się samotna i opuszczona, matka opiekuje się staruszkami w Szwajcarii, ojciec najprawdopodobniej przebywa w Polsce. Dziewczyna rusza jego śladem, chcąc odnaleźć prawdę o sobie, by w przyszłości móc dobrze pokierować relacjami z własnym dzieckiem.
Podróżując przez zachodnią Ukrainę do Polski dziewczyna spotyka bardzo różne osobowości. Każda z nich, choć na chwilę zbliża się do niej, otwierając Soni kolejną szufladkę z relacjami. Niestety, spotkania te są krótkotrwałe, dziewczyna nie umie stworzyć silnej relacji, co chwilę zmienia zdanie, ucieka, jest niespokojnym duchem.
W zasadzie pomysł na książkę był dobry, portretujący kobiety, dziewczyny w oczach ich bliskich. Okazuje się, że wpływ najbliższych na osobowość jest nie do przecenienia.
I tu kończą się mocne punkty powieści. 
Dalej autorka zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością: wszystkie wkręty krakowskie traktujące o Shoah są conajmniej nie na miejscu. Wydaje się, że chcą budować silne napięcia autorka posługuje się znaczeniami i symbolami, które kompletnie nie przystają do poruszanej przez nią tematyki.
Ten zgrzyt jest na tyle duży, że zepsuł mi całościowe postrzeganie powieści.
Silenie się na wstrząsanie nie zawsze wychodzi na dobre.
Autorka mogła zostać w swoim pokręconym, osobliwym świecie, to miało wartość i było jakieś. Łączenie ciężarnej młodej Soni z gettowymi ofiarami brzmi jak kpina.

wtorek, 23 kwietnia 2019

Caroline Kepnes - Ty [recenzja]

Przekład: Jacek Żuławnik
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2019

Premiera: 15.05.2019

Od samego początku ta książka była dla mnie niewygodna. Uwierała mnie słowami, gniotła aurą, męczyła kolorytem.
Pisana z perspektywy mężczyzny odurzonego  autorskimi wyobrażeniami o świecie i przekonaniem o własnej sprawczości.
Inteligentny, przebiegły, a do tego opresyjny, silnie zaburzony psychicznie Joe Goldberg pracuje w nowojorskiej księgarni, gdzie jednym z ulubionych jego zajęć jest tworzenie swego rodzaju portretów psychologicznych swoich klientów.
Pewnego dnia wpada mu w oko jedna z klientek. Jest na tyle zainteresowany jej osobą, że kradnie dane z jej karty kredytowej, zaczyna śledzić jej media społecznościowe.
Stopniowo wprowadza w życie swój przerażający plan, mający na celu osaczenie dziewczyny z księgarni -Guinevere Beck.
Stalker ma zamiar wyeliminować każde niebezpieczeństwo stojące mu na drodze do szczęścia, którym jest według niego związek z Beck.
Śledząc wpisy w internecie, śledząc dziewczynę, stopniowo zyskuje nad nią przewagę - wie z kim i kiedy się spotyka, jakie ma marzenia, a także jak ma wyglądać jej związek idealny.
Stalker przemienia się w wymarzonego partnera... Teoretycznie.
Nowy związek jeszcze bardziej intensyfikuje zaborczość i podejrzliwość Joe, nie cofnie się od przed niczym, by utrzymać w tajemnicy swoje działania, a także jeszcze bardziej zafascynować sobą Beck.
Ta bezwzględna i niebezpieczna gra staje się coraz bardziej psychodeliczna, a dla czytelnika nieznośna w sensie emocjonalnym.
Autorka w dość bezwzględny sposób rozprawia się ze współczesnością, dając jasno do zrozumienia, że na własne życzenie podajemy swoje życie na tacy. Każdemu. Każdemu kto korzysta z mediów społecznościowych.
Poprzez swoją wylewność każdy z nas może stać się ofiarą działania ludzi niebezpiecznych czy zaburzonych. Fotografując swoje śniadania, wakacje, dzieci, chwaląc się w kilku słowach najnowszymi zdobyczami, nagrodami, planami, możemy sobie nieświadomie zaszkodzić.
Ten gęsty, ponury w zasadzie thriller powinien być skutecznym lekarstwem na internetową wylewność.
Mam nadzieję, że uleczy nadmierne ludzkie gadulstwo.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:





poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Ursula Poznanski, Arno Stroble - Nieznajomi [recenzja]

Przekład: Anna i Miłosz Urbanowie
Wydawnictwo Mando
Kraków 2018

I znów mierzę się z książką napisaną dwugłosem. Para autorów, która zaskoczyła mnie "Darknetem" (tu recenzja) porywa się tym razem na thriller psychologiczny zamknięty w hermetycznym świecie Joanny i Erkia, którzy zaczynają niebezpieczną grę.
Trzeba bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której w swoim domu spotykasz nagle obcego mężczyznę, który próbuje ci wmówić, że jest jego prawowitym mieszkańcem i dodatkowo twoim narzeczonym. Z drugiej strony trzeba też wysilić wyobraźnię o obraz z drugiej strony. Stąd też trzeba sobie wyobrazić sytuację, w której wracasz do domu, a narzeczona cię nie poznaje, próbuje przed tobą uciekać i kompletnie cię nie pamięta.
Sytuacja nie do pozazdroszczenia. Bez dwóch zdań.
Sprawdzonym sposobem (jedynym dostępnym, by książka pisana przez dwójkę autorów) gdzie krzyżują się rozdziały opowiadane kolejno przez dwie strony, poznajemy szczegóły, zagłębiamy się w intrygę, a także ulegamy rosnącemu napięciu, jakie towarzyszy każdej kolejnej odsłonie tajemnicy.
Tutaj tajemnic jest co niemiara, wątki rosną w siłę niedomówień i grozy, z czasem czytelnik nabiera coraz więcej wątpliwości.
Finał jest zbyt mocno zmanipulowany, kombinacje wydają się być zbyt barokowe, jednak sama idea i kilka konceptów fabularnych całkiem się udało.
Siłą tego duetu jest znakomita współpraca - ich książki są spójne językowo, nie drażni odmienna literackość, różne style.
Autorzy dopracowują książkę jako całość, a to ważna umiejętność.


niedziela, 21 kwietnia 2019

Agnieszka Szacka - Kuracja dla serca

 Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2019
Premiera: 15 maja 2019 r.

Dobrze się stało, że bohaterowie powieści to ludzie dojrzali. Dość już hegemonii młodych, pozornie przebojowych, bogatych na kredyt korpo ludków, którzy na książkowych kartach zdobywają świat, popełniają błędy, szukają siebie, nie zostawiając miejsca dojrzałym, którzy jeśli już pojawiają się w powieściach to jako epizodyczny głos doradczy czy mgliste nawiązanie do fabuły.
W tym przypadku towarzyszymy historii Reanty, polonistki z Warszawy, rozwiedzionej matki dwójki dorosłych dzieci, która w związku z chorym sercem po raz pierwszy wyrusza do sanatorium.
Już w Nałęczowie przekonuje się, że trzy tygodnie z NFZ-ową ofertą będą dla niej nie lada wyzwaniem. Rozrywkowi współtowarzysze niewoli, mikre śniadanka, nudne zabiegi (choć są i przyjemne), rodzące się sympatie, ale też silniejsze fascynacje między ludźmi, którzy przyjechali do sanatorium po przygodę.
Udział w tym szalonym spędzie, nawet jeśli bierny, nie pozostawia Renaty bez refleksji na temat własnego samopoczucia i potrzeb, tych utajonych.
Dzięki rezolutnej i rozrywkowej współlokatorce szara i zdystansowana polonistka zaczyna korzystać z sanatoryjnych atrakcji, tych poza grafikiem określonym ramami ozdrowieńczych wskazówek NFZ.
W tego typu placówkach kuracjuszki stanowią lwią część turnusu, kuracjuszy jest dosłownie jak na lekarstwo. I gdy w stołówce pojawia się bardzo atrakcyjny Paweł, oczy wszystkich łowczyń przygód od razu obracają się w jego stronę. Wszystkie poza Renatą, której daleko do amorów. Przewrotny los popych ich jednak ku sobie, a my możemy tylko śledzić rodzącą się relację, jej ograniczenia i obawy, ale też nadzieje dla dwójki poranionych przez życie ludzi.
Autorka w swobodny, pozbawiony zadęcia sposób, bardzo lekko opisuje tę miłosną historię, dając czytelnikom oddech od rzeczywistości.
Warto czasem sięgnąć po taką niezobowiązująca, przynoszącą odprężenie książkę. A nuż ktoś znajdzie w niej bodziec do zmiany własnego losu?


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:





niedziela, 14 kwietnia 2019

Emir Suljagić - Pocztówki z grobu [recenzja]

Przekład: Agnieszka Łasek
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2007

To nie jest książka, którą należałoby rozpatrywać z perspektywy języka, jego piękna, literackości. Nie można też patrzeć na nią jak na reportaż.
Jedyną dostępną dla mnie formą odczytania "Pocztówek z grobu" jest potraktowanie ich jako świadectwa, opowieści życia, wspomnienia czasu horroru i gwałtu, ale też wspomnienie bliskich, których zabrało piekło wojny.
Autor, wówczas nastoletni chłopak, przeżył gehennę tylko dlatego, że był tłumaczem przy holenderskich siłach, będących częścią ONZ.
Srebrenica, lipiec 1995 roku. Uciekający przed serbskimi wojskami Bośniacy ze wschodu kraju kryją się w mieście, które na jakiś czas jest dostępnym dla nich schronieniem.
Z czasem miasto zostanie porównane do drugowojennego getta, odciętego od świata, skazanego na zagładę, w którym jednak przez pewien czas ludzie próbowali zachować życie i jego pozory, nie tylko wydając gazetę czy oglądając telewizję, ale także radząc sobie z chorobami, głodem, depresją.
Autor wspomina konkretnych ludzi i ich postawy, przedstawia własne wybory, pokazuje, jak trudnym  zadaniem było codzienne przeżycie w mieście skazanym na śmierć.
Nie jest on jednoznaczny w swoich ocenach, dla niego nie ma stron bez winy, również obserwatorzy i siły ONZ mają swój udział w masakrze.
Bo w końcu dochodzi do exodusu. Siły Mladicia wymordowały muzułmańskich mężczyzn i chłopców, opuszczających miasto w konwojach.
Jak to możliwe, że po II wojnie światowej, po doświadczeniu Shoah, po raz kolejny doszło do masowego ludobójstwa? I to niejednego - pamiętajmy o afrykańskich wydarzeniach.
"Nigdy więcej" powtarzane w lekturach, pismach traktujących o martyrologii pomordowanych miało wybrzmieć jako ostateczne zapewnienie. Nie wybrzmiało.
Srebrenica to opowieść o degradacji ludzi, o ich upokarzaniu, odczłowieczaniu, pozbawianiu praw, nadziei, w końcu życia.
To historia o końcu moralności, ciągłym i coraz bardziej drastycznym przesuwaniu granic człowieczeństwa, ale też fizycznej i etycznej wytrzymałości.
Wojna jest straszna, a to są zbyt małe słowa, by oddać jej potworność.
Suljagić wydaje się być martwym od środka. Opowiada o śmierci, widzi ją wciąż mimo upływu lat. Śmierć zabrała mu rodzinę, ale chyba też nadzieję na przyszłość.
"Pocztówki z grobu" to kasandryczne studium rozpadu i pędzącej coraz szybciej katastrofy, która, choć nieunikniona, była w pewien sposób spychana do kąta zdarzeń nieprawdopodobnych.
Świat zmierzył ku katastrofie. Nadal zmierza.

sobota, 13 kwietnia 2019

Sanjida Kay - Skradzione dziecko [recenzja]

Przekład: Hanna Pustuła - Lewicka
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2019

Premiera: 24.04.2019

Bycie rodzicem zmienia punkt widzenia na bardzo wiele spraw. Na literaturę także. 
Gdy rodzic czyta o porwaniu dziecka, przeżywa to zupełnie inaczej niż bezdzietny czytelnik. Wydaje mi się, że doświadcza lektury dużo silniej. 
Sandija Kay serwuje nam taką właśnie historię.
Zoe i Ollie po latach starań o dziecko zostają adopcyjnymi rodzicami Evie. Na fali szczęścia i spełnienia po jakimś czasie udaje im się doczekać kolejnego potomka, tym razem biologicznego.
Zoe realizuje się wychowując dzieci i malując obrazy. Ollie pnie się coraz wyżej po szczeblach zawodowej kariery w finansach. Patrząc z boku można mieć wrażenie, że to rodzina idealna.
Jednak sielankowy obraz zakłóca zazdrość Evie o młodszego brata, docinki, jakich jest ofiarą w szkole, ale nade wszystko tajemnicze przesyłki, jakie od pewnego czasu otrzymuje dziewczynka.
Okazuje się, że ktoś podrzuca jej listy i podarki, podpisując się jako prawdziwy, biologiczny ojciec, który ma zamiar odebrać dziewczynkę adopcyjnym rodzicom. Chce on odzyskać swoje skradzione dziecko...
Rodzice nie lekceważą sygnałów, zgłaszają sprawę na policję, jednak ten krok nie przestraszy zdesperowanego tajemniczego ojca, który nie spocznie, nim nie odzyska dziecka. 
I w takiej oto atmosferze strachu i niepewności będziemy odtąd podążać wspólnie z autorką aż do samego finału.
Po drodze poznamy motywacje, obiekcje oraz ukryte pragnienia i tajemnice głównych bohaterów oraz osób podejrzanych o udział w całej mistyfikacji dotyczącej listów i prezentów dla Evie.
Autorka pokusiła się o rozbudowanie psychologicznych profili niektórych postaci, chcąc tym samym wzbogacić fabułę, uczynić ją bardziej prawdopodobną i intrygującą.
Ten thriller porusza głównie ze względu na tematykę - sprawa w której na szali staje zdrowie i dobro dziecka zawsze poruszy wrażliwego czytelnika.
Wydaje mi się, że równie ważnym wątkiem w powieści jest ten związany z samotnością i poczuciem wyobcowania adoptowanego dziecka, które chce ukształtować własną tożsamość w oparciu o relacje z bliskimi i prawdę o swoim pochodzeniu. Trzeba jednak odpowiedzieć sobie na pytanie kto jest bliższy: matka, która urodziła, czy matka, która wychowała. Autorka pokazując relacje w adopcyjnej rodzinie daje wyraźny sygnał, że dbałość o relacje jest najważniejsza z uwagi na dobro wspólne.
Każda rysa, kryzys, brak porozumienia, może przyczynić się do rozłamu, a stąd już tylko krok do większych problemów.
O niektórych z nich traktuje "Skradzione dziecko".


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:



wtorek, 9 kwietnia 2019

Donald Antrim - Głosuj na pana Robinsona i lepszy świat! [recenzja]

Przekład: Mikołaj Denderski
Wydawnictwo Karakter
Kraków 2019

Realia, w których osadzona jest powieść początkowo wydają się mocno prawdopodobne, współczesne. Mamy oto miasteczko amerykańskie, w którym niemal wszyscy się znają, choćby z widzenia.
Przekonanie to ulega zatarciu, gdy czytelnik zapozna się na dobre z językiem autora. Sugeruje on wiele niecodziennych, czasem mrożących krew w żyłach zdarzeń (nierzadko z udziałem dzieci), które powodują zachwianie pewności co do realności powieści.
Postapokaliptyczny duch całej narracji pojawia się bardzo szybko i zostaje z czytelnikiem do końca.
Wśród bohaterów wyczuwa się nerwowość i nieufność wobec wszystkich, strach i gotowość na najgorsze. Sam burmistrz został zamordowany, zginął w strasznych męczarniach, choć powody i przesłanki nie są do końca jasne. 
Wiadomo jednak, że od tej pory każdy mieszkaniec próbuje zamienić swoje domostwo w twierdzę, dzieci bawią się w tworzenie pól minowych, zaś widok drutów kolczastych na podwórku nie jest niczym niezwykłym.
Potworna, pełna niepewności teraźniejszość wzmaga w ludziach poczucie niestabilności, tymczasowości i nieufności. Każdy może być katem, każdy może stać się ofiarą.
Groza codzienności splata się lekko z ekscentrycznym humorem, często ocierającym się o osobliwość, zarówno w treści, jak i w formie.
Autor zręcznie operuje językiem - przeplata różne style, konwencje, formy językowe, przynależące w powieści do różnych bohaterów, powodując, że podziwiamy jego sprawność lingwistyczną zarówno pod postacią bombastycznych fragmentów, pełnych zdobień i napuszonych ozdobników, a także anemicznych partykuł czy zaimków.
Autor bawi się językiem, formą, znaczeniem, wykorzystując je do pokazania swojej wizji, czy może sportretowania współczesnego świata, a może najbardziej jego amerykańskiej części.
W aktualnej sytuacji historia widziana z perspektywy nauczyciela, Peta Robinsona, zafascynowanego średniowiecznymi narzędziami tortur, nabiera nowego wymiaru. Dość groteskowego.

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Alex Kerr - Japonia utracona [recenzja]

Przekład: Maria Kwiecieńska - Decker
Wydawnictwo Karakter
Kraków 2019


Pięknie wydana książka. Zarówno okładka, jak i wewnętrzne przedruki prac japońskich artystów, które nawiązują do starych tradycji, pokazując tradycyjne ujęcia niezwykłych miejsc Kraju Kwitnącej Wiśni.
W przedmowie Alexa Kerra z 2015 roku, autor wyjaśnia, że dwadzieścia cztery lata po napisaniu pierwszego artykułu, który dał początek książce "Japonia utracona" widzi jak wiele się przez ten czas nauczył.
Niestety, konstatuje też, że dawny świat, naturalny krajobraz Japonii ulega zatraceniu, zniszczeniu. Artykuły będące treścią tomu są pewnym wspomnieniem tego zaprzepaszczonego świata.
Bogactwem tej książki jest opisywanie świata z perspektywy przybysza, obcego, który próbuje odnaleźć się w hermetycznym japońskim świecie, pełnym kulturowych znaczników, ale też obostrzeń.
Daleki od turystycznych szlaków, przewodnikowych widoczków, pokazuje Japonię nieznaną, niedostępną zwykłemu turyście.
Autor rozpisuje się o swojej fascynacji teatrem kabuki, niesamowitym przemianom jego aktorów (wielu z nich stało się dobrymi znajomymi Alexa Kerra). Pozwala on sobie na rozległe przemyślenia nad seksualnością Japończyków (a propos ról w kabuki). Zresztą, którego tematu by nie dotknął, czy pisze o kaligrafii, upadku tradycyjnego budownictwa, zachłyśnięcia się kulturą europejską czy wreszcie niszczenia krajobrazów przez bezrefleksyjną rozbudowę dróg, zawsze opatruje je szerokim komentarzem.
Warto zaznaczyć, że nie jest to łatwa lektura, która wartkim strumieniem wpływa do głowy. Lektura wymaga skupienia, zastanowienia, a czasem polemiki z autorem.
Z drugiej strony jest to przewodnik dla osób, które mają już wiedzę o Japonii, interesują się tematem i chcą go pogłębić w takich dziedzinach jak sztuka czy ekonomia.
I, choć kusi okładka, wspaniałe wydanie, to warto zaznaczyć, że książka ta będzie dla wielu osób rozczarowaniem, właśnie przez wzgląd natężenie przemyśleń autora, na ich ukierunkowanie.
Z drugiej strony, to ważny i ciekawy głos w sprawie japońskiej tradycji, podany przez obcokrajowca,  przedstawiciela kultury zachodniej, a  tym samym łatwiej przyswajalny w naszej szerokości geograficznej.
Książka traktowana jako ciekawostka, która pokazuje złożoność i niezwykłość Japonii.