niedziela, 22 stycznia 2023

Shalom Auslander - Matka na obiad [recenzja]


Przekład: Maciej Stroiński

Wydawnictwo Filtry

Warszawa 2022


Brawurowy pomysł fabularny, który nie dość, że gęsto umoczony w kpinie i karykaturze, to dodatkowo wmanewrowany w kanibalizm. Autor, poprzez ten kostium rozprawia się boleśnie z doktrynami religijnymi oraz polityką deklarowania tożsamości, płciowości. 

Naszym przewodnikiem po tym szalonym świecie jest Siódmy, pochodzący z kanibalskiej rodziny mężczyzna, który jedzie pożegnać się z umierającą matką. Obiecał jej, że po śmierci, zgodnie z plemienną tradycją spożyje matkę na obiad. Zresztą, każde z jego rodzeństwa, w myśl obrzędu musi dostać swoją część. Spotkanie wszyskich dzieci Amy w jej brooklyńskim mieszkaniu to gotowy przepis na wielką awanturę. Ponieważ jest ich kilkanaścioro, a każde z nich wybrało swoją drogę (od religijnego Żyda, przez homoseksualistę, po niepełnosprawnego umysłowo, jest też jedna kobieta, której na imię... Zero), mają oni zgoła różne pomysły na pożegnanie z matką, a także jej spuścizną.
Wspomnienia domowe, dzieciństwo, traktowanie poszczególnych dzieci, ich odbiór matki, pozostałego rodzeństwa, nie tylko ukształtowało ich wzajemne stosunki na lata, ale także predestynowało ich do wyborów życiowych w dorosłości. I tak, Pierwszy kompletnie zerwał stosunki z rodziną, zaś wspomniany Siódmy wydaje się być namaszczony na wykonawcę ostatniej woli matki.

Tak różni, tak osobni, a jednak znalazł się sposób, by doprowadzić ich do zgody. Nie chodzi jednak o śmierć matki, ta dla części z dzieci jest błogosławieństwem, dla innych nieistotnym szczegółem, są takie, które prawdziwie po niej płaczą. Prawdziwym łącznikiem okaże się inny czynnik, którego nie zdradzę, jest on jednak niezawodny i pozostawiający w cieniu i w niebycie wszelkie wahania i niepewności.

Autor na swój bezlitosny, ale wciąż inteligentny i zabawny sposób rządzi i dzieli opiniami, pamięcią i więzami krwi. Nie na żadnych złudzeń co do gatunku ludzkiego. Podkreśla podziały między grupami etnicznymi (ach te sherwoody!), dolewając oliwy do ognia opiniami głoszonymi przez swoich bohaterów.
Nie ma litości, nie ma złudzeń, a przy tym ubrany w pastiszowy, satyryczny kostium jest w tym bezkarny i  zgrywny. Połączenie tyle szalone, co nieczęste, a przez to interesujące.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz